- Dlaczego tyle ci to zajęło? - szepnęłam. Kudłacz zerknął na mnie obojętnie.
- Okłamałaś mnie.
Czas zacząć grać w tę idiotyczną grę.
- Kim jest Nymeria?
- Tobą, podobno tak masz na imię.
Nymeria, córka Edwyna, nazywano go Młodym Wilkiem. Pamiętam.
- Tak. Pamiętam. Chyba pamiętam to imię.
- Przedstawiłaś się tak.
- Skoro tak twierdzisz. - uśmiechnęłam się wzgardliwie, przestając obserwować wilka.
Jesteś głupcem, jeśli naprawdę wierzysz w to kłamstwo.
- Teraz oni nie żyją, a oto ja... Wyszło na jedno. - odezwałam się, przerywając chwilę ciszy.
- Nymeria... - powiedział, patrząc na mnie. Znowu powtórzył to imię. Chciał znać prawdę, a ja kłamałam mu, wymyślając coraz nowsze części historii.
- To nie moje imię. - znowu zwróciłam na niego wzrok, starając się spojrzeć w jego obojętne oczy. - Nawet go nie pamiętam. - dodałam szybko.
- W takim razie, jak się nazywasz?
- Ja.
- Tak, ty, nikogo innego tu nie ma.
- Nie, nazywam siebie Ja. Wszystkie inne imiona umarły wraz z tymi, którzy mnie znali. Ja to ja. Niczyja córka, matka, żona. Moja własna towarzyszka - jedna, nieprzywiązana, sama. - spokojnie powiedziałam kolejne kłamstwo, tak absurdalne, iż nawet mój najmłodszy brat nie uwierzyłby w nie, uznałby je za bajkę niańki. Ale kudłacz nie znał mnie, nadal do końca nie wiedział kim jestem. - Mam za sobą... Wiele lat przygód. Wystarczy, by zapełnić bibliotekę, jeśli się je spisuje. - kontynuowałam swą opowieść. - Byłam władczynią dalekiej Północy. Skończyło się na upozorowaniu własnej śmierci. Uciekłam przed spaleniem.
Zatrzymaj mnie, błagam.
- Potem... Trochę ciekawszych rzeczy. - westchnęłam. - Bitwa o ocalenie tamtejszej stolicy. Wtedy pierwszy raz udawałam mężczyznę. Nikt nie dowiedział się, że kobieta pomogła w jej odzyskaniu. Dziesięć tysięcy godzin ćwiczeń gwarantuje mistrzostwo... Ponad sto tysięcy i jesteś najlepszy w historii. Nie muszę być nieśmiertelna, wystarczy, że jestem znakomita. - zachichotałam. - Szkoda, że mnie nie widziałeś. Przestałam odczuwać rany, ból na plecach od ciężaru zbroi, czy pot wchodzący do oczu. Przestałam czuć, przestałam myśleć, przestałam być sobą. Była tylko walka, kolejny przeciwnik, i następny, i następny, i następny... I wiedziałam, że są przerażeni i zmęczeni. Ale ja nie byłam. Byłam żywa, a dookoła była śmierć... A ich miecze poruszały się tak wolno, że mogłam tańczyć między nimi roześmiana.
- Ilu ludzi zabiłaś? - zapytał. Kłamstwo z każdą chwilą stawało się coraz wyraźniejsze, jakbym rzeczywiście to wszystko robiła.
- Musiałbyś przejrzeć moje pamiętniki.
Których nie mam.
- Nie pamiętasz?
- Wielu też uratowałam, jeśli to ma znaczenie. Opatrywałam rannych z kilku wiosek. Prawie dałam się utopić, bo wzięli mnie za czarownicę. Na szczęście, potrafię długo wstrzymywać oddech. Niewdzięczni wieśniacy. - ostatnie słowa przepełnione były wzgardą.
Kudłacz wpatrywał się we mnie.
- Nie wyglądasz na kogoś, kto pogrąża się w nostalgii.
- To nie nostalgia, tylko ciekawość. - odpowiedziałam niemal machinalnie. - Większości nawet nie pamiętam. Życie kontra ograniczona pojemność pamięci. Przeżyłam wszystkich swych bliskich, a według moich dzienników, było mi ciężko... Istne piekło. Przypomnij mi, jak to jest być smutnym? Z czasem przestaje się czuć, doktorze. Jestem tym, co zostało. - odwróciłam pysk i zaczęłam wpatrywać się w jaśniejący świat.
- Nie wiem. - odpowiedział. Westchnęłam, podnosząc się. Mimo bólu, kulejąc, wyszłam z jaskini i usiadłam.
- Wszyscy są jak dym. Rozwiewają się w mgnieniu oka. Dlatego wymyślam nowe imiona, przybieram nowe skóry.
<Makoto?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz