środa, 17 sierpnia 2016

Od Nymerii C.D. Makoto

Westchnęłam ciężko, patrząc na leżącego kudłacza. Imieniem Nymeria przedstawiłam się tylko jednej osobie, a przez ten, jakby nie patrzeć, błąd, zostałam nią dla nich wszystkich. Potrzebowałam kolejnego kłamstwa, usprawiedliwiającego inne. Nie mogłam już skorzystać ze skóry Salho, Leyanny, ani Ślepej Aryi, tudzież Aryi znad Kanałów. Kudłacz mógłby dowiedzieć się o tych postaciach od innych wilków. Musiałam przybrać nową skórę.
- Dlaczego tyle ci to zajęło? - szepnęłam. Kudłacz zerknął na mnie obojętnie.
- Okłamałaś mnie.
Czas zacząć grać w tę idiotyczną grę.
- Kim jest Nymeria?
- Tobą, podobno tak masz na imię.
Nymeria, córka Edwyna, nazywano go Młodym Wilkiem. Pamiętam.
- Tak. Pamiętam. Chyba pamiętam to imię.
- Przedstawiłaś się tak.
- Skoro tak twierdzisz. - uśmiechnęłam się wzgardliwie, przestając obserwować wilka.
Jesteś głupcem, jeśli naprawdę wierzysz w to kłamstwo.
- Teraz oni nie żyją, a oto ja... Wyszło na jedno. - odezwałam się, przerywając chwilę ciszy.
- Nymeria... - powiedział, patrząc na mnie. Znowu powtórzył to imię. Chciał znać prawdę, a ja kłamałam mu, wymyślając coraz nowsze części historii.
- To nie moje imię. - znowu zwróciłam na niego wzrok, starając się spojrzeć w jego obojętne oczy. - Nawet go nie pamiętam. - dodałam szybko.
- W takim razie, jak się nazywasz?
- Ja.
- Tak, ty, nikogo innego tu nie ma.
- Nie, nazywam siebie Ja. Wszystkie inne imiona umarły wraz z tymi, którzy mnie znali. Ja to ja. Niczyja córka, matka, żona. Moja własna towarzyszka - jedna, nieprzywiązana, sama. - spokojnie powiedziałam kolejne kłamstwo, tak absurdalne, iż nawet mój najmłodszy brat nie uwierzyłby w nie, uznałby je za bajkę niańki. Ale kudłacz nie znał mnie, nadal do końca nie wiedział kim jestem. - Mam za sobą... Wiele lat przygód. Wystarczy, by zapełnić bibliotekę, jeśli się je spisuje. - kontynuowałam swą opowieść. - Byłam władczynią dalekiej Północy. Skończyło się na upozorowaniu własnej śmierci. Uciekłam przed spaleniem.
Zatrzymaj mnie, błagam.
- Potem... Trochę ciekawszych rzeczy. - westchnęłam. - Bitwa o ocalenie tamtejszej stolicy. Wtedy pierwszy raz udawałam mężczyznę. Nikt nie dowiedział się, że kobieta pomogła w jej odzyskaniu. Dziesięć tysięcy godzin ćwiczeń gwarantuje mistrzostwo... Ponad sto tysięcy i jesteś najlepszy w historii. Nie muszę być nieśmiertelna, wystarczy, że jestem znakomita. - zachichotałam. - Szkoda, że mnie nie widziałeś. Przestałam odczuwać rany, ból na plecach od ciężaru zbroi, czy pot wchodzący do oczu. Przestałam czuć, przestałam myśleć, przestałam być sobą. Była tylko walka, kolejny przeciwnik, i następny, i następny, i następny... I wiedziałam, że są przerażeni i zmęczeni. Ale ja nie byłam. Byłam żywa, a dookoła była śmierć... A ich miecze poruszały się tak wolno, że mogłam tańczyć między nimi roześmiana.
- Ilu ludzi zabiłaś? - zapytał. Kłamstwo z każdą chwilą stawało się coraz wyraźniejsze, jakbym rzeczywiście to wszystko robiła.
- Musiałbyś przejrzeć moje pamiętniki.
Których nie mam.
- Nie pamiętasz?
- Wielu też uratowałam, jeśli to ma znaczenie. Opatrywałam rannych z kilku wiosek. Prawie dałam się utopić, bo wzięli mnie za czarownicę. Na szczęście, potrafię długo wstrzymywać oddech. Niewdzięczni wieśniacy. - ostatnie słowa przepełnione były wzgardą.
Kudłacz wpatrywał się we mnie.
- Nie wyglądasz na kogoś, kto pogrąża się w nostalgii.
- To nie nostalgia, tylko ciekawość. - odpowiedziałam niemal machinalnie. - Większości nawet nie pamiętam. Życie kontra ograniczona pojemność pamięci. Przeżyłam wszystkich swych bliskich, a według moich dzienników, było mi ciężko... Istne piekło. Przypomnij mi, jak to jest być smutnym? Z czasem przestaje się czuć, doktorze. Jestem tym, co zostało. - odwróciłam pysk i zaczęłam wpatrywać się w jaśniejący świat.
- Nie wiem. - odpowiedział. Westchnęłam, podnosząc się. Mimo bólu, kulejąc, wyszłam z jaskini i usiadłam.
- Wszyscy są jak dym. Rozwiewają się w mgnieniu oka. Dlatego wymyślam nowe imiona, przybieram nowe skóry.

<Makoto?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz