środa, 31 sierpnia 2016

Od Kazana

Dzień był piękny i słoneczny. Wszyscy spacerowali po terenach watahy wykonując swoje prace. Sam też patrolowałem teren. Nagle obok mnie pojawił się Jay.
- Coś się stało?- Zapytałem.
- Jakiś spór. Nie wiem o co chodzi.- Powiedział mój towarzysz.
- Więc chodźmy zobaczyć co się stało.- Odparłem i pobiegłem za nim. Po chwili byliśmy już przed moją jaskinią.
- Co się stało?- Zapytałem wchodząc na skałę alphy.
<Ktoś?>

poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Od Skazy De Noir

Byłem w lesie. Pierwszy raz na tych terenach. Zdawałem sobie sprawę, że należą do jakiejś watahy, jednak nie baczyłem na to. Zrywałem piołun, kiedy poczułem woń jakiegoś wilka. Szybko podniosłem łeb, by sprawdzić, czy znam owe stworzenie i przede wszystkim czy nie stanowi zagrożenia. Jak się okazało nie było wrogo nastawione. Zerwawszy ziele, postanowiłem się z nim zaznajomić.
- Wiitaaj! - wykrzyknąłem udawaną radością jakbym znał ową postać od wieków. Jasne było oczywiście, że pierwszy raz widziałem jegomościa na oczy.
- O, cześć! - uśmiechnęła się lekko rozkojarzona. - Znamy się? - zmarszczyła trochę brwi , ale nadal się nieznacznie uśmiechając. Wydawać by się mogło, że moje przywitanie nieco ją zdezorientowało. Inaczej zapewne nie byłaby zbyt miła.
- Niee. - spojrzałem jej w oczy. - Jestem Skaaazaa. - szepnąłem cicho.
Nie odwzajemniła się jednak. Zauważyłem, że zdziwienie zaczęło powoli znikać z jej pyska i wadera staje się znudzona moją obecnością. - Jesteś nowy? Nic o tobie nie słyszałam.
- Stary. Nowy tylko w stadzie, jeśli pani mi łaskawie zezwoli. Czy mogłabyś zaprowadzić mnie przed oblicze Alfy tego stada? - odparłem nie nazbyt umiejętnie.
- Heh, dziwny jesteś. - burknęła nieco wymuszenie po chwili.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. - odparłem monotonie.

<Odpisze ktoś? Prroszę>

Skaza De Noir

Imię: Skaza De Noir
Pseudonim: Skaza
Człowiek: Coeur De Noir
Wiek: 15 lat
Płeć: Basior
Głos: Marek Barbasiewicz
Stanowisko: Cichociemny
Charakter: : Skaza jest szczupłym, eleganckim wilkiem, który nie został obdarzony siłą fizyczną, do czego sam się przyznaje, jednak posiada wysoki poziom inteligencji, co znacznie ułatwia mu wygraną w walce. Swój dar zwykle wykorzystuje jednak do wyzyskiwania innych i ulepszania jakości swojego życia, więc nie licz na jego pomoc.
Skaza porusza się inaczej niż pozostałe wilki - raczej sunie, prześlizguje się z nadzwyczajną gracją i zwinnością, choć w jego ruchach można wyczytać również lenistwo. Także jego sposób mówienia odbiega od normy. Zwykle robi to monotonnie i rozwlekle. Stara się również budzić w odbiorcy strach i nie dawać po sobie poznać, jakie uczucia kryje w danej chwili. Te intencjonalne zabiegi nadają mu odpowiednio mrocznego charakteru i majestatu. Jest raczej typem samotnika. Pomimo swojej bezwzględności jest raczej tchórzliwym basiorem, unikającym bezpośredniej konfrontacji i walki, choć fanatycznie kocha zabijanie. Jednym z jego ulubionych zajęć jest planowanie morderstw. Uwielbia patrzeć, kiedy jego ofiary godzinami zwijają się z bólu i cierpienia, do czego wykorzystuje cały arsenał własnoręcznie robionych, przeróżnych „zabawek” lub trujących roślin. Doskonale zna się na ich właściwościach. Podobnie jak na anatomii, dzięki czemu wie, co zrobić, aby ofiara umierała długo i boleśnie. Nim kogokolwiek wybierze do swoich niecnych celów, zastanowi się wielokrotnie, czy owe biedne stworzenie nie przyda mu się jeszcze do czegoś w przyszłości. Oczywiście nie robi niczego bez przyczyny. Jeśli już staniesz się wybrankiem Skazy, będzie to oznaczało, że w przeszłości zrobiłeś coś, czego robić nie powinieneś…
Żywioł: Eter, nekromancja
Moce:
◉ może zmieniać się w inne istoty żywe
◉ widzi i potrafi rozmawiać ze zmarłymi
◉ odporny na władanie jego umysłem (zmiany psychiczne, czytanie w myślach, itp.)
◉ odporny na wszelkie trucizny
◉ potrafi wytworzyć zarówno światło, jak i mrok
Umiejętności:
◉ wysoki poziom inteligencji
◉ niezwykła gibkość ciała
◉ dobra koordynacja
◉ możność wydobycia z siebie zarówno bardzo niskich jak i wysokich dźwięków
Rodzina: Widocznie nie wszyscy zasługują na to, by żyć.
Zakochany w: Zbrodni
Partnerka: Brak.
Potomstwo: Brak
Aparycja: Sylwetkę Skazy pokrywa długa, czarna sierść. Zawsze jest starannie uczesana, czysta i puszysta, dzięki czemu rozmiary basiora zwiększają się niemal dwukrotnie. Jego postać jest raczej wątła, wręcz anemiczna. Mimo tak słabego zdrowia osiągnął dość wysoki wzrost, co także utrudnia innym wilkom ujrzenie jego prawdziwej budowy. W oczy rzucają się długie czarne pióra, porastające grzbiet i kark, na którym zawieszone są zwykle tajemnicze i mroczne amulety, wykonane z piór, kości, czaszek drobnych zwierząt, zębów, patyków czy korali. Od czarnego futra znacznie odróżnia się czerwony znak, namalowany na czole basiora, spośród którego łypią niemal żarzące się błękitne ślepia. Jeśli chodzi o ludzkie wcielenie jest równie dziwaczne i mroczne. Mężczyzna ma około 180 centymetrów, jego ciało jest blade, zaś brązowe oczy otaczają sińce. Czarne włosy zwykł mieć w artystycznym nieładzie z wyrazistym białym pasmem z przodu. Coeur zwykł nosić twarz nieokazującą emocji, czasem jedynie pojawia się na niej grymas bądź uśmiech, co niekoniecznie zawsze nawiązuje do jego prawdziwych odczuć.
Historia: Urodził się w górach położonych na północ od terenów Watahy Księżycowych Wędrowców. Jako że był jedynym synem alf – Muerta i Sashy, gdyż reszta szczeniąt zginęła w wyniku chorób, miała na niego zstąpić odpowiedzialność dowództwa nad stadem. Opiekowano się więc nim i dbano, by nie stało mu się nic złego. Ponieważ w przyszłości miał dokonywać ważnych wyborów, jego rodzice zapewnili mu nauki u miejscowego szamana. Choć w głębi duszy był dobry i uczynny, to zawsze i we wszystkim przyznawano mu pierwszeństwo, toteż rozrosła się w nim pycha i duma. Począł uważać, że jest lepszy od pozostałych wilków. Coraz częściej wykorzystywał innych i patrzył na nich z góry. W końcu tak bardzo zapragnął dowodzić stadem, że postanowił zabić własnego ojca. Podał mu mięso natarte omiegiem – silnie trującą rośliną, występującą w górach – a następnie pod osłoną nocy zepchnął ciało z urwiska. Nie spodziewał się jednak, że jego zbrodnia nie będzie doskonałą, a on sam, zamiast wznieść się na szczyt, pogrąży się w nicości. Otóż owy szaman, który nauczał Skazę, nie zdążył przekazać mu wiedzy, na temat wykrywania trucizn w krwi, a że zamordowany był dowódcą stada, nie porzucono sprawy obojętnie. Pod rozkazem matki, Skaza został wygnany ze stada, ale i wówczas nie był pokorny. Nie zamierzał odejść bez ,,pożegnania”. Stawiał się hardo i walczył jak mało kto, choć był wątłej postury. W końcu opadł z sił i oddalił się posłusznie. Jako że Sasha całkowicie straciła zaufanie do syna i nie wiedziała, czego się po nim spodziewać nakazała zabezpieczyć stado. Nad bezpieczeństwem czuwali najlepsi wojownicy w watasze, zaś szpiedzy śledzili każdy, nawet najmniejszy ruch zwyrodniałego syna. Gdy powrócił, wszyscy byli gotowi na jego śmierć. Spodziewali się, że odbierze życie także własnej matce, ale on okazał skruchę. Z podkulonym ogonem podszedł do Sashy. Uwierzyli mu, a kiedy już byli gotowi na przebaczenie, Skaza wbił sztylet w jej pierś, po czym zaczął uciekać. Na nic zdały się pościgi i wielomiesięczne poszukiwania. Zniknął, ale pozostawił po sobie niemały ślad. Od tamtej pory w jego watasze krążą o nim jedynie opowieści, a on sam planuje zemstę…
Ciekawostki: Zainteresowania: Głównym zainteresowaniem Skazy są trujące oraz lecznicze właściwości roślin. Uwielbia także planować, począwszy od dróg, jakie wybierze podczas leśnej przechadzki, po skomplikowane morderstwa.
Towarzysz: Anarchia
KW: 100
Inne zdjęcia: -
Ludzkie zdjęcie: 1
Sterujący: Kasia100198 howrse

niedziela, 21 sierpnia 2016

Od Nymerii C.D. Makoto

Patrzyłam na leżącego wilka, wciąż nie mogąc zrozumieć jego zachowania. Nie mówił obojętnym tonem, nie reagował już zgryźliwie. Uśmiechał się i wyglądał na wdzięcznego za udzieloną mu pomoc.
- Dobrze się czujesz, kudłacz? - zapytałam niepewnie, patrząc w jego roześmiane oczy.
- Jestem ranny, ale ból ustał. - uśmiechnął się miło, poruszając łapami.
Podmienili go.
- Wiesz chociaż, jak się nazywam?
Przymrużył oczy, zerkając na ścianę. Milczał. Ja zaś podniosłam się, rozglądając po jaskini. Musieli tu mieć makowe mleko, czy senne wino. Po tym może powróciłby mu rozum. Przeszukałam większą część groty, jednak tych leków, tak typowych dla maesterów, nie znalazłam. Zrezygnowana, usiadłam obok kudłacza. Patrzył na mnie wyczekująco, najwyraźniej oczekując, iż zdradzę mu imię. Najwyraźniej nie pamiętał tych, którymi mu się przedstawiłam, więc miałam dowolność w wybraniu skóry, w którą się wcielę.
- Ashildr. - westchnęłam, znowu skupiając wzrok na jego pysku. Uśmiechnął się szeroko, wręcz obleśnie. Nie wyczuł kłamstwa, nie mógł wyczuć.
- A ja... - zaczął, jednak nie dane było mu dokończyć.
- Kudłacz. Nazywasz się Kudłacz. - dokończyłam jego wypowiedź. - Walczyłeś z rycerzem, ser Crollem Barrinem. Wyzwał cię na pojedynek, a ty go pokonałeś, odnosząc wiele ran.
Na pewno mi uwierzy.
- Byłeś gotowy roztrzaskać mu czaszkę, ale ostatecznie rozciąłeś mu brzuch.
- Dlaczego wyzwał mnie na pojedynek?
- Nie mógł znieść, że wyglądasz na silniejszego od niego. - uśmiechnęłam się złośliwie, jednak wilk nie rozpoznał intencji i wyszczerzył zęby. - Uratowałeś mnie, ser Kudłaczu.
- Naprawdę? - zapytał wyraźnie zdziwiony. Zachichotałam.
- Jesteś moim rycerzem, ser.

<Makoto?>

Od Sunrise C.D. Merlin

- Pozbierasz je sobie po drodze. - powiedziałam i ruszyłam. Po chwili basior dotrzymał mi kroku. Pokazywałam mu wszystkie tereny po kolei. Spotkaliśmy po drodze kilka wilków, jak Cheval, mój ojciec Kazan, Xorax oraz Amera, a nawet poszliśmy na wspólne polowanie. Po czasie wróciliśmy do jaskini szamanów. Zmęczona usiadłam na ziemi.
- Padam z łap. Te tereny są doprawdy ogromne, nawet o tym nie wiedziałam. - dyszałam. Merlin tylko zaśmiał się w odpowiedzi.
- Amera jest też nowym członkiem. To samo Virginie i Omega. Zapoznaj się z nimi, na pewno cię polubią. Są sympatyczne. - uśmiechnęłam się. - Dobra, ja uciekam do zobaczenia. - rzuciłam i wyszłam z jaskini.



Od Makoto C.D. Nymeria

Czułem okropny ból. Nie potrafiłem się podnieść ani wydusić słowa. Ledwo oddychałem. Nie wiedziałem nawet dlaczego mnie ten ból dopadł, czy też dlaczego jest taki silny. Poczułem na ranie czyjąś dłoń, przez co jęknąłem żałośnie.
- Kudłacz? - usłyszałem nagle żeński głos. Jaki kudłacz? Co to ma znaczyć w ogóle? W sumie, mogłaby mi się do czegoś przydać. Ciekawy jestem jak wygląda.
- We-zwij... Po-mo-c... - wydukałem chropowatym i przerywanym co chwila głosem. Kobitka, która obok mnie siedziała prychnęła coś pod nosem. Po chwili jednak usłyszałem jak oddalają się kroki. Jak dobrze pójdzie to może chociaż dam radę ją ujrzeć albo usunie się ten ból.
Rozmyślałem tak trochę. Po jakimś czasie usłyszałem kolejne kroki, jednakże te się zbliżały.
- Weźcie go na to. - powiedział bardziej męski głos. Znów urwał mi się film...
***
- Stracił dużo krwi. Więcej bandaży i proszków. 
Obudziłem się, jednak nie otwierałem oczu. Słuchałem co dzieje się dookoła mnie. Nic nie pamiętałem. Znów straciłem przytomność? Ból stał się o wiele bardziej znośny, niż przedtem. Podłoże było miękkie i przyjemne. Przysłuchiwałem się rozmowom, które niedługo potem oddaliły się i stały się cichsze, a zamęt wokół mnie ustał. Po czasie otworzyłem oczy. Spojrzałem przed siebie, skalna ściana. Wzrok zwróciłem ku swoim łapom. Mogłem nimi normalnie ruszać. W oddali zobaczyłem jakąś waderę. Mała, żółty kolor. Dziwna. Obok inna, dosyć wyróżniająca się. Zacząłem się powoli podnosić. 
- Leż! - warknęła ta mała i podbiegła.  
- Ja tylko...-
- Leż. - powtórzyła. Prychnąłem pod nosem. Druga wilczyca ruszyła powolnym krokiem w moją stronę i przysiadła. Żółta opuściła jaskinię i zostałem z Drugą sam na sam. 
- Jak się czujesz? - zapytała. Jednak powiedziała to jakby jej się nie chciało, albo, "bo tak wypada, więc zapytam". 
- Dobrze. Dziękuję. - uśmiechnąłem się. Jej wyraz twarzy był bezcenny. Otrzepała głowę na boki i jeszcze raz na mnie spojrzała.
- "Dziękuję?" 
- No tak. Coś źle zrobiłem? - spytałem zdziwiony.
- Dobrze się czujesz, kudłacz? - spojrzała na mnie zaskoczonym wzorkiem. Zacząłem chichotać.

Od Merlina CD Sunrise

Wszedłem do jaskini za Sunrise. Miło. Jednak jak dla mnie nie wyglądała jak jaskinia szamanów. Albo w niej żaden szaman nie mieszkał albo był bardzo niedoświadczony. Brakowało mi tutaj zapachu ziół. Po chwili w jaskini pojawiła się młoda wadera i na oko około trzydziestoletni basior.
- Merlinie to są Kiiyuko i Azzer. Nasi szamani.- Powiedziała Sunrise.
- Miło mi. Jestem Merlin nowy głównodowodzący szamanów i Arcykapłan.- Powiedziałem. Sunrise wyszła a ja zająłem się swoją pracą. Następnego dnia wadera znów pojawiła się w jaskini.
- Przyszłam oprowadzić Cię po terenach.- Powiedziała.
- To miło. Właśnie miałem udać się na poszukiwanie pewnych ziół.- Odparłem.
<Sunrise?>

Od Rosy Cd Kazan

Uśmiechnęłam się do wilka.
- Xorax na pewno się nie pogniewa.- Powiedziałam widząc wspomnianego basiora.
- Mogę Ci coś pokazać?- Zapytałam. Wilk zamyślił się.
- Jeśli masz ochotę...- Powiedział. Uśmiechnęłam się i zarzuciłam mu ogon na oczy. Poprowadziłam go przez las aż do Lodowego Wąwozu. Tam wprowadziłam go do czegoś w rodzaju lodowej jaskini. Zdjęłam ogon z jego oczu.
- Co myślisz?- Zapytałam. Wilk rozglądał się chwilę po jaskini.
<Kazan?>

Od Sunrise C.D. Merlin

- Sunrise. - przedstawiłam się. Nie wyglądał na zwyrodnialca. Zbliżyłam się. - Własnie miałam do szamana się wybierać. - powiedziałam. Wilk w odpowiedzi się tylko uśmiechnął. Ruszyłam powolnym krokiem przed siebie.
- Zaprowadzę cię. - rzuciłam, wymijając go. Po chwili usłyszałam za sobą kroki nowo poznanego mi wilka.
***
Połowę drogi spędziliśmy w milczeniu, a drugą połowę na rozmawianiu. Opowiedziałam mu o zasadach tu panujących, o członkach. W końcu dotarliśmy do jaskini szamanów.
- To tutaj. - oznajmiłam, wskakując na skałę. Weszliśmy do środka. - Kiiyuko, jesteś tam? 

Od Nymerii C.D. Makoto

Zamarłam, widząc jak ostrze wychodzi z piersi kudłacza i zatrzymuje się tuż przed moją twarzą. Ze sztychu, prosto na mnie, skapywała świeża, jeszcze nie zakrzepła, krew. Przerażona, wysunęłam się spod nieprzytomnego, albo martwego, mężczyzny i sięgnęłam po miecz, podrywając się z ziemi. Nie utrzymałam się za długo na nogach - zaraz osunęłam się na kolana, próbując złapać oddech. Upuściłam Igłę.
Nieznajomy, błagam... Nie odbieraj mi życia, nie teraz...
Podniosłam głowę, wpatrując się w alphę, odwracającego ciało kudłacza. Splunęłam krwią, ukazując niemą wzgardę do czarnego wilka. Popatrzył na mnie i odwrócił się, mruknąwszy coś o niewdzięczności. Powolnym krokiem odszedł, jakby liczył, że mu podziękuję.
Dopiero, gdy zniknął za drzewami, spróbowałam się podnieść, wolniej niż wcześniej. Wbiłam sztych Igły w ziemię i, trzymając rękojeść, wstałam. Ból znowu odezwał się w rannej nodze, jednak zdołałam się utrzymać. Szarpnęłam mieczem, wyrywając go z ziemi i podeszłam do leżącego kudłacza. Nie schyliłam się, by przyjrzeć się jego ranie. Z wysokości kilku stóp widoczne było miejsce, gdzie miecz przebił się przez ciało. Nie zdołałabym mu pomóc, nawet gdybym chciała. Przeciągnięcie mężczyzny choćby kilka łokci, było niewykonalne. Mimo to, schyliłam się i dotknęłam rany. Krew zakrzepła, tworząc tarczę, ochraniającą uraz.
Ojcze, osądź go sprawiedliwie.

<Makoto?>

Od Merlina Cd Sunrise

Rozejrzałem się wokół. Po chwili obok mnie pojawiła się jakaś wadera.
- Witam pana.- Powitała mnie.
- Witam panienkę.- Powiedziałem kłaniając się.
- Co pana tu sprowadza?- Zapytała przyglądając mi się.
- Szukam jaskini szamanów. Właśnie dołączyłem do watahy. Alpha powiedział żebym na razie udał się do jaskini szamanów a potem wyznaczy kogoś do oprowadzenia mnie po terenach.- Powiedziałem uśmiechając się.
- A tak w ogóle to jestem Merlin.- Dodałem przyglądając się waderze.
<Sunrise?>

Od Sunrise

Skończyłam owijać bandażem łapę Midnight.
- Już, gotowe. - powiedziałam, odchylając się. - Sprawdź, czy umiesz chodzić.
Wilczyca przeszła się po jaskini i uśmiechnęła się.
- Jest super, dzięki Sun. - powiedziała i wyszła. Westchnęłam i rozejrzałam się po miksturach. Zaczęłam szukać tej, którą miałam dzisiaj zanieść Cheval'owi. Potrzebował jej do czegoś. A czego, nie wiem. Pokrótce znalazłam buteleczkę z niebieską błyszczącą cieczą. Nagle usłyszałam kroki. Odwróciłam się za siebie, jednak nic nie dojrzałam.
- Halo? - zawołałam, rozglądając się. W oddali ujrzałam białego wilka z kolorowymi rysami przy oku.

Merlin

 
Imię: Merlin
Pseudonim: Merlin skróceń nie toleruje 
Człowiek: Merlin ze Wzgórza 
Wiek: 100 lat wilczych i 400 ludzkich jak można się domyślić jest posiadaczem daru nieśmiertelności 
Płeć: Basior
Głos: - poszukiwany-
Stanowisko: Głównodowodzący szamanów i Arcykapłan 
Charakter: Merlin jest wilkiem miłym jednak stanowczym. Nie lubi kiedy ktoś młodszy od niego zwracam mu uwagę. Nie znaczy to że zawsze twierdzi iż ma rację. On po prostu wie kiedy nie ma racji. Merlin jest bardzo mądry i lubi się tą mądrością dzielić. Kolejną z jego ulubionych czynności jest prowadzenie długich konwersacji naukowych i dzielenie się swoją wiedzą. 
Żywioł: Czas, Nekromancja, Umysł a także Natura 
Moce: Związane z żywiołami. Posiada też pewny dar, dzisiaj już niemal niewystępujący. Wilki i ludzi takich jak on nazywa się "Widzącymi". Merlin bowiem potrafi dostrzec cudzą przyszłość.  
Umiejętności: Jego najważniejszą umiejętnością jest doskonała pamięć. Umie też niespotykanie szybko ocenić ryzyko i potencjalne zagrożenia. Jest również znawcą wielu chorób i potrafi je wyleczyć bez najmniejszego trudu. 
Rodzina

Haroon - Druid który był mentorem Merlina. Był również prawdopodobnie jego ojcem. Oprócz niego Merlin nikogo nie miał. 
Zakochany w: ---
Partnerka: ---
Ex: Miał żonę Nimue. 
Potomstwo: Miał kiedyś syna. Nosił imię Eragon. Niestety zginął. 
Aparycja: Merlin jako wilk jest dość wysoki. Ma białe futro w które tkwią powtykane pióra. Na prawej stronie pyska posiada kolorowe malunki. Ma również heterochromię - jedno oko niebieskie, drugie złote. Jako człowiek również jest wysoki. Ma białe włosy a także niebieskie oczy. 
Historia: Merlin urodził się jako człowiek. Przez 15 lat wychowywali go przybrani rodzice. W dniu 15 urodzin do wioski w której Merlin mieszkał przybył druid. Wtedy też zabrał młodzieńca do siebie. Merlin rozpoczął swoje szkolenie na nowego druida. Było ono długie i męczące nie tylko pod względem umysłowym ale i fizycznym. Druid według Haroon'a musiał być silny i zwinny ale też i niezwykle mądry. Po pięciu latach młodzieniec znalazł jajo Archimedesa. Merlin zaopiekował się małą sową, która wkrótce stała się jego towarzyszem. Kiedy mężczyzna miał 30 lat przeszedł swego rodzaju "chrzest bojowy". Młody uczeń druida wziął udział w wojnie pomagając wojownikom z chorobami a także służąc swoją magiczną siłą. Po wygraniu wojny Merlin wraz z swoim mentorem powrócili na swoje wzgórze. Po wielu latach ukończył szkolenie stając się nowym druidem. Zaczął się przemieniać w wilka i prowadzić jego życie. Po pewnym czasie spłodził syna, który miał być jego następcą jednak chłopiec zmarł na polowaniu. Po wielu wiekach przemienił się w wilka na stałe i dołączył do watahy. 
Ciekawostki: Jako człowiek jest druidem. 
Towarzysz: Jego głównym towarzyszem jest Archimedes. Jednak jako że wspomniany Archimedes jest władcą sów to towarzyszami Merlina są również jego poddani. Za towarzysza można też uznać Aragorna.
KW: 100
Inne zdjęcia: ---
Ludzkie zdjęcie: 1 Więcej zdjęć 
Sterujący: KPA

Od Makoto C.D. Nymeria

Stałem nad rozlewiskiem krwi mojej roboty, kiedy nagle usłyszałem damski głos.
- Brak ci honoru. - powiedziała stanowczym tonem. Odskoczyłem i odwróciłem się w jej stronę.
Spojrzałem na dziewczynę. Wiedziałem, że skądś ją znałem, ale nie wiedziałem skąd. Miałem totalną pustkę w głowie. Nie pamiętałem nic. Tak jakbym nie wiedział co to przeszłość, a liczyła się tylko teraźniejszość, zostawiając za sobą resztę. Zaśmiałem się donośnie.
- Brak ci honoru... - powtórzyła. Wyjęła przed siebie miecz.
Posiekam cię tak, jak jego.
Uśmiechnąłem się szyderczo. Zacząłem wywijać orężem. Ona tylko unikała, skakała w różne strony. Dla niej stawało się to coraz bardziej męczące, dla mnie wręcz przeciwnie. Upadła kilka razy, ja w sumie też. W końcu udało jej się zaatakować moją rękę. Syknąłem z bólu. Krew spływała po mojej ręce, brudząc ubranie.
Pożałujesz tego.
Zamachnąłem się porządnie w stronę jej prawej łydki. W ułamku sekundy odskoczyła do góry, a później w bok. Ruszyłem biegiem w jej stronę, rzuciłem się na nią i powaliłem na ziemię. Byłem teraz centralnie nad jej twarzą. Spojrzałem jej w oczy i nacisnąłem ciałem na nią bardziej. Siłowaliśmy się tak jeszcze jakiś czas. Usłyszałem coś za sobą, jednak to zignorowałem.
Co okazało się zasranym błędem.
W końcu poczułem, że coś ostrego przebija się przez moje plecy, a następnie środek ciała. Przestałem naciskać. Rozrywało mnie od środka. Niemiłosierny ból przeszył mnie całego. Zostałem w bezruchu. Moje ostrze zamieniło się ponownie w krew, wpłynęło z powrotem do środka mojej dłoni, a pierścień powrócił na palec. Szkarłatna ciecz zaczęła kapać z moich ust małymi kropelkami. Brudziła ubranie nieznajomej (a może jednak znajomej) mi dziewczyny, po chwili wypalając małe dziurki w materiale, z którego było zrobione... Czarne plamy przed oczami robiły się coraz bardziej wyraźne. Zakręciło mi się w głowie i upadłem przygniatając ją. Kątem oka ujrzałem czarnego wilka... Też go znałem. Ogromny, miał złoty medalion na szyi. Zamknąłem oczy. Położyłem głowę. Film mi się urwał.
<Nymeria?>

Od Virginie

Niepewnie otworzyłam prawe oko, które sklejone żółtawą mazią nie pozwalało mi, ani na spojrzenie w bok, ani tym bardziej, na zapoznanie się z własnym sanktuarium. Z początku dnia jedyne co zdążyłam zrobić, to zjeść mało wartościowe śniadanie.
Chłodny powiew wiatru łaskotał mnie mnie po pysku. Wysoka trawa ocierała się o moje łapy, szelest wyschniętej roślinności roznosił się echem po terenach sfory. Szłam. Gdzie? Sama nie miałam zamierzonego celu, przed siebie. Ominęłam się o Lodowy Wąwóz, na którym pozostałam na dłuższą chwilę. Przejrzałam wzrokiem to i owo, aż w pewnym momencie usłyszałam cichy szelest, na którego dźwięk od razu się najeżyłam.
- Co się tak boisz? - nieznana postać dosłownie syczała jak jadowity wąż, co wzbudziło moje podejrzenia.
Nie odpowiadając na zadane pytanie gwałtownie zaczęłam kręcić się w okół własnej oczy z czujnym wzrokiem i węchem. Nie byłam w stanie wychwycić żywej duszy, gdyż bodajże wilk biegał gdzie sie dało aby mnie sprowokować. Zaczęło kręcić mi się w głowie, co spowodowało upadkiem.

Jakiś samiec? Najlepiej w podobnym wieku Vir.

Od Sunrise C.D. Azzer

Weszliśmy do środka jaskini. Była ozdobiona różnymi diamentami, rubinami i szafirami, których nawet wyrwać nie mógł Kazan. Trzeba było odpowiedniej do tego osoby. Spojrzałam przed siebie. Stała tam uśmiechnięta Kiiyuko.
- Hej, Yuko. - uśmiechnęłam się na powitanie.
- Cześć, Sun. - odwzajemniła uśmiech i podeszła do mnie. - Przyprowadziłaś gościa?
- Tak, to jest pan Azzer. Panie Azzer, to jest Kiiyuko, nasza szamanka. - przedstawiłam ich sobie.
- Bardzo mi miło. - ukłonił się Azzer. Wilczyca zrobiła to samo.
- Od dziś będziecie współpracować. - zadałam. - Kiiyuko, szanuj pana Azzera, ponieważ możesz się od niego wiele dowiedzieć i nauczyć. - dodałam. - Jest doświadczonym szamanem.
- Bardzo się cieszę, że już nie będę sama. - powiedziała i spojrzała to raz na mnie, to raz na Azzera.
- To wy sobie porozmawiajcie, a ja wezmę te mikstury, które miałaś mi dać. - rzuciłam, wyminęłam Kiiyuko i zaczęłam zbierać miksturki z medycznej półki, które często aplikowałam pacjentom. Wadera czasem je robiła, gdyż jak miałam za dużo pracy to po prostu poprosiłam ją o pomoc.

Od Azzera CD Sunrise

- Azzer. - znów delikatnie schyliłem łeb - Nie widziałem Kiiyuko w jaskini. Być może już przyszła, aczkolwiek to nie jest pewne.
- Sprawdźmy. - rzekła żwawo wadera. Skinąłem głową na „tak”, jakbym chciał powiedzieć „dobrze”. Do jaskini nie było wcale daleko.
- Czy wiesz, że rzeczka płynąca obok jaskini Szamanów, jest Wodą Źródlanego Oddechu, ma właściwości lecznicze i nie tylko? - zagadałem.
- Taaak, coś o tym słyszałam, ale nie byłam dokońca pewna, czy to prawda. - odparła. Dalszą drogę spędziliśmy w ciszy. Po chwili przyleciał do mnie Orrit.
- Witaj, przyjacielu. - rzekłem unosząc łeb do góry, gdyż Orrit wirował w powietrzu.
- A kto to? - zapytała Sunrise.
- Orrit. Mój stary przyjaciel.
Orrit utworzył z siebie rękę i podał ją Sunrise. Uścisk dłoni zapięczętował ich znajomość. Po chwili widać było rzeczkę, tą samą, co płynie obok jaskini. Zaraz po tym więcej roślinności. To oznaczało, iż niedaleko jaskinia. Chwilę po tym już byliśmy przed mamą Szamanów, którą śmiało można nazwać ich domem.
<Sunrise?>

Promocja dla szamanów

Jako że szaman większości z nas kojarzy się z starym i mądrym wilkiem. Zgodnie z tym mniemaniem postanowiłam dodać specjalną promocję dla szamanów. Trwać ona będzie jedynie przez dwa dni do końca dnia dzisiejszego i jutro. No więc przez te 2 dni szamani będą mieli prawo do darmowej nieśmiertelności. Jako szamani mogą też dołączać starsi niż 30 lat. Jeśli szamani chcą być wzięci pod uwagę podczas promocji proszę podpisać się w komentarzu. 

Kazan

Od Amery

Właśnie skończyłam dekorować swoją jaskinię.
-I co o tym myślicie? -zapytałam.
-Jest na prawdę piękna. -odpowiedziała Chicka.
-Eee... no wiesz.... -zaczą Freddy.
-Jaskinia jak jaskinia. -dokończył za niego Springtrap.
-Dzięki Chicka . Wal się Springi, sam byś lepiej je nie udekorował. -powiedziałam.
Nagle usłyszałam szelest w krzakach.
-Schowajcie się. -powiedziałam.
Podeszłam bliżej, a z nich wyszedł jakiś basior.
-Przepraszam, że spytam, ale dobrze się czujesz? -zapytał nieznajomy.
-Tak. -odpowiedziałam.
-Czemu gadałaś sama do siebie?
-Nie gadałam sama do siebie, tylko do moich przyjaciół. A tak w ogóle, to kim ty jesteś? Co!?

Nieznany basiorze? (Kto chętny do odpisu?)

sobota, 20 sierpnia 2016

Od Nymerii C.D. Makoto

Śmiech, gwałtownie przerywający spokój, doprowadził do tego, iż potknęłam się o Igłę i z głośnym jękiem, upadłam na ziemię. Nasiąknięta wodą gleba, od razu przyległa do mojej sierści, sprawiając, iż jej barwa, z jasnego brązu, zmieniła się w błotnisty. Mimo tych przeciwności, kwicząc z bólu, podniosłam się. Chwyciłam głowicę miecza i, pomagając sobie nim, powolnym krokiem ruszyłam w stronę, z której dobiegał dźwięk. Dotarcie tam okazało się jeszcze trudniejsze. Ziemia, jak na złość, stała się błotem. Broń także nie była pomocna, wbity sztych co rusz przesuwał się do przodu, stając się bezużytecznym. Będąc już wystarczająco brudną, usiadłam w możliwie najsuchszym miejscu i szybko, jak na osobę ranną, zmieniłam formę. Brudnymi palcami dotknęłam płazu Igły, ścierając z niego błoto. Ścisnęłam krawędź materiału koszuli i przetarłam nią ubłocony sztych. W przeciwieństwie do reszty ostrza, nie był tak czysty, a jedynie zmącony czystością i brudem. Nadal dzierżąc Igłę, podniosłam się, tym razem sprawniej, i kontynuowałam swą podróż do źródła dźwięku.
Na miejsce udało mi się dotrzeć, upadając tylko pięć razy, dlatego też tylko kolana i dłonie miałam brudne, ale z tym także się uporałam - dłonie wytarłam o utwardzaną skórę, gdy brud zaschnie - po prostu zdrapię go z mojej zbroi.
Po dotarciu do malutkiej polany, przez chwilę ukrywałam się w zaroślach, by móc nakreślić panującą tam sytuację. Na ziemi leżał rosły mężczyzna, z przeciętym brzuchem i jelitami na zewnątrz, zapewne nie przeciętymi, gdyż w powietrzu dało się wyczuć jedynie woń trupa, którym zajęły się czarne ptaki - kruki. Nad poległym, stał drugi mężczyzna, słabiej zbudowany, dzierżący dwuręczny miecz, którego głownię pokrywała krzepnąca krew, mieszająca się z spływającą ze sztychu. Odwrócony wojownik machnął kilka razy swym orężem, przecinając powietrze. Znowu zaśmiał się. Zacisnęłam dłoń na rękojeści Igły i, starając się nie kuleć, wyszłam z zarośli. Milcząc, stawiając ciche kroki, które dodatkowo tłumił mech, podeszłam do zabójcy.
- Brak ci honoru. - powiedziałam, starając się brzmieć dumnie i stanowczo. Mężczyzna odskoczył, jak gdyby pożerały go języki płomieni, odwracając się.
Kudłacz. Jak mogłeś to zrobić?
Oczy mężczyzny przypominały szkarłatny blask płomieni, które trawiły budowle Winterfell. Jego twarz wyrażała pogardę, na ustach błąkał się dziwny uśmiech. Zaśmiał się, a jego głos ociekał wzgardą.
- Brak ci honoru. - powtórzyłam, obracając w dłoni miecz. W otwartej walce nie miałam szans, musiałabym odpierać ciosy i ich unikać, a szansy na kontratak nie zyskałabym szybko.

<Makoto?>

Od Kazana Cd Rosa

Uśmiechnąłem się do wadery.
- Niby mam jednak nic ważnego.- Powiedziałem. Wadera znów obdarzyła mnie uśmiechem.
- Będą źli że nie wypełniasz obowiązków Alphy.- Powiedziała.
- Zależy kto. Xorax na pewno a reszta raczej nie.
- Czemu tylko on?
- Bo on to za mnie zrobi.- Powiedziałem śmiejąc się.
<Rosa?>

Amera

Imię: Amera
Pseudonim: Ami, Mangle
Człowiek: Aleksandra Ame
Wiek: 5 lat
Płeć: Wadera
Głos: Angel of Darkness
Stanowisko: Znosząca
Charakter i Historia: Amera woli przezywać siebie Mangle. Ma swoich wymyślonych przyjaciół: Foxi, Freddy, Golden Freddy, Chicka, Bonnie, Sprnigtrap (gold bonnie). Przezywa ich wszystkich animatronikami. Czemu ma wymyślonych przyjaciół? To wiąże się z jej bardzo długą historią, więc opowiem tylko kawałek. Przez jakiś czas w swoim życiu mieszkała w sierocińcu. Tam adoptowała ją kobieta o imieniu Julia. Miała ona córkę o imieniu Pati. Pati miała uszyte własnoręcznie postacie z gry. ,,Wilczyca" i dziewczynka cały czas spali z maskotami. Kiedy Pati urosła wyrzuciła zabawki, Amera bardzo je kochała i wyruszyła na poszukiwania. Niestety znalazła tylko jedną o imieniu Mangle, była to biało-różowa lisica. Później nastąpiło trzęsienie ziemi, na szczęście pamięć o jej nieprawdziwych przyjaciołach nie została uszkodzona w porównaniu do jej maskotki. Amera zrozumiała, że utraciła swoją jedyną przyjaciółkę, dla tego sama przybrała jej imię. Potem znalazła się tu, w tej watasze. I już nigdy nie zamieniła się spowrotem w człowieka. Jej charakter jest dość ciekawy, bo na co dzień jest miłą i nie groźną osóbką, ale gdy powie jej się, że jej przyjaciele tak na prawdę nie istnieją lub będziesz ich obrażał. Spróbuje cię zabić, a gdy nie uda jej się za pierwszym razem przyjdzie do ciebie w nocy i cię udusi. Amera też stawia na swoim i zawsze broni swoich przyjaciół tych wymyślonych i tych prawdziwych. Nie łatwo jest zaprzyjaźnić się z tą waderą, ponieważ uważa,że ktoś nowy może zaszkodzić jej przyjaciołom. Więc pod sumując Amera jest: miła, cicha, nie groźna, pomocna, ale gdy się wkurzy jest: nieprzewidywalna, stanowcza i podejrzliwa.
Żywioł: Ciało
Moce:
-Widzenie rzeczy lub stworzeń nie wiedzialnych (w tym duchy) lub nie istniejących
-Zamiana w coś lub kogoś innego
-Władza nad ciałem innych
Umiejętności: Szybko biega, wysoko skacze
Rodzina: Nie pamięta swojej prawdziwej rodziny. Przybrana matka: Julia
Przybrana siostra: Pati
Zakochana w: Na razie nikim
Partner: Brak.
Ex: -
Potomstwo: Może kiedyś.
Aparycja:
WILK: Jest to biało-czarna wadera. Ma dwu kolorowe oczy. Jej nos i poduszki łap są czarne.
CZŁOWIEK: Jest to niska, szczupła blondynka z dużymi, niebieskimi oczami.
Historia: Jest podana razem z charakterem
Ciekawostki:
-Ma uczulenie na gorzką czekolade.
-Lubi wszystkie pastelowe kolory.
-Uwarza, że Foxi to jej chłopak.
Towarzysz:-
KW: 100
Ludzkie zdjęcie: 1
Sterujący: karolinalps222 -howrse

Virginie

Imię: Virginie
Pseudonim: Woli gdy zwraca się do niej pełnym imieniem, nie ma do siebie dystansu.
Człowiek: Skylar Marshall
Wiek: Przeżyła cztery zimy.
Płeć: Wadera, chyba.
Głos: Beth Crowley 
Stanowisko: Obrońca, w wolnej chwili prowadzi także kronikę z życia watahy.
Charakter: To osoba biorąca życie bardzo lekko. Nie da się niczym zdenerwować, nic nie ma dla niej znaczenia. W życiu codziennym rzadko wykazuje jakieś uczucia, bywa oziębła i szorstka lub wręcz przeciwnie tolerancyjna i uczynna. Nie pragnie wpływać na decyzje otoczenia, jest bierna i lubi, gdy ktoś działa za nią. Jedyną rzeczą, na którą zwraca uwagę, jest zaspokojenie własnych potrzeb. Zależy jej też na wygodzie i zapewnieniu sobie pełnego przyjemności życia. Do wszystkich zadań podchodzi z wrodzoną cierpliwością i wytrwałością. Swoje refleksje przedstawia jasno i treściwie, charakteryzuje ją powaga i obiektywność. Ma poczucie humoru, ale bywa zamknięta w sobie i często otoczenie nie dostrzega jej zalet, w tym wysokiej inteligencji. Jest szczera i bezpośrednia, zwraca uwagę na punktualność i dokładne wykonywanie obowiązków. Lubi porządek i jasno określone reguły.
Żywioł: Umysł, Cień, Dusza
Moce: Spodziewać się można, iż są to moce związane z jej żywiołami. Nie szczególnie panuję nad nowymi mocami, nie mając po prostu do tego dobrego nastawienia psychicznego. Zwykle jak jej coś nie wychodzi, nie ciągnie tego dalej.
Umiejętności: Silna i dobrze usposobiona, nie brakuję jej wytrwałości i odwagi. Dzięki jej wyrazistemu węchowi potrafi znaleźć zdobycz szybciej, niż przeciętny wilk. Następnym polem do popisu są jej długie łapy, dzięki którym porusza się z dużą prędkością. Z racji, że panuję nad umysłem ma bardzo dobrą pamięć którą sobie beztrosko włada. Wszystko trzyma w sekrecie, aby wykorzystać wszystko w swojej obronie, czy wrogowi. Nie grzeszy także doskonałym słuchem, z zalety potrafi wyciągnąć istotne fakty.
Rodzina:
Jak się domyślacie, posiada swoją rodzicielkę, Rosie. Cicha, skryta w sobie wadera. Nigdy nie potrafiła stać w obronie Virginie, słuchała głosu rozwścieczonego ojca.
Z tym panem nie wiążę ją nic, poza mieszkaniem przez jakiś czas w jaskini. Ojcem jej przypisanym jest Castiel.
Posiada jedną siostrę i dwóch braci. Bardziej otwarta do społeczeństwa siostra Mickey oraz dwójka głupkowatych i mało bystrych braci, Ethan i Onyx.
Zakochana w: I'm alone. I'm happy.
Partner: Brak. Nie szuka.
Ex: W jej krótkim życiu miała okazję poczuć smak miłości, jednakże na tym się zakończyło próbowanie nowych rzeczy. Wybranek zwał się Ivan, z którym nie utrzymuje kontaktu.
Potomstwo: Brak.
Aparycja: Brązowej karnacji z domieszkami śnieżnej bieli w uszach, na bokach głowy i na brzuchu. Poza tym równie białe posiada dwie kropki nad oczami imitujące brwi, którymi lubi władać. Nie zapominając o podsiwiałym pyszczku.
Stojące uszy, lekko zaokrąglone na końcówkach. Zielone, drobne oczy. Długie mocne łapy, i te przednie i te przednie. Silne, mało możliwe, że do złamania pazury. Średniej wielkości opadający puszysty ogon.
Historia: Pochodzi z północy, z Norwegii. Z rodziną nie wiążę zbyt przyjaznych wspomnień, gdyż została przez nich wydziedziczona z rodu. Wszystko dlatego, gdyż uznali ją za najsłabszą, a cudownie radziła sobie na polowaniach czy czymkolwiek.
Ciekawostki: Jej życie nie opiera się na ciekawych chwilach. Kończy się dzień, zamyka rozdział i rozpoczyna kolejny.
Towarzysz: Cruz
KW: 100
Inne zdjęcia: 1
Ludzkie zdjęcie: 1
Sterujący: Retrica - hw | KKenny - dg

Od Rosy Cd Kazan

- Jak dla mnie możemy tutaj zostać.- Powiedziałam uśmiechając się. Wilk również odwzajemnił uśmiech. Po chwili jednak wyszliśmy z wody i skierowaliśmy się w stronę lasu.
- Nie masz nic do zrobienia Kaziu?- Zapytałam.
<Kaz?>

Omega


Imię: Omega
Pseudonim: Omegämi
Człowiek: Po prostu Omega
Wiek: 2 lata
Płeć:Wadera
Głos: Ewa Farna
Stanowisko: Pokojówka, Medyczka
Charakter: Wyobraź sobie wodę i ogień, spokojna i miła kropelka wody i parzący rwący się płomień... tym cechuje się Omega, jest na co dzień jest spokojna, a nie raz wybuchowa i agresywna, ale najczęściej jest taką miłą kropelką wody. Cierpliwa, co łatwo u niej spotkać. Ma brata, więc musi mieć do niego cierpliwość  default smiley xd. Jeśli chodzi w walce, jest niepokonana, jednak nie jest doskonała, miała swoje upadki i sukcesy. Nie zgrywa wielkiej panienki, która ryczy nad złamanym paznokciem, opanowana i szczera. Wszystkich traktuje równo i nie uznaje czegoś takiego jak "nadwilki" albo rasa panów, jeśli jesteś uważany za wilka słabszej rasy, nie uzna cię za słabego i nic nie wartego. Potraktuje cię jak każdego, równego...potraktuje dobrze z uśmiechem. Brzydzi ją krzywda innych, jak silny krzywdzi słabszego. Jeśli chodzi o szczeniaki, chodź by nie chciała to nie przepada za nimi, uważa że, to wielki obowiązek i nie starczy jej dla nich cierpliwości i nerwów. Gdy była szczeniakiem to nikogo nie kochała tak bardzo jak swojego brata Shadow'a...
Żywioł: Ogień i Iluzja
Moce: 
Piromancja stopnia I- To podstawowy stopień piromancji jaki Omega opanowała w stopniu bardzo dobrym. Jest w stanie zapanować nad ogniem, wykorzystując do użytku codziennego, np rozpalić ognisko

Piromancja II-To zaawansowany stopień jaki Omega opanowała bardzo dobrze. Jest wstanie ciskać w przeciwników kulami ogniami, tworzyć różne ogniste zjawiska, które może odwrócić przeciwko wrogom

Piromancja III- To trudna sztuka piromancji wymagająca dużego skupienia- Polega na tworzeniu ognistych kreatur niezniszczalnych przez wroga. Polega też na tworzeniu bardzo skomplikowanych kombinacji co jest ryzykiem zniszczeniem nie tylko jej wrogów, być może nawet zniszczyć ja.

Iluzja I- dodatkowa moc Omegii która owładnęła w stopniu bardzo dobrym. Moc ta polega na tworzeniu za pomocą jej umysłu zjawę różnego obiektu, bądź zjawiska pogodowego

Iluzja II- Dodatkowa zaawansowana moc Omego, która polega na za pomocą jej umysłu zmaterializowaniu się jakiegoś obiektu , bądź zjawiska pogodowego, potrafi też zmaterializować broń każdego gatunku (biała, palna, nie konwencjonalna)

Iluzja III- Dodatkowa i rozszerzona moc iluzji, która polega na bardzo skomplikowanej sztuce wprowadzenia przeciwnika do jej umysłu. Puki przeciwnik siedzi w głowie Omegi jest wstanie zrobić z nim wszystko, i to ona decyduje co się z nim stanie. Ten efekt może przerwać tylko Omega

Możliwość leczenia- Omega opanowała prostą moc polegającą na leczeniu drobnych ran i złamań.

Umiejętność zmiany w człowieka- Omega potrafi przybrać postać człekokształtną.

Umiejętności: Zwinna i wytrzymała i mądra, ale w mięśniach nie za bardzo silna XD
Rodzina: Rodziców nie znała, ma tylko brata Shadowa i kuzyna Exana
Zakochana w: Nikt jej nie przypadł do gustu
Partner: brak
Ex: Nieee
Potomstwo: Nope
Aparycja: Omega to drobna samiczka o szkarłatnej sierści, jednak jej grzbiet jest krwawo czerwony, tak jak jej łaty, posiada puchatą kitę na którym końcu jest biała sierść. Ma długie uszy, oraz szary koro oczu
Historia: Omega i Shadow to rodzeństwo gdzie wychowało się w lesie, bez rodziców, ponieważ ich porzucili, potraktowali ich jak zbędny balast. Tam przygarnęła ich pewna wadera. Gdy osiągnęli wiek 1,5 poznali tam swojego kuzyna, który wrócił z ojcem z gór. Jednak gdy dorośli ona i jej brat nie odchodzili od siebie, trzymali się blisko i trafili tu
Ciekawostki: 
Nie lubi walczyć. Walczy w ostateczności
Kiedyś miała na oku jednego basiora, ale on okazał się być zwykłą świnią
Pierwszy pocałunek Omegii z basiorem był jak miała 1,5
Towarzysz:nie posiada
KW: 100.
Ludzkie zdjęcie: 1
Sterujący: Därkneß

Sojusz!

Zawarliśmy sojusz z watahą Eternal Wolves! Od teraz możemy liczyć na nich, a oni na nas. Dziękujemy!

Od Sunrise C.D. Azzer

- Hm? - spojrzałam na wilka obok mnie. - Och, dzień dobry! - powiedziałam z uśmiechem. Również złożyłam mu pokłon. Tak wymagała kultura osobista. Poza tym, jestem Bethą tej watahy. 
- Co pana tutaj sprowadza? - spytałam. Widać, basior był, że tak powiem, w podeszłym wieku.
- Macie tutaj watahę, z tego co widzę. - powiedział. Skinęłam twierdząco głową.
- Kieruję się właśnie do naszej szamanki Kiiyuko. - rzuciłam. - Może pójdzie pan ze mną? Widać, że jest pan doświadczony. Kiiyuko nie bardzo, choć nie ma żadnych skarg. Może się ją trochę poduczy. - zachichotałam. 
- W porządku. - odparł z uśmiechem.
- Tak w ogóle, to jestem Sunrise. - rzuciłam po chwili.

<Azzer?>

Od Makoto C.D. Nymeria

Biegnąc w stronę mojego ojca nie czułem już nic. Tylko żądzę jego śmierci. Nieważne, jakie by były konsekwencje. Chciałem go po prostu wytępić. Zabić. By już nikogo nie krzywdził.
Sam nie wiem skąd i jak, lecz przemieniłem się w moją ludzką postać. Zdjąłem złoty pierścień z palca, nadal biegnąc. Z mojej prawej ręki wyciekły krople krwi, z których zaczął kształtować się ogromny miecz w szkarłatnym kolorze. Był w stanie przeciąć praktycznie wszystko, a krew, która zwykle z niego ciekła, działała niczym trujący rozpuszczalnik.
Odbiłem się od ziemi i skierowałem w jego stronę. Unik. Po znalezieniu go wzorkiem ponownie zaatakowałem. Obronił się mieczem, który gwałtownie ucierpiał. Pot spłynął mężczyźnie z czoła. Zacząłem wywijać mieczem na różne strony kompletnie nie przemyślanie. Po chwili jednak złapałem odpowiedni rytm. Posługiwałem się ostrzem płynnie i ostrożnie. Nasze oręże zderzały się ze sobą raz za razem. Kropla krwi z miecza spadła na rękę ojca. Ten tylko zawył żałośnie. Rozpuścił mu skórę, przez co ukształtowała mu się w niej dziura. Krwawił. Ten zapach... Zapach jego krwi... 
Spojrzałem na niego z psychopatycznym uśmiechem. Ponownie nie byłem są. Widok jak cierpi powodował przyjemne dreszcze na moich plecach. Uśmiechnąłem się jeszcze bardziej. Walka trwała już dobre pół godziny. W końcu powaliłem go na ziemię. Widziałem w jego oczach strach... Moje oczy zabłysły czerwoną barwą. Czułem jakby płonęły. Pod wpływem tych makabrycznych emocji, przeciąłem jego miecz na pół. On zaś przeraził się jeszcze bardziej. Ale co w tym dziwnego, skoro była to jego jedyna broń? Ustawiłem miecz pionowo tak, że ostrze dotykało końcem jego serca. Wbiłem go, przekręcając. Mężczyzna wrzasnął na całe gardło. Krew trysnęła na wszystkie strony, powodując okropny widok (dla ludzi o słabych nerwach). Pokryła punktowo moją twarz oraz dłonie i drzewa, będące blisko nas. Wokół rozległo się czerwone światło. Moja krew rozpuszczała jego ciało. Wyjąłem miecz. Zacząłem się śmiać jak psychopata. Coraz głośniej. Czułem napływającą siłę z mordowania. 
Dotknąłem dłonią swojej twarzy i spojrzałem na swoje dzieło poprzez palce. Oczy wypełnione łzami, patrzące w jeden punkt. Nie żył. Część jego wnętrzności leżała ku jego ciele. Byłem dumny ze swojej roboty. Usłyszałem jakiś szelest nieopodal, jednak nie zwracałem po chwili na niego uwagi. Cieszyłem się wypełnieniem swojej roboty. W lewej ręce trzymałem miecz, z którego chwilę później ukształtowała się kałuża krwi. Zawirowała w powietrzu, a później znów przypominał wcześniejszy miecz. Wrócił do mojej dłoni. Machnąłem nim, przecinając powietrze. Uśmiech nie schodził z mej twarzy. 

<Nymeria?>

piątek, 19 sierpnia 2016

Coś od serca...

No więc mam dla was kilka propozycji i jedną ( chyba ) informację.
No więc chyba zaczynamy?

  1. Blog otrzymał stronę na Facebooku. Link
  2. Pojawi się sonda określająca wiek członków i czytelników bloga ( żeby administracja wiedziała co może dodać a czego raczej nie) 
Co wy na to aby wprowadzić postaci NPC? Byłyby to postaci pojawiające się w opowiadaniach ale nie będące realnymi członkami bloga. W razie konieczności sterowane byłyby przez administratora lub osobę która je stworzyła. Odnośnie tego również pojawi się ankieta

Od Azzera

Chociaż terytoria były nieznane, to śmiem twierdzić, iż zwierzyna ta sama. Pytanie, czy dam radę upolować chociaż starego i chorego zajączka. Mam taką nadzieję, aczkolwiek nic nie wiadomo. Pierwszy dzień nie zapowiadał się dobrze. Bolała mnie głowa, kompletnie nie miałem siły. Stwierdziłem, że najlepiej będzie przygotować lekarstwo. Dokładnie pamiętam potrzebne składniki. Woda, oczywiście. Taka znajdowała się obok mej jaskini. Sprawdziłem. Tak, to ta. Woda Źródlanego Oddechu. Niezwykle rzadka i cenna, a ja mam ją jak na tacy. Rozpaliłem ognisko za pomocą węgielków, które znajdowały się w jaskini. Z pomocą Orrita postawiłem garnek na stoliku z prętów, pod którym buchał ogień. Woda grzała się w wnętrzu jaskini, a ja poszedłem szukając odpowiednich ziół. Orrit pomagał mi w szukaniu. Oczywistym jest, iż mój przyjaciel znalazł pierwszy potrzebne zioła. Poprowadził mnie do miejsca, w którym rosły kępami. Zamieniłem się w człowieka, gdyż wtedy byłem troszkę zręczniejszy. Wyrwałem zioła z korzeniami i zaniosłem do jaskini. Jedną część posiekałem w drobny mak, a drugą oddzieliłem od korzeni. Korzenie powędrowały do garnka z wodą, a same zioła przeznaczone były na ususzenie. Dla smaku dodałem aromat, który do jaskini przyniósł mi Orrit. Sprawdziłem temperaturę. Dobrze. Zgasiłem ogień, dodałem okoł tzry szczypty Wróżkowego Pyłu i zmieszałem substancję. Ze względu na pył, przybrała żółtawy kolor. Delikatnie wyjąłem korzenie i zjadłem je ze smakiem, popijając lekarstwem. Pyszne, a najlepsze, że zadziałało. Przy okazji przestałem być głodny. Zamieniłem się w wilka i wyszedłem na spacerek. Po drodze ujrzałem... basiora? Waderę? Nie wiem, wilka, który podążał w stronę jaskini Szamanów. Nie byłem pewien, czy to jego cel, ale w każdym bądź razie kierował się na ów jaskinię. Ukłoniłem się, chcąc być grzecznym.
- Witaj. - rzekłem spokojnym tonem.
<ktoś?>

czwartek, 18 sierpnia 2016

Orrit


Imię: Orrit
Wiek: 28, tyle co Azzer.
Płeć: Nigdy nic nie mówił o płci, można powiedzieć, że gender, ale Azzer traktuje go jako samca. Więc niech będzie samiec.
Partner: Raczej nie dla niego.
Charakter: Orrit jest podobny do Azzera - miły , aczkolwiek... niezwykle nieufny. Jest źle nastawiony do obcych. Pomaga tylko Azaerpwi i jego przyjaciołom. Woli zachować stuprocentową ostrożność, nie znosi ryzyka. Zazwyczaj to on ostrzega Azzera, czegoby nie robić.
Moce: Olbrzymia wiedza, znacznie większa niż u Azzera.
Uwięzienie przeciwnika w pętli zrobionej z energii bursztynów..
Towarzysz: Azzer

Odejście

Spartakus odchodzi. Będziemy go miło wspominać. 
Powód: Decyzja właściciela

Odejście

Lacie odchodzi
Powód: Decyzja właściciela/Zbyt duża aktywność bloga

Post spóźniony o jeden dzień 

Azzer

Imię: Azzer
Pseudonim : Pazur, niektórzy mówią do niego dziadku, a on wcale się nie obraża.
Człowiek : Demeter Trouck
Wiek : 28 lat u wilków, to będzie 96 u ludzi. Posiada nieśmiertelność
Płeć : Basior.
Głos : Ochrypnięty, lekko ściszony, wyczuć można w nim spokój i łagodność, stanowczy.
Stanowisko: Szaman i Pustelnik, choć raczej mało żyje w samotności.
Charakter : Azzer jest raczej spokojnym wilkiem. Nie lubi sporów, stara się je rozwiązywać nawet wtedy, kiedy nie dotyczą jego. Oczywiście bez przesady, bo nie lubi wtykać nosa w nie swoje sprawy. Jest ostrożnym i rozważny osobnikiem. Niezbyt lubi ryzyko, woli działać pewnie i na przeprostki. Bardzo pokorny i prosty, potrafi prawdziwie cieszyć się z czyjegoś szczęścia. Przyjazny, z doświadczeniem. Z chęcią pomaga i udziela rad. Głęboko w duszy często bywa dumny że swoich rówieśników. Niezwykle łagodny względem przyjacieli, raczej ostry dla obcych bądź wrogów. Warto zaznaczyć, że Azzer w razie czego potrafi być stanowczy. Potrafi waoczyć o swoje do upadłego.
Żywioł : Nekromancja, Czas i Umysł.
Moce :
Osłona Duszy, Ciała i Umysłu (aura).
Azzer ma na sobie trzy tarcze - dwie nie do zniszczenia. Mianowicie
-Tracza Duszy, która sprawia, że Wilk nie może zostać Opętany, nie można wykraść jego duszy, ani przejąć po niej miejsca. Tej tarczy nie da się zniszczyć.
-Tarcza Umysłu, dzięki której nikt nie może wykraść z Azzera potrzebnych mu informacji. Ta tarcza jest niezwykle potrzebna, gdyż Azzer ma nie małą wiedzę. Dzięki tej tarczy nikt nie może manipulować jego umysłem. Tarcza nie do zniszczenia.
-Tarcza Ciała, która blokuje trzy pierwsze ataki bądź zaklęcia rzucone na Azzera. Regeneruje się po przesłaniu, bądź po 12 godzinach. Możliwe jest zniszczenie tej tarczy.
Przywoływanie różnych duchów.
Wielka, ogromna wiedza.
Reszta związana z żywiołami.
Umiejętności : Nie te lata. Brak.
Rodzina : 
Zenä - matka Azzera. Nie żyje, oczywiście.
Runeo - ojciec Azzera. Nie żyje, oczywiście.
Piten - starszy brat Azzera. Nie żyje, oczywiście.
Tynua - starsza siostra Azzera. Nie żyje, oczywiście.
Okaneu - młodszy brat Azzera. Nie wiadomo czy żyje, oczywiście.
Zakochany w : Za stary.
Partnerka : Za stary.
Ex : Po mimo tych osiemnastu wiosen, Azzer nie miał nigdy partnerki. To nie dla niego.
Potomstwo : Oj, chyba się nie doczekam.
Aparycja : Azzer jest wysokim, ale na starość chudym wilkiem. Ma małe, niebieskie oczy, czarny nos i puszyste futro na klatce piersiowej. Grzbiet ma szary, a brzuch jaśniejszy, zbliżony do białego. Uszy stojące, prawe skierowane w prawą stronę, a lewe w lewą. Od nosa, przez grzbiet, aż po czubek ogona ciągnie się cienka, jasna linia.
Jako człowiek
Siwe włosy i siwa, wręcz Biała broda. Jako człowiek ma już fioletowo-szare oczy. Zamiast zwykłego ubrania odziany jest w długi, fioletowy płaszcz przepasany grubym, białym sznurem. Raczej wysoki i szczupły, nie chwaląc się wygląda na 60 lat.
Historia : Długo by opisywać całe 96 lat, więc napiszę w skrócie.
Demeter urodził się jak człowiek, można by rzec w średniowieczu. W pewnym domu. W grupie mieszczaństwa. Jako dzieciak był niezwykle silny, zaczęli go uczyć walki wręcz. Posługiwał się szablą, albo mieczem, ale zawsze bronią białą. Pewnego dnia, podczas przechadzki po lesie, nieświadomie uratował dziewczynę wywodząca się że szlachty. W podzięce za to, pewien szlachcic postanowił wyprawić Demetara na dowolne zajęcia. Demeter miał do wyboru naukę walki wręcz, naukę strzelania z łuku bądź kuszy i naukę - po prostu naukę. Jako, że ten młodzieniec chciał zostać rycerzem, miał zamiar wybrać walkę wręcz oraz właśnie bronią na koniu. Jednakże szlachcic zdziwiony tak szybko podjętą decyzją, dał mu jeden dzień do namysłu. Ni stąd, ni stamtąd, w dniu, w którym Demeter miał podjąć ostateczną decyzję, odwiedził go duszek. Raczej jego głos.
- Pamiętaj, wybierz to, co chcesz. Nie kieruj się sławą, ale duszą. Rycerstwo? Śmiałbyś zabijać tyłu ludzi?
Głos był na tyle przeraźliwy, że Demeter odruchowo uderzył pięścią za siebie. Nikogo tam nie było. Chłopiec uświadomił sobie, co przed chwilą miało miejsce, a słowa duszka tkwiły w jego pamięci przez dłuuugie lata. A także przez następny dzień. Młodzieniec przejęty słowami, ku zdziwieniu matki i ojca, wybrał ścieżkę mędrca. Zdołał tylko usłyszeć ten sam przenikliwy głos :
„dobrze...”
Demeter najlepiej w całym kraju zdał końcowy egzamin, uzyskując przy tym dużo wiedzy. Jednak ów wiedzy on nadal łaknął, pragnął, żądał. Pewnego dnia, w podzięce za tą całą uczelnię, udał się do miejsca uratowania dziewczyny. Do lasu. Siedział trochę na ziemi patrząc to tu, to tam, aż nagle ujrzał wilka. Nie byle jakiego wilka. Wilk był duży, ogromny, w życiu takiego nie widział. W życiu nie widziałem wilka. Chciał uciekać, ale wielka niewiadoma moc go zatrzymała.
- Nie uciekaj, synu. - rzekł spokojnym tonem wilk.
- Synu?! - wykrztusił Demeter.
- Myśl co chcesz. Nie jestem twoim ojcem, ale kobieta, którą uznawałeś za swą rodzicielkę, nie jest toją matką.
- Mam wierzyć? Gadającemu wilkowi?!
- Uwierzyłeś badającej duszy. Mi nie uwierzysz? To ja ją wysłałem. A teraz podążaj za tym duszkiem. Zaufaj mi.
Nim Demeter zdołał coś więcej powiedzieć, Wilk rozpłynął się w powietrzu. Niego zastąpił duszek, który bez niczyjej zgody, obleciał Demetara dookoła, zamieniając go w wilka.
- To twoja prawdziwa postać. Postać wilka. A to twoi rodzice. Zenä i Runeo. I bracia. I siostra. Nazwij ich jak chcesz. - wyszeptał duch. A potem ufając mu niezmiernie, młodzieniec ruszył za duszkiem. Dotarli do mędrca. Wielkiego czarodzieja. Człowieka. Demeter za namową duszka brał u niego lekcje. Duszek również uczył go wielu rzeczy min. jak polować. Chłopiec prędko dowiedział się, iż ów duch ma na imię Orrit. Chłopiec pozostał u czarodzieja całe 5(wilczych) lat nie myśląc o rodzinie. Orrit powiedział mu, że ma na imię Azzir. Że jest Wilkiem Wiedzy, a tamten duży Basior był Panem Wiedzy, najmądrzejszym wilkiem na świecie. Po wszystkich naukach, Azzer wyruszył w świat. Zatrzymał się w pewnej watasze, gdzie wkrótce wybuchła wojna. Walczył z przyjaciółmi, na wrogów. Parę razy został ciężko ranny. Zapanował głód, a wojna trwała. Nawet pewna epidemia zaatakowała watahę. Azzer cudem uszedł z życiem. Przeżył dużo wojen. W sumie to było 8. 8 wielkich wojen. Cudem żyje. Duszek nie chcąc żyć w niepewności, wybłagał u jakiegoś zdolnego Wilka Czasu, by ten przeniósł Azzera w bezpieczne czasy. Tak się stało, a zapłatą miała być bezinteresowna pomoc każdemu że strony Azzera. Azzer pomagał. Duszek nadal go uczył. I uczy do dziś.
A Azzer po pewnym czasie, w sumie długim czasie, dotarł tutaj. I tutaj postanowił spędzić dwa pozostałe lata swojego życia.
Ciekawostki : Jeżeli Azzer przestanie pomagać innym, po prostu obróci się w pył.
Towarzysz : Orrit.
KW : 100
Inne Zdjęcia : -
Ludzkie Zdjęcie : 1
Sterujący : Tobimadaraork

Od Nymerii C.D. Makoto

Patrzyłam na odchodzącego wilka. Z cichym jękiem, podniosłam się dopiero, gdy dźwięki jego kroków ucichły. Najlepiej, by nie znalazł mnie w tej jaskini po powrocie. Podniosłam Igłę z podłoża i wsunęłam ją za pas. Sztych musnął skórę na tyle, by z mojego pyska wydobył się cichy pisk. Kulejąc i klnąc z niemiłosiernego bólu, wyszłam z groty i ruszyłam w las, chcąc spocząć pod którymś z większych drzew.
Szukając odpowiedniego schronienia, usłyszałam ciche, ale niezrozumiałe dźwięki. Wszystko to zagłuszał szum drzew, dźwięki innych zwierząt i okoliczny strumień. Ktoś mógł walczyć, kłócić się, ewentualnie alpha wziął siłą jakąś samicę. Nie chciałam w to ingerować, dlatego po chwilowym przystanięciu, kontynuowałam poszukiwania z jeszcze większym uparciem.
Ostatkami sił, kilka razy padając na ziemię, dotarłam do odpowiedniego drzewa. Wysokie, z potężną koroną, wyglądało wprost idealnie. Wyjęłam zza pasa miecz i wbiłam go w ziemię, kładąc się na boku, tuż obok niego. Zamknęłam oczy, wracając myślami do kłamstwa. Stwierdziłam, że nazywam siebie Ja, nie pamiętając swego prawdziwego imienia. Zasugerowałam też, że żyję bardzo długo, że widziałam, jak najbliższe mi osoby po prostu znikają z dnia na dzień. Prawdą było jedynie to, że obserwowałam śmierć bliskich - na moich oczach spłonął mój ojciec. Potem tylko słyszałam plotki, iż moich małych braciszków ścięto, gdy powrócili do Winterfell, iż starsza siostra zniknęła i uznawano ją za zmarłą. Byłam pewna jedynie jednej śmierci - najstarszego z braci, który zginął na weselu swego stryja. Tylko głupiec uwierzyłby, że mówiłam prawdę, a kudłacz najwyraźniej był takim głupcem. To tylko potwierdziło myśl, że wilk nie da rady pomóc mi w zemście.
Kolejny krzyk, tym razem wyraźniejszy, brutalnie przerwał moje rozmyślanie i sprawił, że skupiłam się na rozszyfrowaniu słów. Poza niskim rechotem, przepełnionym wzgardą, ktoś wrzeszczał, wyzywając przeciwnika. Jeden przerwał całość, prawdopodobnie rzucając się do ataku. Ciszę przecinało wycie walczących, kolejne wyzwiska. Niski ton głosów sugerował, iż pojedynkującymi są mężczyźni, ale brak szczęku stali wykluczał walkę bronią białą. Mogli walczyć na pięści, albo przebywać zwierzęcych formach i używać magii, by pokonać swego przeciwnika. Zero honoru, bo któż na Północy myślałby o walce sztuczkami? Tam liczył się tylko oręż. Północ zawsze ceniła honor.
Nie chcąc, by zwycięzca skupił swoją uwagę na mnie, wstałam z ziemi, dysząc ciężko. Zdążyłam chwycić okryty skórą trzon miecza, zanim upadłam. Tym razem podniesienie się było zdecydowanie cięższe, ale wykonalne. Dobre kilka chwil męczyłam się z tą czynnością, zanim udało mi się w pełni ją wykonać. Zaraz po sukcesie, odeszłam od drzewa. Starałam się jak najszybciej zniknąć z okolic walki. Pomagając sobie Igłą, powoli oddalałam się od dźwięków pojedynku.

<Makoto?>

Od Sunrise C.D. Spart

- Jeśli chcesz to nie ma problemu. - uśmiechnęłam się. Wyszłam z jaskini, a zaraz za mną Spartakus. Westchnęłam cicho. Zaczęłam rozmyślać. O watasze, jej przyszłości... Ciekawa byłam czy ktoś kiedyś jeszcze dołączy. Uśmiechnęłam się pod nosem i spojrzałam głęboko w las. Wzięłam głęboki wdech. Zapach drzew i cudownych leśnych traw powodował u mnie momentalne uspokojenie. Zamknęłam oczy, chłodny podmuch wiatru znów porwał moją sierść.
Otworzyłam oczy. Byliśmy na miejscu. Zauważyłam pod jaskinią Chevala.
- Hej, Cheval, co tu robisz? - spytałam.
- Spadłem z drzewa... - wyjaśnił.
- Rany, poważnie? - nie dowierzałam. -W porządku. Zaraz się tobą zajmę. - uśmiechnęłam się. Odwróciłam się do Spartakusa.
- Dziękuję za odprowadzkę i, że mogłam u ciebie przenocować. - powiedziałam. - Ja teraz wracam do pracy, zobaczymy się później. - dodałam i pobiegłam w stronę Chevala. Wszedł ze mną do jaskini.

<Spart?>

Od Makoto C.D. Nymeria

Coś mi tu jednak nie pasowało. Odwróciłem głowę za siebie i spojrzałem na waderę. Patrzyła w niebo. Wyraźnie coś było na rzeczy, lecz pomyślałem, że warto było pozostać tym, który coś wie, ale mówi, że nie wie. Oczywiście, prawda była taka, że nie znałem jej przeszłości i teraz nie wiem czy to co powiedziała było prawdą czy kłamstwem. Obawiałem się, że to drugie.
Moja składnia zdań gwałtownie podupada. 
Wyszedłem z jaskini i usiadłem obok niej.
- Idę coś upolować, wracam niedługo. - rzuciłem obojętnym tonem i szedłem przed siebie. Dlaczego nie potrafię mówić normalnie? To znaczy, staram się, ale nigdy mi to nie wychodzi.
Znów wyszedłem na starego, zrzędliwego, bez poczucia humoru gbura...
***
Zaczaiłem się na jelenia i skoczyłem na jego grzbiet. Ugryzłem go w tył szyi. Ten starał się mnie zrzucić, jednak to mu nie wyszło. Zaczął uciekać wraz ze mną na sobie. 
Wstyd nad wstydami.
Jakoś się utrzymałem. Jego poroże przeszkadzało mi w jakichkolwiek czynnościach, jednakże znalazłem w końcu taki moment, że wbiłem kły powtórnie w jego szyję, powodując bolesny upadek. Dobiłem go jednym chapnięciem i zacząłem taszczyć jego ciało do groty, w której czekała Ny... To znaczy Arry. 
Usłyszałem coś w krzakach. Początkowo zignorowałem to, jednak szelesty stawały się coraz głośniejsze i bardziej niepokojące. Chwilę potem poczułem gwałtowną falę uderzenia na swoim ciele. Przypierdzieliłem w drzewo. Uwierzcie, bolało. Syknąłem z bólu, zaciskając zęby.
- I co, Makotuś... Już nie jesteś taki kozak, co? - Ten sarkastyczny głos... Chropowaty... Budzący okrutne wspomnienia... Podniosłem powoli głowę i delikatnie uchyliłem powieki, starając się ocenić, dzięki komu leżę pod drzewem. Zamurowało mnie po tym co zobaczyłem... Mój ojciec... Nieżywy ojciec... Jako człowiek, był napakowany jak mało kto. Szerokie bary, umięśnione i wysokie ciało. 
- Już dawno miałeś być w grobie... - warknąłem. On zaś w odpowiedzi zaczął się głośno śmiać. Chwycił mnie za szyję i przygwoździł do tego drzewa jeszcze bardziej. Przyszedł po zemstę. Byłem tego pewny. 
- Wyszczekany jak twoja matka. To ty powinieneś być tam za mnie. - mruknął. Chwilę potem wisiałem już nad ziemią. Duszony przez jego ogromną dłoń. Rzucił mną kilka metrów dalej. Moje ciało toczyło się po ziemi, obracając się o 360 stopni kilka razy. W końcu zatrzymałem się o kamień.
Dzięki, panie kamień.
Zamknąłem oczy. Taki miał być mój koniec? Nie pozwolę... Nie zginę z rąk ojca. To MOJA walka... I ma zakończyć się MOIM sukcesem.
Wstałem z ziemi, lekko się chwiejąc. Odezwała się rana. Jęknąłem cicho. 
- Jeszcze ci mało? Lepiej się poddaj, bo widząc twój stan to za długo tu nie wytrzy-
- Zamknij się! - wrzasnąłem. Zamilkł. Zapadła grobowa cisza. Tylko szum drzew co jakiś czas się odzywał, przerywając ją. Czułem jak krew wypływa mi z pyska. Czułem jak pulsuje rana. Czułem jak tracę siły, mimo, że po prostu stałem. Czułem jak łapy uginały się pod ciężarem mojego ciała. 
Pot spłynął po moim futrze.
- Wyglądasz jak twoja matka kiedy się z nią żeniłem. Jesteś słaby. Wcale dużo nie oberwałeś, a już nie umiesz się utrzymać. Żałosne. - zaśmiał się. Nie miałem sił zamienić się w człowieka... Nawet nie miałem broni... W sumie... Miałem jedną, ale.. Nie, wolę nie... Zerwałem się do biegu. Nie wiem sam dlaczego. Chciałem go zabić. Znów ta żądza czyjejś śmierci. Znałem doskonale to uczucie. Towarzyszyło mi, kiedy walczyłem z nim cztery lata temu. W tym momencie nic dla mnie się nie liczyło. Wszystko wokół straciło jakikolwiek sens. Liczył się tylko on. On i widok jak zdycha, dusząc się we własnej krwi. Pozostało czekać, kto zaatakuje jako pierwszy. Położył na barku swój długi, żelazny miecz  i zarechotał głośno...

<Nymeria?>

środa, 17 sierpnia 2016

Od Kazana Cd Spart

Basior odbiegł a ja zająłem się swoimi sprawami. Po kilku minutach jednak spojrzałem na mój "kalendarz".
- O nie.- Powiedziałem czytając opis dnia dzisiejszego.  Po chwili zobaczyłem Spartakusa.
- Spart mógłbyś coś dla mnie odebrać? Chodzi o sadzonki pewnych kwiatów.
<Spart?>

Od Sparta C.D Kazana

- Nie. Nie mam żadnych - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Wyjrzałem zza jaskini. Była ładna pogoda - Ja idę - wyjaśniłem i wyskoczyłem z groty. Pożegnałem się z Basiorem i odbiegłem.

Kazan?

Od Kazana CD Rosa

Czy jest coś złego w tym że chcę mieć w kimś oparcie? Chyba nie. Uśmiechnąłem się do niej.
- Cały dzień będziemy pływać czy gdzieś idziemy?
<Rosa?>

Od Kazana Cd Spart

- No niech Ci będzie.- Powiedziałem i wziąłem kurę.
- Masz jakieś plany na dzisiaj?
<Spart?>

Od Xoraxa CD Xena

Podszedłem do niej.
- Tak. Wciąż Cię kocham.- Powiedziałem patrząc w jej oczy.
- Minęło tyle czasu...- Szepnęła.
- Tak ale moja miłość do Ciebie ani trochę nie zmalała.
<Xena?>

Od Sparta C.D Kazana

- Nie dzięki wole swojego kurczaka - odpowiedziałem. Zjadłem połowę surowego,a drugiego dałem Kazanowi.
- Nie chcę - pokręcił głową przecząco.
- Weź. W podzięce. Wiele dla mnie zrobiłeś - uśmiechnąłem się podsuwając mu resztę kury pod nos.

Kazan?

Od Xeny Cd Xorax

Spojrzałam na wilka.
- To ty?
- Ja. Tylko że naprawdę mam na imię Xorax.
- Wciąż mnie kochasz?- Zapytała prosto z mostu.
<Xorax?>

Od Xoraxa

Przechadzałem się po lesie. Nagle usłyszałem czyjeś kroki.
- Ares?- Zapytał kobiecy głos. Głos, który tak dobrze znałem.
- Xena...- Szepnąłem odwracając się.
<Xena?>

Od Rosy CD Kazan

- Widzisz coś co Ci się podoba?- Zapytałam.
- Możliwe.- Powiedział basior podpływając do mnie. Po chwili był już obok mnie. Po chwili spojrzałam mu w oczy. Po kilku uderzeniach serca nastąpiło coś czego raczej się nie spodziewałam. Kazan mnie pocałował. A ja ten pocałunek odwzajemniłam.
<Kazan?>

Od Kazana CD Spartakus

- Chodź.- Powiedziałem i pobiegliśmy do mojej jaskini. Wyciągnąłem z skrzyni czarny płaszcz z kapturem, który podałem wilkowi.
- Głodny?
- Chyba tak.- Powiedział wilk. Ukroiłem kawałek jagnięciny i podałem wilkowi na talerzu.
- Nie wiem jak ty ale ja jagnięcinę uwielbiam.- Stwierdziłem wkładając resztę mięsa do lodu.
<Spart?>

Od Kazana Cd Rosa

Zdziwiłem się. Ale jednocześnie poczułem coś co czułem w stosunku do wadery tylko dwa razy. Czyżbym jednak nie stracił zdolności miłości. Otrząsnąłem się i spojrzałem na waderę.
<Rosa?>

Od Sparta C.D Kazana

- No wiem - szepnąłem z pod kaptura.
- Nie masz innego? - zapytał dając ręce na biodra. Spojrzałem na niego z wyrzutem - Jakbym miał inny nie nosiłbym tego prawda? - ruszyłem przed siebie i stanąłem przed straganem z obranymi kurczakami. Kupiłem jednego,a potem ruszyłem do lasu wraz z Kazanem.

Kazan?

Od Kazana Cd Spartakus

Pokręciłem głową. Przeceny... Pobiegłem za wilkiem. Przemieniłem się w człowieka i od razu poszedłem w stronę rzeźnika.
- Witaj Aleksy. Spakuj mi proszę kilogram jagnięciny.- Powiedziałem do mężczyzny. Po chwili już wyszedłem ze sklepu szukając Spartakusa.
- Powinieneś pomyśleć nad lepszym kapturem.- Powiedziałem podchodząc do wilka.
<Spart?>

Od Rosy Cd Kazan

- Zabawnie wyglądałeś jak tak sobie wpadałeś do wody.- Zaśmiałam się.
- Zabawne.- Powiedział Kazan podpływając do mnie. Chwilę pływaliśmy kawałek od siebie aż w końcu ja podpłynęłam bliżej. Po krótkiej chwili podpłynęłam do niego i cmoknęłam go w bok pyska.
<Kazan?>

Od Spartakusa C.D Kazana

Ten dzień był normalny tak jak zwykle. Zjadłem normalnie upolowane śniadanie,a potem postanowiłem się przejść. Podczas spaceru spotkałem Kazana. Właściwie to można powiedzieć,że się zaprzyjaźniliśmy.
 - Jak to nic?
- A tak to. Nudy i tyle - spojrzałem przez las - Fuks! - po chwili pojawił się orzeł i wylądował mi na głowie. Idę na targ - odpowiedziałem i pognałem w stronę wioski. \
- Co? Czemu?
- Mają przeceny!

Kazan? Ten moment gdy przyjaciel nagle cię zostawia xd

Od Kazana

Przechadzałem się przez las. Nagle pojawił się Spartakus.
- Co u Ciebie?- Zapytałem po krótkim powitaniu.
- Chyba nic.
- Jak to chyba nic?- Zapytałem.
<Spart?>

Od Kazana Cd Rosa

- Nie wiem...- Stwierdziłem i zniżyłem głowę aby napić się wody. Nagle coś wciągnęło mnie do wody. Rozejrzałem się wokół. Dostrzegłem tylko i jedynie śmiejącą się Rose.
- Bardzo śmieszne.- Zaśmiałem się.
<Rosa?>

Od Rosy Cd Kazan

Ros? On użył zdrobienia mojego imienia?
- Witaj Kaz.- Odpowiedziałam. O nie ja też to zrobiłam. Czyli jednak coś więcej...
- Idziemy gdzieś dzisiaj?- Zapytałam podpływając do basiora.
<Kazan?>

Od Kazana Cd Rosa

Zdziwiło mnie zachowanie wadery. Odszedłem do swojej jaskini i położyłem się spać. Z samego rana wyszedłem na obchód. Szybko się uwinąłem i poszedłem nad jezioro. A tak jakby już na mnie czekała była Rosa.
- Cześć Ros.- Powitałem ją.
<Rosa?>

Od Sparta C.D Kazana

- Właściwie. Ty to jesteś nieśmiertelny no i co z tego,że jesteś Alfą. Alfa nie ma pracy wiecznie...chyba - powiedziałem cicho ale wilk i tak mnie usłyszał. Uśmiechnął się pod nosem. Kolejne trzy dni spędziłem z mamą,a potem odprowadziliśmy ją do domu. Cieszyłem się,że tak długo się z nią widziałem. Gdy wróciliśmy bardzo podziękowałem za pomoc basiorowi,a potem poszedł do jaskini i starannie ukryłem medalion. Na razie go nie potrzebuję. Na razie...


Od Rosy CD Kazan

- Może do Zaginionego Miasta?- Zaproponowałam. Wilk uśmiechnął się i kiwnął łbem. Poszliśmy do owego miasta. Różniło się od tych ludzkich. Wieczorem Kazan odprowadził mnie do jaskini.
- Dziękuję za udany dzień.- Powiedziałam i cmoknęłam go w policzek.
<Kazan?>

Od Kazana CD Rosa

Spojrzałem na waderę. Była ładna. Po chwili zakończyliśmy obiad.
- To gdzie teraz idziemy?- Zapytałem. Wadera zaczęła myśleć.
<Rosa?>

Od Rosy CD Kazan

- Chyba nadszedł czas na obiad.- Stwierdziłam. Kazan zaczął węszyć. Po kilku chwilach zajadaliśmy się już jeleniem. Był znakomity. Im dłużej przebywałam z Kazanem tym bardziej zastanawiałam się nad sensem tego spisku. Owszem to już 4 w którym biorę udział jednak tym razem jest inaczej. Trzej poprzedni przywódcy watah byli tyranami i słuszność zakończenia ich rządów  była oczywista. Teraz jednak zaczynałam mieć wątpliwości co do słuszności tego. Czyżby zaczynało mi zależeć na Kazanie?
<Kazan?>

Od Kazana CD Rosa

Spojrzałem na waderę.
- Nic się nie stało.- Powiedziałem podnosząc się. Spacerowaliśmy po terenach watahy jeszcze kilka godzin.
- Głodna?- Zapytałem kilka godzin po południu.
<Rosa?>

Od Kazana Cd Spartakus

- Kazanie chciałbym się zapytać czy przez 30 lat nie będzie mi się nudzić?- Zapytał wilk. 
- Wątpliwa sprawa.- Stwierdziłem. 
- Nawet nie zauważysz kiedy to zleci.
<Spart?>

Od Sparta C.D Kazan

Spojrzałem zdziwiony na Kazana.
- 30 lat? Nie 20? - nie czekając na odpowiedź podszedłem do źródła. Ale zatrzymałem się tuż  przed pomyśleniem tego czego chciałbym od źródła. Mama mówiła,że nudziło by jej się gdyby żyła do 20 lat. A mi się nie będzie nudzić? Miałem wątpliwości ale po chwili się ich pozbyłem i pomyślałem to co chcę,a potem napiłem się wody.

Kazan?

Od Kazana Cd Spartakus

- Chodź.- Powiedziałem prowadząc go przez środek jaskini. Po chwili dotarliśmy do źródła.
- Musisz pomyśleć czego chciałbyś od Źródła. W twoim przypadku będzie to wydłużenie życia do górnej normy czyli 30 lat. Potem musisz się napić wody.- Powiedziałem wskazując na  coś w rodzaju fontanny.
<Spart?>

Od Rosy CD Kazan

- Może do Lodowego Wąwozu?- Zaproponowałam. Basior skinął głową. Po chwili troszkę użyłam magii, tworząc śliską nawierzchnię. Oczywiście Kazan niczego nie zauważył więc się przewróciliśmy a ja wylądowałam na jego brzuchu.
- Wybacz.- Powiedziałam schodząc z niego.
<Kazan?>

Od Sparta C.D Kazan

- E...no dobra - zgodziłem się - To ty masz takie coś w domu? - nie dowierzałem. Na to Alfa tylko się uśmiechnął. Szedłem za basiorem by się nie zgubić. Źle się czułem w takim labiryncie i miałem wrażenie,że w ogóle z niego nie wyjdę. W końcu chyba znaleźliśmy wyjście.
- Już?
- Już.

Kazan?

Od Kazana Cd Rosa

- Jeśli masz ochotę.- Uśmiechnąłem się. Rosa ustawiła się obok mnie i ruszyliśmy na wędrówkę.
- To gdzie idziemy?
<Rosa?>

Od Kazana Cd Spartakus

- I jak poszło?- Zapytałem.
- Stwierdziła że nie chce ale ja mam iść.- Powiedział wilk.
- No więc idziemy.- Powiedziałem wchodząc do labiryntu.
- Tylko się nie zgub.- Powiedziałem.
<Spart?>

Od Sparta C.D Kazan

- Dobrze porozmawiam z nią - odszedłem od basiora i podszedłem do matki. Podprowadziłem ją kawałek. To będzie ciężka ale krótka rozmowa...
- Mamo słuchaj Kazan znalazł życie jak nam przedłużyć życie...No wiesz... Do 20 lat... - matka spojrzała na mnie podejrzliwie. Wszystko jej wytłumaczyłem.
- Nie synku - pokręciła głową - Ty idź ale ja nie chcę.
- Ale mamo...
- Dobrze się czuje ale nie uważam,że dwadzieścia lat jest dobre. Co ja będę robić tak długo? Ja chcę się tylko wnuków doczekać.
- Oj mamo - przewróciłem z rozbawieniem oczami.
- No co? - mama zaśmiała się - Wnuki nie będą małe tak długo. Uwierz mi nie chcę.
- No dobrze uszanuję to - przytuliłem matkę. Już miałem odejść do Kazana ale matka dodała:
- Ale ty idź - zatrzymałem się,spojrzałem na nią i kiwnąłem głową,a potem ruszyłem do Kazana.

Kazan?

Od Rosy Cd Kazan

- Nie chciałam się tylko do kogoś przysiąść.- Powiedziałam uśmiechając się.
- Może byśmy się gdzieś przeszli?- Zaproponowałam.
<Kazan?>

Od Kazana Cd Rosa

Wydało mi się dziwne że wadera znowu do mnie przyszła. Jednak nie miałem zamiaru wymigiwać się od jej towarzystwa.
- Potrzebujesz czegoś?
<Rosa?>

Od Kazana Cd Spartakus

- Do życia nikogo nie można zmusić. Jednak z nią pogadaj. Może jednak będzie chciała. A przynajmniej mogłaby sobie ulżyć w ostatnich latach życia. Niektórzy zamiast wydłużenia życia proszą źródło o ulgę od chorób, czy też powrót do dawnej sprawności.- Powiedziałem spoglądając w stronę wadery.
<Spart?>

Od Spartakusa C.D Kazan

- To super ale...mojej rodziny? Czyli tylko mama i ja - powiedziałem. Kazan kiwnął głową. Przytuliłem go po przyjacielsku. Ale był jeden problem.
- Mama nie będzie chciała Kazan. Ona się cieszy żyć tylko 15 lat. Lubi liczbę 15 i nie chcę długo żyć. Nie będę jej zmuszać.

Kazan?

Od Kazana CD Spart

-Pozwoli pani że na chwilę zabiorę pani syna.- Powiedziałem na co wadera kiwnęła głową. Odeszliśmy kawałek.
- Spart znalazłem lek na waszą chorobę.- Powiedziałem. Wilk spojrzał na mnie lekko zdziwiony.
- Wiem jak wydłużyć życie twojej matki i całej twojej rodziny.- Powiedziałem wyjaśniając wcześniejsze zdanie.
<Spart?>

Od Chevala

Wędrowałem po lesie, gdy natrafiłem na leżącą na ziemi sarnę. Była żywa, ale nie uciekła na mój widok? Ostrożnie do niej podszedłem i już po chwili mogłem wykluczyć wściekliznę. Kopytna miała na nodze paskudną ranę nieznanego pochodzenia. Sierść wokół była zakrwawiona, a sama rana, dość duża, zanieczyszczona ziemią. Postanowiłem pomóc sarnie, bo dlaczego nie? I tak nie jadam mięsa. Oczyściłem ranę wodą, a potem posmarowałem ją maścią dezynfekującą i drugą łagodzącą ból, a potem poszedłem po przyśpieszające gojenie zioła. Właśnie miałem wyjść zza drzewa do sarny, gdy nagle w jej stronę skoczył jakiś wilk.
- Co ty robisz!? - wrzasnąłem, wybiegając mu na przeciw, gdy już miał zacisnąć szczęki na szyi ofiary. Wilk cofnął się o krok.
- Poluję. A ty najwyraźniej mi przeszkadzasz.
- Tego polowaniem bym nie nazwał - warknąłem, przykładając zioła do sarniej rany i owijając je pnączem. - Znajdź sobie inną ofiarę.
Gdy skończyłem i się odsunąłem, kopytna wstała, bryknęła raz czy dwa na próbę, a potem skoczyła między krzaki i tyle ją widzieliśmy.
- Dziwny jesteś - powiedział wilk.
- Nazywam się Cheval.
<Wilku?>

Pomoc w pisaniu opek

No więc mam dla was coś co może pomóc przy usunięciu literówek a także błędów ortograficznych. Może się komuś przydać. Jest to mianowicie iKorektor. ( Link ) Życzę wszystkim dużo weny i aktywności.

Od Sparta C.D Kazana

- No dobrze Kazan ale po co? - zdziwiłem się. Alfa jednak milczał. Nic już więcej nie powiedziałem. Wilk położył mi łapę na ramieniu i już po chwili byliśmy pod jaskinią. Wbiegłem do środka. Mama przytuliła mnie.
- Witaj synu.
- Tak cześć mamo. Słuchaj musisz się na chwilę przenieść do nas.
- Co czemu? - matka zdziwiła się. Wytłumaczyłem,że o coś chodzi mojemu Alfie ale określiłem go jako swojego przyjaciela którym właściwie był. Mama po dłuższej chwili się zgodziła.
- Melanie poradzisz sobie przez kilka dni sama? - spytała. Wilczyca skinęła głową. Ją też chciałem zabrać ale nie chciała. Gdy wyszliśmy przed jaskinię Kazan na mnie czekał. Mama była mu wdzięczna co dla mnie zrobił dziękowała mu z tysiąc razy,a gdy się już uspokoiła Kazan teleportował nas do watahy.

Kazan?

Od Nymerii C.D. Makoto

Westchnęłam ciężko, patrząc na leżącego kudłacza. Imieniem Nymeria przedstawiłam się tylko jednej osobie, a przez ten, jakby nie patrzeć, błąd, zostałam nią dla nich wszystkich. Potrzebowałam kolejnego kłamstwa, usprawiedliwiającego inne. Nie mogłam już skorzystać ze skóry Salho, Leyanny, ani Ślepej Aryi, tudzież Aryi znad Kanałów. Kudłacz mógłby dowiedzieć się o tych postaciach od innych wilków. Musiałam przybrać nową skórę.
- Dlaczego tyle ci to zajęło? - szepnęłam. Kudłacz zerknął na mnie obojętnie.
- Okłamałaś mnie.
Czas zacząć grać w tę idiotyczną grę.
- Kim jest Nymeria?
- Tobą, podobno tak masz na imię.
Nymeria, córka Edwyna, nazywano go Młodym Wilkiem. Pamiętam.
- Tak. Pamiętam. Chyba pamiętam to imię.
- Przedstawiłaś się tak.
- Skoro tak twierdzisz. - uśmiechnęłam się wzgardliwie, przestając obserwować wilka.
Jesteś głupcem, jeśli naprawdę wierzysz w to kłamstwo.
- Teraz oni nie żyją, a oto ja... Wyszło na jedno. - odezwałam się, przerywając chwilę ciszy.
- Nymeria... - powiedział, patrząc na mnie. Znowu powtórzył to imię. Chciał znać prawdę, a ja kłamałam mu, wymyślając coraz nowsze części historii.
- To nie moje imię. - znowu zwróciłam na niego wzrok, starając się spojrzeć w jego obojętne oczy. - Nawet go nie pamiętam. - dodałam szybko.
- W takim razie, jak się nazywasz?
- Ja.
- Tak, ty, nikogo innego tu nie ma.
- Nie, nazywam siebie Ja. Wszystkie inne imiona umarły wraz z tymi, którzy mnie znali. Ja to ja. Niczyja córka, matka, żona. Moja własna towarzyszka - jedna, nieprzywiązana, sama. - spokojnie powiedziałam kolejne kłamstwo, tak absurdalne, iż nawet mój najmłodszy brat nie uwierzyłby w nie, uznałby je za bajkę niańki. Ale kudłacz nie znał mnie, nadal do końca nie wiedział kim jestem. - Mam za sobą... Wiele lat przygód. Wystarczy, by zapełnić bibliotekę, jeśli się je spisuje. - kontynuowałam swą opowieść. - Byłam władczynią dalekiej Północy. Skończyło się na upozorowaniu własnej śmierci. Uciekłam przed spaleniem.
Zatrzymaj mnie, błagam.
- Potem... Trochę ciekawszych rzeczy. - westchnęłam. - Bitwa o ocalenie tamtejszej stolicy. Wtedy pierwszy raz udawałam mężczyznę. Nikt nie dowiedział się, że kobieta pomogła w jej odzyskaniu. Dziesięć tysięcy godzin ćwiczeń gwarantuje mistrzostwo... Ponad sto tysięcy i jesteś najlepszy w historii. Nie muszę być nieśmiertelna, wystarczy, że jestem znakomita. - zachichotałam. - Szkoda, że mnie nie widziałeś. Przestałam odczuwać rany, ból na plecach od ciężaru zbroi, czy pot wchodzący do oczu. Przestałam czuć, przestałam myśleć, przestałam być sobą. Była tylko walka, kolejny przeciwnik, i następny, i następny, i następny... I wiedziałam, że są przerażeni i zmęczeni. Ale ja nie byłam. Byłam żywa, a dookoła była śmierć... A ich miecze poruszały się tak wolno, że mogłam tańczyć między nimi roześmiana.
- Ilu ludzi zabiłaś? - zapytał. Kłamstwo z każdą chwilą stawało się coraz wyraźniejsze, jakbym rzeczywiście to wszystko robiła.
- Musiałbyś przejrzeć moje pamiętniki.
Których nie mam.
- Nie pamiętasz?
- Wielu też uratowałam, jeśli to ma znaczenie. Opatrywałam rannych z kilku wiosek. Prawie dałam się utopić, bo wzięli mnie za czarownicę. Na szczęście, potrafię długo wstrzymywać oddech. Niewdzięczni wieśniacy. - ostatnie słowa przepełnione były wzgardą.
Kudłacz wpatrywał się we mnie.
- Nie wyglądasz na kogoś, kto pogrąża się w nostalgii.
- To nie nostalgia, tylko ciekawość. - odpowiedziałam niemal machinalnie. - Większości nawet nie pamiętam. Życie kontra ograniczona pojemność pamięci. Przeżyłam wszystkich swych bliskich, a według moich dzienników, było mi ciężko... Istne piekło. Przypomnij mi, jak to jest być smutnym? Z czasem przestaje się czuć, doktorze. Jestem tym, co zostało. - odwróciłam pysk i zaczęłam wpatrywać się w jaśniejący świat.
- Nie wiem. - odpowiedział. Westchnęłam, podnosząc się. Mimo bólu, kulejąc, wyszłam z jaskini i usiadłam.
- Wszyscy są jak dym. Rozwiewają się w mgnieniu oka. Dlatego wymyślam nowe imiona, przybieram nowe skóry.

<Makoto?>

Od Viride

- Chwila moment... - moje pierwsze swoła po wejściu do lasu. Uniosłam nos do góry szukając jakiegoś zapachu. Ujrzałam TO. Tylko czym jest TO? No właśnie. Bo TO mogło odfrunąć. Chociaż nie żyło. A TAMTO już uciekło. Podeszłam do TEGO. Pióra. Krew. Kurczę! No i jedno wielkie pytanie : Kto TO zrobił? TAMTO TO zrobiło. No i pogoń. Typowe ślady lisa. Wszystko jasne. TO - ofiara TAMTEGO. TAMTO - lis. Jak ktoś nie rozumie - pióra i kości to szczątki ofiary lisa. Nie lubię tych stworzeń. Są wredne, pięć razy im trzeba powiedzieć i dwa razy przywrócić do porządku, to może się uspokoją. Może... scwane lisy! Biegłam pędęm. Dobiegłam. I żałuję. Ten głupi lis właśnie mordował biedne, małe zajączki. Gniew mi się włączył. Tak o. I automatycznie drzewa powstały. Lis się odwrócił. Miał zakrwawiony pysk.
- Prze...przepraszam, ja.... ja nie chciałem. - wyjąkał. To był seryjny przestępca. Kojarzę go. To było jego ósme przewinienie. Zawsze robił te oczka i nie skończyło się nawet jednym uderzeniem. Ale miałam tego dosyć. Enty chciały go zamordować, ale Eriv (nie mam pojęcia skąd tam się wzięła,) szybko je opanowała. Duchy wypłoszyły lisa raz, a dobrze.
- Nie! Nie! Nie! - krzyknęła przeraźliwie. Zajączki ledwie ruszały. Jeden miał oferowaną głowę. Nie żył. Z byka spojrzałam na uciekającego lisa. Pnącza związał prędko jego łapy. On stał tam, a ja starałam się ratować zające. Dwóch z nich nie miało łap, a czwarty jako jedyny bez ran, zbruzgany krwią. Za pomocą mocy uzdrowiłam te bez łap, a trzeci... ten bez głowy. To był problem. I wówczas przypomniałem sobie o mojej broni - ożywienie. Miałam nadzieję, źe zadziała. Otuliłam zajączka ogonem, głowę ułożyłam na miejscu, chociaż ta leżła kzywo. Spojrzałam się delikatnie w górę. Szepczałam coś pod nosem. Ozy moje zaświeciła się na zielono. Małe listki wirowały dookoła trupa. I nagle cud. Ja opadłam bezwładnie na ziemię, ale zająć ożył. Eriv mnie cuciła.
- Wstawaj! Engle! Wstawaj! Engle!
Zaraz, zaraz. Engle? Jaka Engle!!!??? Otworzyłem oczy. Ku memu zdziwieniu nademną nie stała Eriv, ale jakiś dziwny kot.
- Uff! Jak dobrze, że się obudziłaś! Terut by nas zabił!
- O co tu chodzi? Kim jest Terut? I ja nie jestem Engle! - zaprotestowałam. Ów kot był w większości biały. Miał puszysty ogon, na końcu czarny. Miał też śmieszną, bujną czuprynę, a na jej końcu czarny pasek. Na udzie miał dziwne plamki, a na uszach coś w stylu kolczyków. Jedno oko miał niebieskie, a drugie zielone. Szczerze mówiąc wyglądał dziwnie.
- Terut to nasz król. Wszystko wyjaśniamy ci w jaskini, chodź.
Byłam trochę zdezinternowana i zupełnie nie wiem dlaczego ruszyłam za tym kotem.
C.D.N

Od Kazana Cd Spart

Zamyśliłem się. Była jakaś choroba, która powodowała skrócenie życia ale nie mogłem jej sobie przypomnieć.
- Do zobaczenia jutro. Może uda mi się coś wymyślić na waszą przypadłość.- Powiedziałem i wszedłem do jaskini. Przeszedłem przez labirynt i usiadłem na posłaniu. Po chwili przywołałem Śmierć.
- Witaj Kazanie. Dzisiaj bez pentagramu?
- Jak widzisz.
- Czego oczekujesz?
- Chciałbym pogadać.
- Wielkie święto. Pan Śmierci chce pogadać ze swoją służącą.- Powiedziała. Po chwili spod ziemi "wyrósł" tron. Demon zasiadł na nim i rozłożył ręce w oczekiwaniu.
- Niech zgadnę. Chodzi o tego Spartakusa.- Powiedziała. Skinąłem głową.
- Chcesz wiedzieć co to za choroba.
- Owszem a ty to wiesz.- Powiedziałem.
- Tak. To Tchnienie Śmierci.
- A jak to wyleczyć?- Zapytałem patrząc w "oczy" Śmierci. - Woda życia z twojej jaskini. Jednak musi zostać zaczerpnięta przez chorą osobę u źródła.- Powiedział demon. Rozmawialiśmy jeszcze kilka chwil aż w końcu Śmierć oznajmiła że musi wracać do pracy. Rano przed jaskinią jak codziennie od kilku dni stał Lucien. Po chwili przyszedł również Spartakus.
- Może wybierzemy się w odwiedziny do twojej matki Spart? A i spróbuj ją przekonać żeby chociaż na kilka dni się do nas przeniosła.
<Spart?>

Od Sparta C.D Sunrise

Wadera ułożyła się na posłaniu niedaleko mnie i zasnęła. Ja spojrzałem przed siebie i po chwili mnie też zmorzył sen. Następnego dnia bardzo wcześnie gdy Sun jeszcze spała ruszyłem na polowanie. Gdy wróciłem z sarną właśnie się budziła. Po śniadaniu mogła śmiało ruszać do domu ponieważ się rozpogodziło.
- Już nie pada - powiedziałem na dzień dobry wchodząc do groty - Możesz po śniadaniu śmiało iść do domu. Jak chcesz to cię odprowadzę.

Sunrise?

Od Sunrise C.D. Spartakus

- Wszystko w porządku? - zapytałam, podchodząc do niego.
- Tak. - uśmiechnął się jakby sztucznie. Położyłam się niedaleko niego.
- Skoro tak mówisz... - odrzekłam. Nie chciałam wnikać w jego sprawy, ale też zżerała mnie ciekawość. Jednak nie chciałam być natrętna.
- Dobranoc. - usłyszałam nagle.
- Dobranoc.

<Spart?>

Od Makoto C.D. Nymeria

- Wyjdziesz zza grobu, by dopełnić nasz wcześniejszy plan? - uśmiechnęła się nieznacznie w moją stronę. To prawda, że ciekawie by było dokonać tego spisku. Ciekawiło mnie czy alpha naprawdę jest taki wszechmocny. I tu pojawiło się ryzyko.
Albo przeżyję z własnych łap, albo zginę z jego.
Wstałem powoli z ziemi i skierowałem się do wyjścia.
- Dokąd idziesz? - zapytała. Czyżby ją to interesowało?
- Musimy dokonać tego spisku, nieprawdaż? - spojrzałem jej w oczy. Zapadła cisza. Słychać było tylko wiatr z zewnętrznego świata i co jakiś czas krakanie nocnych ptaków - kruków.
- Niedługo wrócę... - rzuciłem beznamiętnym tonem. Jakby to kogokolwiek obchodziło. W odchodne usłyszałem tylko krótkie "powodzenia". Ciekaw byłem czy jak wrócę to będzie leżała tutaj nadal...
***
- Nie ruszaj się. - mruknęła wadera, opatrując mi ranę. Zacisnąłem szczęki. - Boli cię?
- N-nie... - powiedziałem nawet na nią nie patrząc. Bo po co? Wpieniała mnie tylko. 
- Czyli cię boli. - zaczęła dalej opatrywać. Zamknąłem oczy, gdyż pojawił się nieco większy ból. Myślałem tylko o jego końcu.
- Jesteś idiotą. - powiedziała nagle.
Zamknij ten pysk, żółtodzióbie.
- Gdybyś przyszedł wcześniej, nie musiałbyś teraz tak cierpieć. - dokończyła bandażowanie łapy, która akurat bolała mnie najmniej. - Gotowe. - rzekła i usiadła. 
- Mogę już iść? - zapytałem.
- Tak, ale nie przemęczaj się. Wolałabym byś ty i twoja towarzyszka Nymeria przyszli do mnie pojutrze na kontrolę. - po tych słowach momentalnie postawiłem uszy.
- Nymeria? - spojrzałem na małą waderę.
- No tak. Ta, z którą byłeś tu wczoraj.
- Wiem, z kim byłem wczoraj. - prychnąłem, odwróciłem łeb i wstałem.
- Na razie. - rzuciłem w odchodne.
- Dobranoc. - odparła. 
***
Niedługo potem odnalazłem jaskinię, w której miałem przenocować. Lecz już się przejaśniało. Spojrzałem na wilczycę. Dziwnie się wtedy poczułem. Nie da się tego tak po prostu opisać. Ona uśmiechnęła się i znów położyła głowę na łapach, jednak nie na długo.
- Powiedz mi... - zacząłem. - Czy ty aby na pewno nazywasz się Arry? - zapytałem, patrząc w otchłań małej groty. Popatrzyła się na mnie z niedowierzaniem. Jakby nie wiedziała co w tej sytuacji zrobić. Później tylko spuściła głowę.
- Jak mnie opatrywano, powiedziano mi, że mam przyjść pojutrze ze swoją "towarzyszką" Nymerią. - wyjaśniłem. Domyślałem się jaka będzie jej reakcja, jednak wolałem pozostać w milczeniu. Położyłem się pod przeciwną ścianą, pod którą leżała ona.

<Nymeria?>