czwartek, 18 sierpnia 2016

Od Nymerii C.D. Makoto

Patrzyłam na odchodzącego wilka. Z cichym jękiem, podniosłam się dopiero, gdy dźwięki jego kroków ucichły. Najlepiej, by nie znalazł mnie w tej jaskini po powrocie. Podniosłam Igłę z podłoża i wsunęłam ją za pas. Sztych musnął skórę na tyle, by z mojego pyska wydobył się cichy pisk. Kulejąc i klnąc z niemiłosiernego bólu, wyszłam z groty i ruszyłam w las, chcąc spocząć pod którymś z większych drzew.
Szukając odpowiedniego schronienia, usłyszałam ciche, ale niezrozumiałe dźwięki. Wszystko to zagłuszał szum drzew, dźwięki innych zwierząt i okoliczny strumień. Ktoś mógł walczyć, kłócić się, ewentualnie alpha wziął siłą jakąś samicę. Nie chciałam w to ingerować, dlatego po chwilowym przystanięciu, kontynuowałam poszukiwania z jeszcze większym uparciem.
Ostatkami sił, kilka razy padając na ziemię, dotarłam do odpowiedniego drzewa. Wysokie, z potężną koroną, wyglądało wprost idealnie. Wyjęłam zza pasa miecz i wbiłam go w ziemię, kładąc się na boku, tuż obok niego. Zamknęłam oczy, wracając myślami do kłamstwa. Stwierdziłam, że nazywam siebie Ja, nie pamiętając swego prawdziwego imienia. Zasugerowałam też, że żyję bardzo długo, że widziałam, jak najbliższe mi osoby po prostu znikają z dnia na dzień. Prawdą było jedynie to, że obserwowałam śmierć bliskich - na moich oczach spłonął mój ojciec. Potem tylko słyszałam plotki, iż moich małych braciszków ścięto, gdy powrócili do Winterfell, iż starsza siostra zniknęła i uznawano ją za zmarłą. Byłam pewna jedynie jednej śmierci - najstarszego z braci, który zginął na weselu swego stryja. Tylko głupiec uwierzyłby, że mówiłam prawdę, a kudłacz najwyraźniej był takim głupcem. To tylko potwierdziło myśl, że wilk nie da rady pomóc mi w zemście.
Kolejny krzyk, tym razem wyraźniejszy, brutalnie przerwał moje rozmyślanie i sprawił, że skupiłam się na rozszyfrowaniu słów. Poza niskim rechotem, przepełnionym wzgardą, ktoś wrzeszczał, wyzywając przeciwnika. Jeden przerwał całość, prawdopodobnie rzucając się do ataku. Ciszę przecinało wycie walczących, kolejne wyzwiska. Niski ton głosów sugerował, iż pojedynkującymi są mężczyźni, ale brak szczęku stali wykluczał walkę bronią białą. Mogli walczyć na pięści, albo przebywać zwierzęcych formach i używać magii, by pokonać swego przeciwnika. Zero honoru, bo któż na Północy myślałby o walce sztuczkami? Tam liczył się tylko oręż. Północ zawsze ceniła honor.
Nie chcąc, by zwycięzca skupił swoją uwagę na mnie, wstałam z ziemi, dysząc ciężko. Zdążyłam chwycić okryty skórą trzon miecza, zanim upadłam. Tym razem podniesienie się było zdecydowanie cięższe, ale wykonalne. Dobre kilka chwil męczyłam się z tą czynnością, zanim udało mi się w pełni ją wykonać. Zaraz po sukcesie, odeszłam od drzewa. Starałam się jak najszybciej zniknąć z okolic walki. Pomagając sobie Igłą, powoli oddalałam się od dźwięków pojedynku.

<Makoto?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz