niedziela, 18 września 2016

Od Nev'a Cd Viride

- O niczym. Nie ważne. - warknąłem.
- Słyszałam coś o Lucku i zabójstwie. Jesteś cichym przestępcą? - zapytała.
- Pha! Nie. Otwartym zabójcą. Lepiej Ci? - rzekłem przymykając oczy.
- Co? Kto jest twoim celem? Niby ja? - rzekła dociekliwie.
- Nie ty. Pitynnia. Mówi Ci to coś?
- Raczej nie... - odparła - Ale wydaje mi się, iż działasz nielegalnie.
- Po prostu unicestwiam zło wraz z Luckiem. - rzekłem jak gdyby nigdy nic.
- Z jakim Luckiem?! - zdziwiła się.
- Lucyfer, ciołku... - rzekłem cichszym niż zazwyczaj głosem.
- TEN Lucyfer?! - stała na równych łapach.
- Zależy. - mówiłem spokojnie. Myślałem, że wyjdą jej gałki.
- Co rozumiesz przez "TEN” Lucyfer. - uśmiechnąłem się.
- DIA-BEŁ. - rzekła delikatnie podirytowana.
- Taaak. Znasz go? - odpowiedziałem. Viride zamilkła.
- Nie znam. Co za pytanie... A ty? Znasz go? - zapytała.
- Ha! Co za pytanie... To mój najlepszy przyjaciel! - wykrzyknąłem.
- Że co?! - wyglądała na niezwykle zdziwioną.
- I tak za każdym razem... - westchnąłem.
- Jak to za każdym?
- Jak komuś opowiadam o Lucku. Cały czas tylko niedowierzania. - odpowiedziałem.
- Udowodnij. - rzekła Viride.
- Niby co? - zapytałem.
- Twoją przyjaźń z Luckiem... - dopowiedziała. Uśmiechnąłem się pod nosem. Moje ciało zaczęło podświetlać się na czerwono. Po dziesięciu sekundach tuż obok mnie, z czerwonego dymu wyłonił się kumpel.
- Cześć Nevuś!
- Cześć Lucek!
- No, o co chodzi? - zapytał.
- Ona. To Viride. Nie dowierza, że jesteśmy kumplami. - wyjaśniłem.
- Ojoojo.... Weź mu uwierz. Prawdę zdechlak mówi. - rzekł Lucyfer. Viride z kamienną miną przyglądała się mi i Luckowi.
- Dobra, szóstko. Odejdź. Chyba mi uwierzyła. - Powiedziałem. Lucek tak po prostu znikł.
- A teraz... lepiej stąd chodźmy. Nudno tu. - rzekłem.
- Zgoda... i już Ci wierzę. Nie martw się. A więc... Co masz zamiar robić? - zapytała.
- Nie wiem. Może chodźmy gdzieś zdała od watahy. Co ty na to? - zaproponowałem Viride
<Viride?>

niedziela, 11 września 2016

Od Chevala CD. Gabrieli

Któregoś dnia od poznania Gabrieli przechadzałem się właśnie po terenach watahy. Było dość upalnie, toteż po dłuższym spacerze postanowiłem wybrać się nad rzekę. Wpierw musiałem jednak przejść przez jedną z łąk. Wyszedłem spomiędzy drzew i natychmiast w oczy rzucił mi się krąg koni. Podszedłem do nich. Kopytne otaczały kolegę, który ksztusił się i parskał. Spróbowałem go uspokoić i zbadać, ale gdy w końcu udało mi się to, nie mogłem nawet zidentyfikować choroby.
- Zaczekajcie tu - poprosiłem konie i pobiegłem do mieszkania Gabrieli, które na szczęście znajdowało się niedaleko.
- Cześć, Chev - przywitała mnie. - Co porabiasz?
- Nie ma czasu. Musisz mi pomóc - oznajmiłem, patrząc przez chwilę na wilczycę i następnie zawracając. Gabriela wstała i ruszyła za mną.
- Co się stało? - zapytała, biegnąc obok mnie.
- Jeden z koni jest chory. Nie mam pojęcia, co mu dolega - wytłumaczyłem.
Gdy dotarliśmy na miejsce, biała wadera zbadała chorego ogiera.
- I co? - zapytałem.
<Gabriela?>

Od Gabrieli Cd Cheval

Dni mijały jak z bicza strzelił. Pewnego dnia nudziło mi się niemiłosiernie a siedzenie w jaskini było najlepszym pomysłem jaki mógł mi przyjść w tak upalny dzień. Jednak ten pomysł miał również swoje negatywne aspekty. Najbardziej uciążliwym była nuda. Nagle do jaskini wbiegł Cheval.
- Cześć Chev. Co porabiasz?- Zapytałam.
<Cheval?>

Od Viride Cd Nev

„Skarzypyta...” - pomyślałam schodząc z basiora. Scwane ziółko z niego...
- No, a może księciu powie mi, jak na niego mówią? - zapytałam dokuczliwe.
- Nev. A nasza królewna będzie łaskaw się nam przedstawić? - odrzekł basior „oddając” mi.
- Jestem Viride. Niezmiernie mi miło. A to moja Eriv. - wskazałam na przyjaciółkę.
- Jaaasne. Mi też jest... MIŁO... - rzekł sarkastycznie. Uśmiechnęłam się szeroko.
- Masz jakieś plany na dziś? - zagadałem do Nev'a.
- Taaak... Wieczorem, Lucek kazał mi zabić taką jedną.... - nagle Basior zamilkł. Kompletnie nie wiedziałam, o co mu chodzi. Lucek? W sensie ten Lucian, czarny basior z watahy?
- Przepraszam bardzo, ale o czym ty mówisz? - zdziwiłam się.
(Nev?)

Od Chevala CD. Kazana

Zaśmiałem się nerwowo.
- To dziwne. Ja też ostatnio mam... pewne problemy związane z końmi. Ale z chęcią pomogę.
- To cudownie. Możemy spotkać się tutaj jutro rano? - zapytał Kazan.
- Oczywiście. Mam nadzieję, że nic mnie nie zatrzyma. Żegnaj, Alfo.
- Do widzenia, Chevalu.
Po tych słowach wyszedłem z jaskini. Słowa Kazana niepokoiły mnie. Brak kontakty z końmi, które coś płoszyło i gnało na nasze uprawy...
To nie mogło oznaczać niczego dobrego.
<Kazan?>

niedziela, 4 września 2016

Od Chevala CD. Gabrieli

Zaproponowałem głodnej waderze polowanie, myśląc, że jest w tym przypadku taka jak inni. Myliłem się. Gdy oznajmiła, że nie poluje, uderzyła mnie jednocześnie ulga, jak i myśl, że może trafiłem na jakąś księżnuczkę, co to łapki boi się sobie pobrudzić.
- Co w takim razie zamierzasz zjeść? - zapytałem.
- Trawę, może jakieś owoce - odpowiedziała. Uf.
- To dobrze, bo też nie poluję. Jestem wegetarianinem.
Gabriela uśmiechnęła się, a potem wskazała łapą ciś za mną.
- Patrz, dzikie maliny! - zawołała i pobiegła w stronę krzaków. Odwróciłem się i potruchtałem za nią. Kilka chwil później zajadaliśmy już pyszne, słodkie owoce. Co jakiś czas pochylałem się, by skubnąć nieco soczyście zielonej trawy.
<Gabriela?>

Od Gabrieli CD Cheval

Uśmiechnęłam się lekko do basiora.
- Dziękuję z chęcią skorzystam.- Powiedziałam. Basior wyszedł z jaskini i rozpoczął pokazywanie mi terenów. Po godzinie zwiedzania zaburczało mi w brzuchu.
- Jak chcesz tam możesz zapolować.- Powiedział wilk wskazując lasek.
- Nie dziękuję. Ja nie poluję.- Powiedziałam uśmiechając się.
<Cheval?>

Od Chevala CD. Gabrieli

Byłem akurat w jaskini medyków i zajmowałem się swoimi sprawami, gdy zauważyłem wilczycę o śnieżnobiałym futrze, z kryształami wokół szyi. Przerwałem pracę, przyglądając się, jak podchodzi prosto do mnie.
- To ty jesteś Cheval? - zapytała.
- Tak - odpowiedziałem. - A rozmawiam z...
- Głównodowodzącą uzdrowicieli. Mam na imię Gabriela.
- Miło poznać szefową - powiedziałem z uśmiech, wyciągając łapę. Wilczyca potrząsnęła nią.
- Jesteś tu nowa? - zapytałem.
- Tak. Właśnie szukałam kogoś, kto mógłby oprowadzić mnie po terenach. Jeśli miałbyś czas i ochotę, to...
- Bardzo chętnie pokażę ci tereny - wtrąciłem.
<Gabriela?>

Od Gabrieli

Spacerowałam po terenach watahy. Ojciec obiecał że przyśle kogoś kto mnie oprowadzi jednak sama wolałam kogoś takiego znaleźć. Poszłam do jaskini medyków rozejrzeć się po miejscu gdzie mam mieszkać i pracować. Nagle dostrzegłam jakiegoś basiora. Podeszłam do niego i przyjrzałam mu się.
- To ty jesteś Cheval?- Zapytałam po kilku chwilach.
<Cheval?>

Od Nev'a Cd Viride

 Ehh... - westchnąłem ciężko. Z powodu nie znanego. Siedziałem na środku stepów. Prawdopodobnie na środku. Było nudno. Do czasu.
- Nevuś! - krzyknął głos, który świetnie znałem.
- Nie mów tak na mnie, zdechlaku! - warknąłem ostro w stronę tego idioty, Lucka.
- Opanuj się, masz zadanie.
- Luuuuuuceeeeek, no weź... - rzekłem proszącym tonem.
- O co chodzi? - spytał lekko zdziwiony.
- Muszę teraz?
- Jak bardzo nie chcesz, to możesz potem. Ale jak narazie, Ci wytłumaczę. Na Syberii jest wilk - normalnie jak z mojego Królestwa. Weź go do mnie sprowadź. Jest zły, ale zagraża mu nawrócenie. Załatwisz go?
Nagle jakby ożyłem. Myślałem, że chodzi mu o coś innego...
- Pewnie! Już lecę!
Lucyfer pstryknął palcami, zapalił koniec mojego ogona, a zaraz byłem obok wilka. Mego celu. Nie zdołał mnie zobaczyć. Prędko zamieniłem się w materialną duszę. Poleciałem do ofiary.
- Wiiiitaaaj.... - wyszeptałem.
- Skąd? - warknął ostro rozglądając się po okolicach. Byłem dla niego niewidzialny. I poczułem to.. smak jego duszy. Była soczysta. Napawałem się nią. Była moja... w całości... Tylko moja!
- Ciii... Nie mów nic, mój drogi. Zaraz cię zniszcę. I nic po tobie nie zostanie. Nawet okruszek. A ty się z tym pogodzisz... - po tych słowach popchnąłem wilkami na zimny śnieg. Zachichotałem. Z czasem przerodziło się to w przerażający śmiech diabła. „Ugryzłem” kawałek jego duszy. Była mroczną, zimną i oschłą wredotą. Oblizałem pysk. Wilk jak każdy, kogo duszy zaczerpnąłem, zwijał się z bólu. Ale był twardy. Wstał, otrzepał się i z podkulonym ogonem szedł dalej. Stąpał po niepewnym gruncie... Na pewien czas dałem mu spokój. Zdołał się opanować. Poszedł się napić. Potężną łapą usiłował rozbić lód i dostać się do wody. Niecierpliwy ja, pomogłem mu to zrobić. Kiedy nachylił się do napoju, westchnąłem go w dziurę. Zdołał się tam zmieścić. Podtapiałem go. Nie dał rady długo wytrzymać. Puściłem. Już nieżywy opadł na dół. Potem bawiłem się jego duszyczką, i podarowałem ją Lucyferowi. No i znów znalazłem się w watasze. Trochę spacerowałam, tu i tam... Aż ujrzałem Las. Dziwny Las. Raczej puszczę. Zieloną, pełną życia. Jest życie, jest dusza... Wszedłem w początek tej całej „laso-puszczy”. Idąc ujrzałem tarzającą się w trawie jakąś głupią istotę. Prychnąłem ze śmiechu. Słyszałem jakieś szepty między nią, i leżącym obok jeleniem. Po chwili wadera - bo tak mi się wydawało - wstała na równe łapy. Przyglądałem się jej jak jakiemuś niedorozwiniętemu ślimakowi.
- Witaj, podróżny! - wykrzyknęła w moją stronę. Milczałem. Wilczyca podbiegła bliżej.
- Czego tu szukasz? - zapytała stanowczo.
- Jaaa??? Achh... Niczegoooo.... - wyszeptałem.
- Nie kojarzę Cię... Wiedz, że jak zrobisz krzywdę mi, mojej Eriv, bądź jakiemukolwiek stworzeniu, rozszarpię Cię na strzępy. - warknęła groźnie.
- Ach... Drżę że strachu, doprawdy. - odparłem lekceważąco. Byłem głupi. Wadera natychmiastowo rzuciła mnie na ziemię. Uśmiechnąłem się delikatnie.
- Zabijesz mnie? Jestem ciekaw, co na to Alfa tej watahy... Do dzieła. - rzekłem. Wilczyca pomału ze mnie zeszła.
<Viride?>

Gabriela

 
Imię: Gabriela
Pseudonim: Gabi 
Człowiek: Gabriela tylko i wyłącznie 
Wiek: 5 lat
Płeć:Wadera
Stanowisko: Młoda Alpha, Głównodowodząca uzdrowicielami 
Charakter: Gabriella jest wilczycą niezwykle pogodną i cierpliwą. Uwielbia pomagać innym a także dzielić się z nimi swoją radością. 
Żywioł: Życie, Natura, Ciało oraz Kryształ 
Moce: Związane z żywiołami, potrafi się przemieniać w konia
Umiejętności: 
Rodzina: 

  • Kazan - Ojciec. Gabi podobnie jak Xena dowiedziała się o nim w wieku 2 lat. 
  • Apolonia - Matka Gabi. Wadera bardzo ją kocha. 
  • Dionizy - Ojczym, mąż Apoloni. Gabriela przez wiele lat uważała go za ojca. 
  • Achilles - Starszy o kilkanaście minut brat Gabi. Zaginął podczas wyprawy wojennej. 
  • Xena - Starsza o kilka chwil siostra Gabi. Jest jej najlepszą przyjaciółką. 

Zakochana w: Spodobał jej się Cheval 
Partnerka: ---
Ex: ---
Potomstwo:Chciałaby 
Aparycja: Jest wysoka i szczupła. Ma błękitne oczy oraz zielone kryształy wyrastające spomiędzy sierści na szyi. Jako człowiek ma białe włosy, jest wysoka i szczupła. 
Historia: - w budowie - 
Ciekawostki: Nie poluje i nie je mięsa odkąd bogini Natury ocaliła jej brata 
Towarzysz: Niver 
KW: 100
Inne zdjęcia: Jako koń
Ludzkie zdjęcie: 1
Sterujący: KPA

Od Kazana Cd Cheval

- Trzeba będzie się tym zająć. Dziękuję za pomoc.- Odparłem po wysłuchaniu wilka.
- Nie ma za co.- Odparł wilk.
- Może mógłbyś mi pomóc z  tropieniem tego stwora? Teoretycznie umiem się dogadać z tymi końmi jednak od jakiegoś czasu  mam z tym problem.- Powiedziałem spoglądając na wilka.
<Cheval?>

Od Chevala CD. Kazana

- Oczywiście - odpowiedziałem. - Mogę iść natychmiast.
- Dobrze. Po spotkaniu przyjdź do mnie, dobrze?
Kiwnąłem głową i popędziłem śladami spłoszonego przez Alfę stada. Przebywało niedaleko. Członkowie pożywiali się w spokoju. Nie było widać śladów dawnej paniki. Tym razem, choć z niemałym trudem, udało mi się przybrać postać Miedziogrzywego. Podszedłem ostrożnie do największego z ogierów, przywódcy.
- Przepraszam, jestem z watahy - zacząłem. Koń uniósł głowę, więc kontynuowałem. - Alfa poprosił mnie, bym zapytał się was, czy moglibyście nie biegać po naszych uprawach z ziołami? Bylibyśmy wam bardzo wdzięczni.
- To nie takie proste, Miedziogrzywy. Coś wciąż nas płoszy, przybiera kształt olbrzymiego stworzenia... Celowo gna nas na wasze pola. Dobrze wiesz, że większe stada uciekają w popłochu przed zwykłym wilkiem. Uciekamy w obronie życia.
- Dziękuję za wiadomość. Przekażę to Kazanowi.
- Miedziogrzywy, będziesz musiał odnaleźć Mavericka. Sam.
Kiwnąłem głową. Wróciłem do wilczej postaci i co tchu pobiegłem do Alfy. Na całe szczeście zastałem go w domu.
- Coś czai się na naszych terenach - poinformowałem. - Płoszy konie i gna je na uprawy.
<Kazan?>

Od Kazana Cd Cheval

- Witaj.- Odparłem schylając głowę w lekkim ukłonie.
- Jak Ci mija czas?- Zapytałem.
- Dobrze.- Odparł i uśmiechnął się.
- Cheval zauważyłem że masz dość dobre kontakty z kopytnymi. Czy mógłbyś porozmawiać z stadem, które zamieszkało za naszą zachodnią granicą odnośnie tratowania naszych pól z ziołami?
<Cheval?>

Od Viride

Wraz z moją ukochaną towarzyszką spacerowałam po lesie. Ogółem było pięknie. Najprawdopodobniej dlatego, że wszytskie szkodniki uciekały z puszczy jak szczury. Oczywiście większość wilków z watahy polowała, ale w innym, mniej tętniącym życiem lesie. Choć nie jestem zwolennikiem łowów, to nie mam nic przeciwko, jeżeli wilki zabijają odpowiedną ilość i robią to w odpowiedni sposób. Ale tutaj, w tym lesie nie ma miejsca na łowy. Jeżeli ja czegoś nie zauważę, to Eriv pogalopuje tam jak szalona i prawdopodobnie bez litości zniszczy, bądź wypłoszy intruzów. Ale nie tym razem. Bo ta niesforna samica siedziała tuż obok mnie.
- Dzień dobry, Eriv. - rzekłam z niemałym uśmiechem.
- Ależ witaj! Dopiero mnie zauważyłaś? - zdziwiła się. Odchrząknęłam coś w stylu „tak” i zaczęłam tarzać się w trawie.
- Ej, ej! To nie pora na zabawy. Mamy intruza. - powiedziała nadzwyczajnie spokojnie Eriv, jak gdyby nigdy nic.
- Co?! Jak?! Gdzie!!!? Eriv?! - wykrzyknęłam gwałtownie i błyskawicznie stanęłam na wyprężonych łapach.
- Eeee... tam. - odparła Eriv pokazując łbem. Siedział tam wilk. A raczej stał. Spoglądał w naszą stronę. Jego prawe oko zasłonięte było krzakami.
- Witaj, podróżny... - przywitałam go. Było mi troszkę głupio, bo ów wilk zapewne widział jak wygłupiałam się w trawie...
(ktoś?)

Od Chevala

Przymknąłem oczy, usiłując się skupić. Siedziałem pośród pasącej się grupki koni, usiłując przemienić się w jednego z nich. Od kilku dni miałem problemy z zamianą. Jeśli nie odkryję jakiegoś sposobu, może się wkrótce okazać, że w pewłni stanę się wilkiem. Nie chciałem tego robić, przynajmniej w tamtej chwili. Nie chciałem porzucać mojego prawdziwego wcielenia, wspomnień... Jak na złość, gdy poczułem, że coś zaczyna się dziać, stadko kopytnych zaczęło w panice uciekać, omal mnie przy tym nie tratując. Gdy zrobiło się w miarę bezpiecznie, wstałam i zacząłem rozglądać się w poszukiwaniu sprawcy. Nieopodal dostrzegłem znajomego czarnego basiora. Ruszyłem w jego stronę
- Witaj, Alfo - przywitałem się, gdy znajdowałem się kilka metrów od Kazana.
<Kazan?>

UWAGA!!!!

Proszę wszystkich o natychmiastowe napisanie jakiegokolwiek opowiadania. Bez waszej aktywności blog upadnie.

Kazan 

Nev

Imię : Nev
Pseudonim : Nev jest krótkim imieniem. Skróty są bezsensu, aczkolwiek można nazywać go Never.
Człowiek : Nev Er Damo
Wiek : 7 lat.
Płeć : Basior.
Głos : Ściszony, przepełniony nienawiścią oraz pogardą, irytujący.
Stanowisko : Kat
Charakter : Nev jest przedewszyskim... zły. W sensie: kłamliwy, lubi denerwować innych, zabija z zimną krwią, nietolerancyjny, ale... zabawny. Może rozśmieszyć nie jednego, czasem zdoła się zaprzyjaźnić. Towarzyski, niczego nie bierze na poważnie. Mądry, lubi kłótnie, ma dużo argumentów. Jest także również pyskaty. Nie przeszkadza mu nic - będzie ubliżał każdemu - Alphie, Becie, Gammie, Delcie. Szacunek ma wyłącznie dla wilków co mają po 30 bądź więcej lat. Nieusłuchany. Ma gdzieś rozkazy, chyba, że dotyczą stanowiska. Nie honorowy, strasznie obojętny. Ma wsyztsko gdzieś. Gardzi oddanymi lizusami. No i nasz kochany żartowniś, jako że nie może zabijać innych, to lubi się śmiać. Taki już jest. Ktoś miły, jest kimś, z kim można się pośmiać. Ktoś, kogo przepełnia pycha, jest ofiarą kłótni, żartów. Oczywiście uwielbia swego kochanego przyjaciela Lucka.
Żywioł : Nekromancja, Śmierć, Dusza.
Moce :
Zamiana w człowieka
Nev zamienia się w człowieka.
Zamiana w Ducha Piekieł
Nev na początek zamienia się w wilka, z którego dosłwnie bucha zło. Wówczas dusza Nev'a usiłuje wydostać się z ciała. Podczas postaci pół wlka, a pół ducha Nev jest barczo szybki, oraz ma wyostrzone zęby i pazury. Taki stan może trwać minimalnie 5 sekund, a maksymalnie 30 minut. Po wybranym czasie, Nev zamienia się w Ducha Piekieł. Kiedy chce, może stać się duchem materialnym, a jak nie chce, to nie. W postaci Ducha Piekieł Nev może przejść do Świata Piekieł.
Przyzwanie
Nev może przyzwać Lucyfera, najlepszego koleżke.
Ochrona
Nev posiada ochronę na duszy i na umyśle, przez co nie możnnim manipulować.
Biedne Dusze
Nev może przesyłać złe dusze do piekieł. W ten sposób służy Lucyferowi. Nev czuję, kiedy ktoś ma na tyle złą duszę, iż trafi do piekła. Takie istoty zabija. Za nim jednak odeśle duszę do piekła, żywi się nimi. Są jego. Wsysa je do siebie, zaspokajać głód dusz.
Głód Dusz
Ciężko to nazwać mocą. Nev nie czuję głodu. Znaczy czuję, ale inny - wieczny, który zostaje zaspokojony po „spożyciu” złej duszy.
Umiejętności : Nev ma bardzo, bardzo, bardzo dużo siły w szczęce. O wieeele więcej niż hiena. Ma także nadzwyczajnie ostre pazury i kły, jest szybki i zwinny.
Rodzina : Dokładnie nie pamiętam.
Rodzeństwo - nie powiem ile go miałem, jakiej było płci i jak się nazywało.
Matka - Agele. Chyba.
Ojciec - nie mam pojęcia. Odszedł za wcześnie.
Najlepsza przyjaciel - Lucyfer. Traktują się nawzajem jak bracia. I to bliźniacy.
Zakochany : Nie ma takiej, dla której porzucił by Lucyfera.
Partnerka : Lucek, co ty na to?
Ex : Nic nie było, nie ma i nie będzie. No, może Senillia...
Potomstwo : Mmm... raczej zrobiłbym pasztet z tych kuleczek.
Aparycja : Nev jest szczupły, wręcz chudy. Bezproblemowo można zobaczyć u niego żebra. Ma wydłużony pysk i wystające z niego kły. Czerwone oczy, bezwzględnie na przyjętą postać. Wysokie równie chude łapy. Czarna sierść. Jako człowiek również chudy i wysoki.
Historia : Zacznijmy od podstaw. Ten jakże... dziwny? Głupi? Ten Wilk, narodził się w watasze, której nazwy nie sposób zapamiętać. Wataha jak co roku opiekowała się wilczkami, w tym Nev'em. Nie był synem Alphy, gdyż okazało się, iż wadera jest bezpłodna. Był potomkiem pary Gammy. Nie miał pretensji do tronu, także musiał pogodzić się z losem. Był najmłodszy z całej rodziny. Jednak od dzieciństwa chciał wejść wyżej. Para Beta miała 3 wilczki - dwa basiory i jedną waderę. Pochodził z wyższej sfery i bawił się z „szlachtą”. Prędko zakochał się z waderką Bet. Odwzajemniła uczucia. Mieli być parą, która miała rządzić. Aczkolwiek głodny władzy basior (Tyute), syn Bet, usiłował zabić Nev'a. Walka była zacięta, aczkolwiek Tyute był chory, dzięki czemu Nev zyskał przewagę. Nie czuł potrzeby zabicia rywala, a więc zostawił go na polanie. Całego i zdrowego. Następnego dnia spotkał Tyute ze swoim bratem. Stali nad ciałem.... Senilli (partnerki Nev'a). Byli ubazgrani w krwi. Ale szczęśliwi. Spełnieni. Na widok wilka wypłoszyli się znikając za horyzontem. Nev stał dwie godziny i ubolewał nad Selinnią. W nocy siedział nad rzeką. Niespodziewanie, Księżyc zrobił się czerwony. I wtedy ujrzał go po raz pierwszy. Lucyfer. Zrobił niezłe wrażenie. Ich rozmowa polegała na przekonaniu Nev'a, do zabicia Tyuta i jego brata. Zgodził się. Na następny dzień nie żyli. Lucek znów go odwiedził. Dał mu wszystkie moce. Ceną była dusza Nev'a. Oddał ją Luckowi. Ten podarował mu Hide, by przypominała mu o obowiązkach. Za nim opuścił watahę, zdołał zżyć się z Lucyferem. Aczkolwiek jego praca kazała mu się przenieść. Postanowił zamieszkać w tej oto watasze.
Ciekawostki : Najlepszym przyjacielem Nev'a jest sam Lucyfer.
Towarzysz : Hide
KW : 100
Inne Zdjęcia : 1
Kiedy jego dusza, próbuje uciec podczas zamiany :
Ludzkie zdjęcia : 1
Sterujący : Tobimadaraork

środa, 31 sierpnia 2016

Od Kazana

Dzień był piękny i słoneczny. Wszyscy spacerowali po terenach watahy wykonując swoje prace. Sam też patrolowałem teren. Nagle obok mnie pojawił się Jay.
- Coś się stało?- Zapytałem.
- Jakiś spór. Nie wiem o co chodzi.- Powiedział mój towarzysz.
- Więc chodźmy zobaczyć co się stało.- Odparłem i pobiegłem za nim. Po chwili byliśmy już przed moją jaskinią.
- Co się stało?- Zapytałem wchodząc na skałę alphy.
<Ktoś?>

poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Od Skazy De Noir

Byłem w lesie. Pierwszy raz na tych terenach. Zdawałem sobie sprawę, że należą do jakiejś watahy, jednak nie baczyłem na to. Zrywałem piołun, kiedy poczułem woń jakiegoś wilka. Szybko podniosłem łeb, by sprawdzić, czy znam owe stworzenie i przede wszystkim czy nie stanowi zagrożenia. Jak się okazało nie było wrogo nastawione. Zerwawszy ziele, postanowiłem się z nim zaznajomić.
- Wiitaaj! - wykrzyknąłem udawaną radością jakbym znał ową postać od wieków. Jasne było oczywiście, że pierwszy raz widziałem jegomościa na oczy.
- O, cześć! - uśmiechnęła się lekko rozkojarzona. - Znamy się? - zmarszczyła trochę brwi , ale nadal się nieznacznie uśmiechając. Wydawać by się mogło, że moje przywitanie nieco ją zdezorientowało. Inaczej zapewne nie byłaby zbyt miła.
- Niee. - spojrzałem jej w oczy. - Jestem Skaaazaa. - szepnąłem cicho.
Nie odwzajemniła się jednak. Zauważyłem, że zdziwienie zaczęło powoli znikać z jej pyska i wadera staje się znudzona moją obecnością. - Jesteś nowy? Nic o tobie nie słyszałam.
- Stary. Nowy tylko w stadzie, jeśli pani mi łaskawie zezwoli. Czy mogłabyś zaprowadzić mnie przed oblicze Alfy tego stada? - odparłem nie nazbyt umiejętnie.
- Heh, dziwny jesteś. - burknęła nieco wymuszenie po chwili.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. - odparłem monotonie.

<Odpisze ktoś? Prroszę>

Skaza De Noir

Imię: Skaza De Noir
Pseudonim: Skaza
Człowiek: Coeur De Noir
Wiek: 15 lat
Płeć: Basior
Głos: Marek Barbasiewicz
Stanowisko: Cichociemny
Charakter: : Skaza jest szczupłym, eleganckim wilkiem, który nie został obdarzony siłą fizyczną, do czego sam się przyznaje, jednak posiada wysoki poziom inteligencji, co znacznie ułatwia mu wygraną w walce. Swój dar zwykle wykorzystuje jednak do wyzyskiwania innych i ulepszania jakości swojego życia, więc nie licz na jego pomoc.
Skaza porusza się inaczej niż pozostałe wilki - raczej sunie, prześlizguje się z nadzwyczajną gracją i zwinnością, choć w jego ruchach można wyczytać również lenistwo. Także jego sposób mówienia odbiega od normy. Zwykle robi to monotonnie i rozwlekle. Stara się również budzić w odbiorcy strach i nie dawać po sobie poznać, jakie uczucia kryje w danej chwili. Te intencjonalne zabiegi nadają mu odpowiednio mrocznego charakteru i majestatu. Jest raczej typem samotnika. Pomimo swojej bezwzględności jest raczej tchórzliwym basiorem, unikającym bezpośredniej konfrontacji i walki, choć fanatycznie kocha zabijanie. Jednym z jego ulubionych zajęć jest planowanie morderstw. Uwielbia patrzeć, kiedy jego ofiary godzinami zwijają się z bólu i cierpienia, do czego wykorzystuje cały arsenał własnoręcznie robionych, przeróżnych „zabawek” lub trujących roślin. Doskonale zna się na ich właściwościach. Podobnie jak na anatomii, dzięki czemu wie, co zrobić, aby ofiara umierała długo i boleśnie. Nim kogokolwiek wybierze do swoich niecnych celów, zastanowi się wielokrotnie, czy owe biedne stworzenie nie przyda mu się jeszcze do czegoś w przyszłości. Oczywiście nie robi niczego bez przyczyny. Jeśli już staniesz się wybrankiem Skazy, będzie to oznaczało, że w przeszłości zrobiłeś coś, czego robić nie powinieneś…
Żywioł: Eter, nekromancja
Moce:
◉ może zmieniać się w inne istoty żywe
◉ widzi i potrafi rozmawiać ze zmarłymi
◉ odporny na władanie jego umysłem (zmiany psychiczne, czytanie w myślach, itp.)
◉ odporny na wszelkie trucizny
◉ potrafi wytworzyć zarówno światło, jak i mrok
Umiejętności:
◉ wysoki poziom inteligencji
◉ niezwykła gibkość ciała
◉ dobra koordynacja
◉ możność wydobycia z siebie zarówno bardzo niskich jak i wysokich dźwięków
Rodzina: Widocznie nie wszyscy zasługują na to, by żyć.
Zakochany w: Zbrodni
Partnerka: Brak.
Potomstwo: Brak
Aparycja: Sylwetkę Skazy pokrywa długa, czarna sierść. Zawsze jest starannie uczesana, czysta i puszysta, dzięki czemu rozmiary basiora zwiększają się niemal dwukrotnie. Jego postać jest raczej wątła, wręcz anemiczna. Mimo tak słabego zdrowia osiągnął dość wysoki wzrost, co także utrudnia innym wilkom ujrzenie jego prawdziwej budowy. W oczy rzucają się długie czarne pióra, porastające grzbiet i kark, na którym zawieszone są zwykle tajemnicze i mroczne amulety, wykonane z piór, kości, czaszek drobnych zwierząt, zębów, patyków czy korali. Od czarnego futra znacznie odróżnia się czerwony znak, namalowany na czole basiora, spośród którego łypią niemal żarzące się błękitne ślepia. Jeśli chodzi o ludzkie wcielenie jest równie dziwaczne i mroczne. Mężczyzna ma około 180 centymetrów, jego ciało jest blade, zaś brązowe oczy otaczają sińce. Czarne włosy zwykł mieć w artystycznym nieładzie z wyrazistym białym pasmem z przodu. Coeur zwykł nosić twarz nieokazującą emocji, czasem jedynie pojawia się na niej grymas bądź uśmiech, co niekoniecznie zawsze nawiązuje do jego prawdziwych odczuć.
Historia: Urodził się w górach położonych na północ od terenów Watahy Księżycowych Wędrowców. Jako że był jedynym synem alf – Muerta i Sashy, gdyż reszta szczeniąt zginęła w wyniku chorób, miała na niego zstąpić odpowiedzialność dowództwa nad stadem. Opiekowano się więc nim i dbano, by nie stało mu się nic złego. Ponieważ w przyszłości miał dokonywać ważnych wyborów, jego rodzice zapewnili mu nauki u miejscowego szamana. Choć w głębi duszy był dobry i uczynny, to zawsze i we wszystkim przyznawano mu pierwszeństwo, toteż rozrosła się w nim pycha i duma. Począł uważać, że jest lepszy od pozostałych wilków. Coraz częściej wykorzystywał innych i patrzył na nich z góry. W końcu tak bardzo zapragnął dowodzić stadem, że postanowił zabić własnego ojca. Podał mu mięso natarte omiegiem – silnie trującą rośliną, występującą w górach – a następnie pod osłoną nocy zepchnął ciało z urwiska. Nie spodziewał się jednak, że jego zbrodnia nie będzie doskonałą, a on sam, zamiast wznieść się na szczyt, pogrąży się w nicości. Otóż owy szaman, który nauczał Skazę, nie zdążył przekazać mu wiedzy, na temat wykrywania trucizn w krwi, a że zamordowany był dowódcą stada, nie porzucono sprawy obojętnie. Pod rozkazem matki, Skaza został wygnany ze stada, ale i wówczas nie był pokorny. Nie zamierzał odejść bez ,,pożegnania”. Stawiał się hardo i walczył jak mało kto, choć był wątłej postury. W końcu opadł z sił i oddalił się posłusznie. Jako że Sasha całkowicie straciła zaufanie do syna i nie wiedziała, czego się po nim spodziewać nakazała zabezpieczyć stado. Nad bezpieczeństwem czuwali najlepsi wojownicy w watasze, zaś szpiedzy śledzili każdy, nawet najmniejszy ruch zwyrodniałego syna. Gdy powrócił, wszyscy byli gotowi na jego śmierć. Spodziewali się, że odbierze życie także własnej matce, ale on okazał skruchę. Z podkulonym ogonem podszedł do Sashy. Uwierzyli mu, a kiedy już byli gotowi na przebaczenie, Skaza wbił sztylet w jej pierś, po czym zaczął uciekać. Na nic zdały się pościgi i wielomiesięczne poszukiwania. Zniknął, ale pozostawił po sobie niemały ślad. Od tamtej pory w jego watasze krążą o nim jedynie opowieści, a on sam planuje zemstę…
Ciekawostki: Zainteresowania: Głównym zainteresowaniem Skazy są trujące oraz lecznicze właściwości roślin. Uwielbia także planować, począwszy od dróg, jakie wybierze podczas leśnej przechadzki, po skomplikowane morderstwa.
Towarzysz: Anarchia
KW: 100
Inne zdjęcia: -
Ludzkie zdjęcie: 1
Sterujący: Kasia100198 howrse

niedziela, 21 sierpnia 2016

Od Nymerii C.D. Makoto

Patrzyłam na leżącego wilka, wciąż nie mogąc zrozumieć jego zachowania. Nie mówił obojętnym tonem, nie reagował już zgryźliwie. Uśmiechał się i wyglądał na wdzięcznego za udzieloną mu pomoc.
- Dobrze się czujesz, kudłacz? - zapytałam niepewnie, patrząc w jego roześmiane oczy.
- Jestem ranny, ale ból ustał. - uśmiechnął się miło, poruszając łapami.
Podmienili go.
- Wiesz chociaż, jak się nazywam?
Przymrużył oczy, zerkając na ścianę. Milczał. Ja zaś podniosłam się, rozglądając po jaskini. Musieli tu mieć makowe mleko, czy senne wino. Po tym może powróciłby mu rozum. Przeszukałam większą część groty, jednak tych leków, tak typowych dla maesterów, nie znalazłam. Zrezygnowana, usiadłam obok kudłacza. Patrzył na mnie wyczekująco, najwyraźniej oczekując, iż zdradzę mu imię. Najwyraźniej nie pamiętał tych, którymi mu się przedstawiłam, więc miałam dowolność w wybraniu skóry, w którą się wcielę.
- Ashildr. - westchnęłam, znowu skupiając wzrok na jego pysku. Uśmiechnął się szeroko, wręcz obleśnie. Nie wyczuł kłamstwa, nie mógł wyczuć.
- A ja... - zaczął, jednak nie dane było mu dokończyć.
- Kudłacz. Nazywasz się Kudłacz. - dokończyłam jego wypowiedź. - Walczyłeś z rycerzem, ser Crollem Barrinem. Wyzwał cię na pojedynek, a ty go pokonałeś, odnosząc wiele ran.
Na pewno mi uwierzy.
- Byłeś gotowy roztrzaskać mu czaszkę, ale ostatecznie rozciąłeś mu brzuch.
- Dlaczego wyzwał mnie na pojedynek?
- Nie mógł znieść, że wyglądasz na silniejszego od niego. - uśmiechnęłam się złośliwie, jednak wilk nie rozpoznał intencji i wyszczerzył zęby. - Uratowałeś mnie, ser Kudłaczu.
- Naprawdę? - zapytał wyraźnie zdziwiony. Zachichotałam.
- Jesteś moim rycerzem, ser.

<Makoto?>

Od Sunrise C.D. Merlin

- Pozbierasz je sobie po drodze. - powiedziałam i ruszyłam. Po chwili basior dotrzymał mi kroku. Pokazywałam mu wszystkie tereny po kolei. Spotkaliśmy po drodze kilka wilków, jak Cheval, mój ojciec Kazan, Xorax oraz Amera, a nawet poszliśmy na wspólne polowanie. Po czasie wróciliśmy do jaskini szamanów. Zmęczona usiadłam na ziemi.
- Padam z łap. Te tereny są doprawdy ogromne, nawet o tym nie wiedziałam. - dyszałam. Merlin tylko zaśmiał się w odpowiedzi.
- Amera jest też nowym członkiem. To samo Virginie i Omega. Zapoznaj się z nimi, na pewno cię polubią. Są sympatyczne. - uśmiechnęłam się. - Dobra, ja uciekam do zobaczenia. - rzuciłam i wyszłam z jaskini.



Od Makoto C.D. Nymeria

Czułem okropny ból. Nie potrafiłem się podnieść ani wydusić słowa. Ledwo oddychałem. Nie wiedziałem nawet dlaczego mnie ten ból dopadł, czy też dlaczego jest taki silny. Poczułem na ranie czyjąś dłoń, przez co jęknąłem żałośnie.
- Kudłacz? - usłyszałem nagle żeński głos. Jaki kudłacz? Co to ma znaczyć w ogóle? W sumie, mogłaby mi się do czegoś przydać. Ciekawy jestem jak wygląda.
- We-zwij... Po-mo-c... - wydukałem chropowatym i przerywanym co chwila głosem. Kobitka, która obok mnie siedziała prychnęła coś pod nosem. Po chwili jednak usłyszałem jak oddalają się kroki. Jak dobrze pójdzie to może chociaż dam radę ją ujrzeć albo usunie się ten ból.
Rozmyślałem tak trochę. Po jakimś czasie usłyszałem kolejne kroki, jednakże te się zbliżały.
- Weźcie go na to. - powiedział bardziej męski głos. Znów urwał mi się film...
***
- Stracił dużo krwi. Więcej bandaży i proszków. 
Obudziłem się, jednak nie otwierałem oczu. Słuchałem co dzieje się dookoła mnie. Nic nie pamiętałem. Znów straciłem przytomność? Ból stał się o wiele bardziej znośny, niż przedtem. Podłoże było miękkie i przyjemne. Przysłuchiwałem się rozmowom, które niedługo potem oddaliły się i stały się cichsze, a zamęt wokół mnie ustał. Po czasie otworzyłem oczy. Spojrzałem przed siebie, skalna ściana. Wzrok zwróciłem ku swoim łapom. Mogłem nimi normalnie ruszać. W oddali zobaczyłem jakąś waderę. Mała, żółty kolor. Dziwna. Obok inna, dosyć wyróżniająca się. Zacząłem się powoli podnosić. 
- Leż! - warknęła ta mała i podbiegła.  
- Ja tylko...-
- Leż. - powtórzyła. Prychnąłem pod nosem. Druga wilczyca ruszyła powolnym krokiem w moją stronę i przysiadła. Żółta opuściła jaskinię i zostałem z Drugą sam na sam. 
- Jak się czujesz? - zapytała. Jednak powiedziała to jakby jej się nie chciało, albo, "bo tak wypada, więc zapytam". 
- Dobrze. Dziękuję. - uśmiechnąłem się. Jej wyraz twarzy był bezcenny. Otrzepała głowę na boki i jeszcze raz na mnie spojrzała.
- "Dziękuję?" 
- No tak. Coś źle zrobiłem? - spytałem zdziwiony.
- Dobrze się czujesz, kudłacz? - spojrzała na mnie zaskoczonym wzorkiem. Zacząłem chichotać.

Od Merlina CD Sunrise

Wszedłem do jaskini za Sunrise. Miło. Jednak jak dla mnie nie wyglądała jak jaskinia szamanów. Albo w niej żaden szaman nie mieszkał albo był bardzo niedoświadczony. Brakowało mi tutaj zapachu ziół. Po chwili w jaskini pojawiła się młoda wadera i na oko około trzydziestoletni basior.
- Merlinie to są Kiiyuko i Azzer. Nasi szamani.- Powiedziała Sunrise.
- Miło mi. Jestem Merlin nowy głównodowodzący szamanów i Arcykapłan.- Powiedziałem. Sunrise wyszła a ja zająłem się swoją pracą. Następnego dnia wadera znów pojawiła się w jaskini.
- Przyszłam oprowadzić Cię po terenach.- Powiedziała.
- To miło. Właśnie miałem udać się na poszukiwanie pewnych ziół.- Odparłem.
<Sunrise?>

Od Rosy Cd Kazan

Uśmiechnęłam się do wilka.
- Xorax na pewno się nie pogniewa.- Powiedziałam widząc wspomnianego basiora.
- Mogę Ci coś pokazać?- Zapytałam. Wilk zamyślił się.
- Jeśli masz ochotę...- Powiedział. Uśmiechnęłam się i zarzuciłam mu ogon na oczy. Poprowadziłam go przez las aż do Lodowego Wąwozu. Tam wprowadziłam go do czegoś w rodzaju lodowej jaskini. Zdjęłam ogon z jego oczu.
- Co myślisz?- Zapytałam. Wilk rozglądał się chwilę po jaskini.
<Kazan?>

Od Sunrise C.D. Merlin

- Sunrise. - przedstawiłam się. Nie wyglądał na zwyrodnialca. Zbliżyłam się. - Własnie miałam do szamana się wybierać. - powiedziałam. Wilk w odpowiedzi się tylko uśmiechnął. Ruszyłam powolnym krokiem przed siebie.
- Zaprowadzę cię. - rzuciłam, wymijając go. Po chwili usłyszałam za sobą kroki nowo poznanego mi wilka.
***
Połowę drogi spędziliśmy w milczeniu, a drugą połowę na rozmawianiu. Opowiedziałam mu o zasadach tu panujących, o członkach. W końcu dotarliśmy do jaskini szamanów.
- To tutaj. - oznajmiłam, wskakując na skałę. Weszliśmy do środka. - Kiiyuko, jesteś tam? 

Od Nymerii C.D. Makoto

Zamarłam, widząc jak ostrze wychodzi z piersi kudłacza i zatrzymuje się tuż przed moją twarzą. Ze sztychu, prosto na mnie, skapywała świeża, jeszcze nie zakrzepła, krew. Przerażona, wysunęłam się spod nieprzytomnego, albo martwego, mężczyzny i sięgnęłam po miecz, podrywając się z ziemi. Nie utrzymałam się za długo na nogach - zaraz osunęłam się na kolana, próbując złapać oddech. Upuściłam Igłę.
Nieznajomy, błagam... Nie odbieraj mi życia, nie teraz...
Podniosłam głowę, wpatrując się w alphę, odwracającego ciało kudłacza. Splunęłam krwią, ukazując niemą wzgardę do czarnego wilka. Popatrzył na mnie i odwrócił się, mruknąwszy coś o niewdzięczności. Powolnym krokiem odszedł, jakby liczył, że mu podziękuję.
Dopiero, gdy zniknął za drzewami, spróbowałam się podnieść, wolniej niż wcześniej. Wbiłam sztych Igły w ziemię i, trzymając rękojeść, wstałam. Ból znowu odezwał się w rannej nodze, jednak zdołałam się utrzymać. Szarpnęłam mieczem, wyrywając go z ziemi i podeszłam do leżącego kudłacza. Nie schyliłam się, by przyjrzeć się jego ranie. Z wysokości kilku stóp widoczne było miejsce, gdzie miecz przebił się przez ciało. Nie zdołałabym mu pomóc, nawet gdybym chciała. Przeciągnięcie mężczyzny choćby kilka łokci, było niewykonalne. Mimo to, schyliłam się i dotknęłam rany. Krew zakrzepła, tworząc tarczę, ochraniającą uraz.
Ojcze, osądź go sprawiedliwie.

<Makoto?>

Od Merlina Cd Sunrise

Rozejrzałem się wokół. Po chwili obok mnie pojawiła się jakaś wadera.
- Witam pana.- Powitała mnie.
- Witam panienkę.- Powiedziałem kłaniając się.
- Co pana tu sprowadza?- Zapytała przyglądając mi się.
- Szukam jaskini szamanów. Właśnie dołączyłem do watahy. Alpha powiedział żebym na razie udał się do jaskini szamanów a potem wyznaczy kogoś do oprowadzenia mnie po terenach.- Powiedziałem uśmiechając się.
- A tak w ogóle to jestem Merlin.- Dodałem przyglądając się waderze.
<Sunrise?>

Od Sunrise

Skończyłam owijać bandażem łapę Midnight.
- Już, gotowe. - powiedziałam, odchylając się. - Sprawdź, czy umiesz chodzić.
Wilczyca przeszła się po jaskini i uśmiechnęła się.
- Jest super, dzięki Sun. - powiedziała i wyszła. Westchnęłam i rozejrzałam się po miksturach. Zaczęłam szukać tej, którą miałam dzisiaj zanieść Cheval'owi. Potrzebował jej do czegoś. A czego, nie wiem. Pokrótce znalazłam buteleczkę z niebieską błyszczącą cieczą. Nagle usłyszałam kroki. Odwróciłam się za siebie, jednak nic nie dojrzałam.
- Halo? - zawołałam, rozglądając się. W oddali ujrzałam białego wilka z kolorowymi rysami przy oku.

Merlin

 
Imię: Merlin
Pseudonim: Merlin skróceń nie toleruje 
Człowiek: Merlin ze Wzgórza 
Wiek: 100 lat wilczych i 400 ludzkich jak można się domyślić jest posiadaczem daru nieśmiertelności 
Płeć: Basior
Głos: - poszukiwany-
Stanowisko: Głównodowodzący szamanów i Arcykapłan 
Charakter: Merlin jest wilkiem miłym jednak stanowczym. Nie lubi kiedy ktoś młodszy od niego zwracam mu uwagę. Nie znaczy to że zawsze twierdzi iż ma rację. On po prostu wie kiedy nie ma racji. Merlin jest bardzo mądry i lubi się tą mądrością dzielić. Kolejną z jego ulubionych czynności jest prowadzenie długich konwersacji naukowych i dzielenie się swoją wiedzą. 
Żywioł: Czas, Nekromancja, Umysł a także Natura 
Moce: Związane z żywiołami. Posiada też pewny dar, dzisiaj już niemal niewystępujący. Wilki i ludzi takich jak on nazywa się "Widzącymi". Merlin bowiem potrafi dostrzec cudzą przyszłość.  
Umiejętności: Jego najważniejszą umiejętnością jest doskonała pamięć. Umie też niespotykanie szybko ocenić ryzyko i potencjalne zagrożenia. Jest również znawcą wielu chorób i potrafi je wyleczyć bez najmniejszego trudu. 
Rodzina

Haroon - Druid który był mentorem Merlina. Był również prawdopodobnie jego ojcem. Oprócz niego Merlin nikogo nie miał. 
Zakochany w: ---
Partnerka: ---
Ex: Miał żonę Nimue. 
Potomstwo: Miał kiedyś syna. Nosił imię Eragon. Niestety zginął. 
Aparycja: Merlin jako wilk jest dość wysoki. Ma białe futro w które tkwią powtykane pióra. Na prawej stronie pyska posiada kolorowe malunki. Ma również heterochromię - jedno oko niebieskie, drugie złote. Jako człowiek również jest wysoki. Ma białe włosy a także niebieskie oczy. 
Historia: Merlin urodził się jako człowiek. Przez 15 lat wychowywali go przybrani rodzice. W dniu 15 urodzin do wioski w której Merlin mieszkał przybył druid. Wtedy też zabrał młodzieńca do siebie. Merlin rozpoczął swoje szkolenie na nowego druida. Było ono długie i męczące nie tylko pod względem umysłowym ale i fizycznym. Druid według Haroon'a musiał być silny i zwinny ale też i niezwykle mądry. Po pięciu latach młodzieniec znalazł jajo Archimedesa. Merlin zaopiekował się małą sową, która wkrótce stała się jego towarzyszem. Kiedy mężczyzna miał 30 lat przeszedł swego rodzaju "chrzest bojowy". Młody uczeń druida wziął udział w wojnie pomagając wojownikom z chorobami a także służąc swoją magiczną siłą. Po wygraniu wojny Merlin wraz z swoim mentorem powrócili na swoje wzgórze. Po wielu latach ukończył szkolenie stając się nowym druidem. Zaczął się przemieniać w wilka i prowadzić jego życie. Po pewnym czasie spłodził syna, który miał być jego następcą jednak chłopiec zmarł na polowaniu. Po wielu wiekach przemienił się w wilka na stałe i dołączył do watahy. 
Ciekawostki: Jako człowiek jest druidem. 
Towarzysz: Jego głównym towarzyszem jest Archimedes. Jednak jako że wspomniany Archimedes jest władcą sów to towarzyszami Merlina są również jego poddani. Za towarzysza można też uznać Aragorna.
KW: 100
Inne zdjęcia: ---
Ludzkie zdjęcie: 1 Więcej zdjęć 
Sterujący: KPA

Od Makoto C.D. Nymeria

Stałem nad rozlewiskiem krwi mojej roboty, kiedy nagle usłyszałem damski głos.
- Brak ci honoru. - powiedziała stanowczym tonem. Odskoczyłem i odwróciłem się w jej stronę.
Spojrzałem na dziewczynę. Wiedziałem, że skądś ją znałem, ale nie wiedziałem skąd. Miałem totalną pustkę w głowie. Nie pamiętałem nic. Tak jakbym nie wiedział co to przeszłość, a liczyła się tylko teraźniejszość, zostawiając za sobą resztę. Zaśmiałem się donośnie.
- Brak ci honoru... - powtórzyła. Wyjęła przed siebie miecz.
Posiekam cię tak, jak jego.
Uśmiechnąłem się szyderczo. Zacząłem wywijać orężem. Ona tylko unikała, skakała w różne strony. Dla niej stawało się to coraz bardziej męczące, dla mnie wręcz przeciwnie. Upadła kilka razy, ja w sumie też. W końcu udało jej się zaatakować moją rękę. Syknąłem z bólu. Krew spływała po mojej ręce, brudząc ubranie.
Pożałujesz tego.
Zamachnąłem się porządnie w stronę jej prawej łydki. W ułamku sekundy odskoczyła do góry, a później w bok. Ruszyłem biegiem w jej stronę, rzuciłem się na nią i powaliłem na ziemię. Byłem teraz centralnie nad jej twarzą. Spojrzałem jej w oczy i nacisnąłem ciałem na nią bardziej. Siłowaliśmy się tak jeszcze jakiś czas. Usłyszałem coś za sobą, jednak to zignorowałem.
Co okazało się zasranym błędem.
W końcu poczułem, że coś ostrego przebija się przez moje plecy, a następnie środek ciała. Przestałem naciskać. Rozrywało mnie od środka. Niemiłosierny ból przeszył mnie całego. Zostałem w bezruchu. Moje ostrze zamieniło się ponownie w krew, wpłynęło z powrotem do środka mojej dłoni, a pierścień powrócił na palec. Szkarłatna ciecz zaczęła kapać z moich ust małymi kropelkami. Brudziła ubranie nieznajomej (a może jednak znajomej) mi dziewczyny, po chwili wypalając małe dziurki w materiale, z którego było zrobione... Czarne plamy przed oczami robiły się coraz bardziej wyraźne. Zakręciło mi się w głowie i upadłem przygniatając ją. Kątem oka ujrzałem czarnego wilka... Też go znałem. Ogromny, miał złoty medalion na szyi. Zamknąłem oczy. Położyłem głowę. Film mi się urwał.
<Nymeria?>

Od Virginie

Niepewnie otworzyłam prawe oko, które sklejone żółtawą mazią nie pozwalało mi, ani na spojrzenie w bok, ani tym bardziej, na zapoznanie się z własnym sanktuarium. Z początku dnia jedyne co zdążyłam zrobić, to zjeść mało wartościowe śniadanie.
Chłodny powiew wiatru łaskotał mnie mnie po pysku. Wysoka trawa ocierała się o moje łapy, szelest wyschniętej roślinności roznosił się echem po terenach sfory. Szłam. Gdzie? Sama nie miałam zamierzonego celu, przed siebie. Ominęłam się o Lodowy Wąwóz, na którym pozostałam na dłuższą chwilę. Przejrzałam wzrokiem to i owo, aż w pewnym momencie usłyszałam cichy szelest, na którego dźwięk od razu się najeżyłam.
- Co się tak boisz? - nieznana postać dosłownie syczała jak jadowity wąż, co wzbudziło moje podejrzenia.
Nie odpowiadając na zadane pytanie gwałtownie zaczęłam kręcić się w okół własnej oczy z czujnym wzrokiem i węchem. Nie byłam w stanie wychwycić żywej duszy, gdyż bodajże wilk biegał gdzie sie dało aby mnie sprowokować. Zaczęło kręcić mi się w głowie, co spowodowało upadkiem.

Jakiś samiec? Najlepiej w podobnym wieku Vir.

Od Sunrise C.D. Azzer

Weszliśmy do środka jaskini. Była ozdobiona różnymi diamentami, rubinami i szafirami, których nawet wyrwać nie mógł Kazan. Trzeba było odpowiedniej do tego osoby. Spojrzałam przed siebie. Stała tam uśmiechnięta Kiiyuko.
- Hej, Yuko. - uśmiechnęłam się na powitanie.
- Cześć, Sun. - odwzajemniła uśmiech i podeszła do mnie. - Przyprowadziłaś gościa?
- Tak, to jest pan Azzer. Panie Azzer, to jest Kiiyuko, nasza szamanka. - przedstawiłam ich sobie.
- Bardzo mi miło. - ukłonił się Azzer. Wilczyca zrobiła to samo.
- Od dziś będziecie współpracować. - zadałam. - Kiiyuko, szanuj pana Azzera, ponieważ możesz się od niego wiele dowiedzieć i nauczyć. - dodałam. - Jest doświadczonym szamanem.
- Bardzo się cieszę, że już nie będę sama. - powiedziała i spojrzała to raz na mnie, to raz na Azzera.
- To wy sobie porozmawiajcie, a ja wezmę te mikstury, które miałaś mi dać. - rzuciłam, wyminęłam Kiiyuko i zaczęłam zbierać miksturki z medycznej półki, które często aplikowałam pacjentom. Wadera czasem je robiła, gdyż jak miałam za dużo pracy to po prostu poprosiłam ją o pomoc.

Od Azzera CD Sunrise

- Azzer. - znów delikatnie schyliłem łeb - Nie widziałem Kiiyuko w jaskini. Być może już przyszła, aczkolwiek to nie jest pewne.
- Sprawdźmy. - rzekła żwawo wadera. Skinąłem głową na „tak”, jakbym chciał powiedzieć „dobrze”. Do jaskini nie było wcale daleko.
- Czy wiesz, że rzeczka płynąca obok jaskini Szamanów, jest Wodą Źródlanego Oddechu, ma właściwości lecznicze i nie tylko? - zagadałem.
- Taaak, coś o tym słyszałam, ale nie byłam dokońca pewna, czy to prawda. - odparła. Dalszą drogę spędziliśmy w ciszy. Po chwili przyleciał do mnie Orrit.
- Witaj, przyjacielu. - rzekłem unosząc łeb do góry, gdyż Orrit wirował w powietrzu.
- A kto to? - zapytała Sunrise.
- Orrit. Mój stary przyjaciel.
Orrit utworzył z siebie rękę i podał ją Sunrise. Uścisk dłoni zapięczętował ich znajomość. Po chwili widać było rzeczkę, tą samą, co płynie obok jaskini. Zaraz po tym więcej roślinności. To oznaczało, iż niedaleko jaskinia. Chwilę po tym już byliśmy przed mamą Szamanów, którą śmiało można nazwać ich domem.
<Sunrise?>

Promocja dla szamanów

Jako że szaman większości z nas kojarzy się z starym i mądrym wilkiem. Zgodnie z tym mniemaniem postanowiłam dodać specjalną promocję dla szamanów. Trwać ona będzie jedynie przez dwa dni do końca dnia dzisiejszego i jutro. No więc przez te 2 dni szamani będą mieli prawo do darmowej nieśmiertelności. Jako szamani mogą też dołączać starsi niż 30 lat. Jeśli szamani chcą być wzięci pod uwagę podczas promocji proszę podpisać się w komentarzu. 

Kazan

Od Amery

Właśnie skończyłam dekorować swoją jaskinię.
-I co o tym myślicie? -zapytałam.
-Jest na prawdę piękna. -odpowiedziała Chicka.
-Eee... no wiesz.... -zaczą Freddy.
-Jaskinia jak jaskinia. -dokończył za niego Springtrap.
-Dzięki Chicka . Wal się Springi, sam byś lepiej je nie udekorował. -powiedziałam.
Nagle usłyszałam szelest w krzakach.
-Schowajcie się. -powiedziałam.
Podeszłam bliżej, a z nich wyszedł jakiś basior.
-Przepraszam, że spytam, ale dobrze się czujesz? -zapytał nieznajomy.
-Tak. -odpowiedziałam.
-Czemu gadałaś sama do siebie?
-Nie gadałam sama do siebie, tylko do moich przyjaciół. A tak w ogóle, to kim ty jesteś? Co!?

Nieznany basiorze? (Kto chętny do odpisu?)

sobota, 20 sierpnia 2016

Od Nymerii C.D. Makoto

Śmiech, gwałtownie przerywający spokój, doprowadził do tego, iż potknęłam się o Igłę i z głośnym jękiem, upadłam na ziemię. Nasiąknięta wodą gleba, od razu przyległa do mojej sierści, sprawiając, iż jej barwa, z jasnego brązu, zmieniła się w błotnisty. Mimo tych przeciwności, kwicząc z bólu, podniosłam się. Chwyciłam głowicę miecza i, pomagając sobie nim, powolnym krokiem ruszyłam w stronę, z której dobiegał dźwięk. Dotarcie tam okazało się jeszcze trudniejsze. Ziemia, jak na złość, stała się błotem. Broń także nie była pomocna, wbity sztych co rusz przesuwał się do przodu, stając się bezużytecznym. Będąc już wystarczająco brudną, usiadłam w możliwie najsuchszym miejscu i szybko, jak na osobę ranną, zmieniłam formę. Brudnymi palcami dotknęłam płazu Igły, ścierając z niego błoto. Ścisnęłam krawędź materiału koszuli i przetarłam nią ubłocony sztych. W przeciwieństwie do reszty ostrza, nie był tak czysty, a jedynie zmącony czystością i brudem. Nadal dzierżąc Igłę, podniosłam się, tym razem sprawniej, i kontynuowałam swą podróż do źródła dźwięku.
Na miejsce udało mi się dotrzeć, upadając tylko pięć razy, dlatego też tylko kolana i dłonie miałam brudne, ale z tym także się uporałam - dłonie wytarłam o utwardzaną skórę, gdy brud zaschnie - po prostu zdrapię go z mojej zbroi.
Po dotarciu do malutkiej polany, przez chwilę ukrywałam się w zaroślach, by móc nakreślić panującą tam sytuację. Na ziemi leżał rosły mężczyzna, z przeciętym brzuchem i jelitami na zewnątrz, zapewne nie przeciętymi, gdyż w powietrzu dało się wyczuć jedynie woń trupa, którym zajęły się czarne ptaki - kruki. Nad poległym, stał drugi mężczyzna, słabiej zbudowany, dzierżący dwuręczny miecz, którego głownię pokrywała krzepnąca krew, mieszająca się z spływającą ze sztychu. Odwrócony wojownik machnął kilka razy swym orężem, przecinając powietrze. Znowu zaśmiał się. Zacisnęłam dłoń na rękojeści Igły i, starając się nie kuleć, wyszłam z zarośli. Milcząc, stawiając ciche kroki, które dodatkowo tłumił mech, podeszłam do zabójcy.
- Brak ci honoru. - powiedziałam, starając się brzmieć dumnie i stanowczo. Mężczyzna odskoczył, jak gdyby pożerały go języki płomieni, odwracając się.
Kudłacz. Jak mogłeś to zrobić?
Oczy mężczyzny przypominały szkarłatny blask płomieni, które trawiły budowle Winterfell. Jego twarz wyrażała pogardę, na ustach błąkał się dziwny uśmiech. Zaśmiał się, a jego głos ociekał wzgardą.
- Brak ci honoru. - powtórzyłam, obracając w dłoni miecz. W otwartej walce nie miałam szans, musiałabym odpierać ciosy i ich unikać, a szansy na kontratak nie zyskałabym szybko.

<Makoto?>

Od Kazana Cd Rosa

Uśmiechnąłem się do wadery.
- Niby mam jednak nic ważnego.- Powiedziałem. Wadera znów obdarzyła mnie uśmiechem.
- Będą źli że nie wypełniasz obowiązków Alphy.- Powiedziała.
- Zależy kto. Xorax na pewno a reszta raczej nie.
- Czemu tylko on?
- Bo on to za mnie zrobi.- Powiedziałem śmiejąc się.
<Rosa?>

Amera

Imię: Amera
Pseudonim: Ami, Mangle
Człowiek: Aleksandra Ame
Wiek: 5 lat
Płeć: Wadera
Głos: Angel of Darkness
Stanowisko: Znosząca
Charakter i Historia: Amera woli przezywać siebie Mangle. Ma swoich wymyślonych przyjaciół: Foxi, Freddy, Golden Freddy, Chicka, Bonnie, Sprnigtrap (gold bonnie). Przezywa ich wszystkich animatronikami. Czemu ma wymyślonych przyjaciół? To wiąże się z jej bardzo długą historią, więc opowiem tylko kawałek. Przez jakiś czas w swoim życiu mieszkała w sierocińcu. Tam adoptowała ją kobieta o imieniu Julia. Miała ona córkę o imieniu Pati. Pati miała uszyte własnoręcznie postacie z gry. ,,Wilczyca" i dziewczynka cały czas spali z maskotami. Kiedy Pati urosła wyrzuciła zabawki, Amera bardzo je kochała i wyruszyła na poszukiwania. Niestety znalazła tylko jedną o imieniu Mangle, była to biało-różowa lisica. Później nastąpiło trzęsienie ziemi, na szczęście pamięć o jej nieprawdziwych przyjaciołach nie została uszkodzona w porównaniu do jej maskotki. Amera zrozumiała, że utraciła swoją jedyną przyjaciółkę, dla tego sama przybrała jej imię. Potem znalazła się tu, w tej watasze. I już nigdy nie zamieniła się spowrotem w człowieka. Jej charakter jest dość ciekawy, bo na co dzień jest miłą i nie groźną osóbką, ale gdy powie jej się, że jej przyjaciele tak na prawdę nie istnieją lub będziesz ich obrażał. Spróbuje cię zabić, a gdy nie uda jej się za pierwszym razem przyjdzie do ciebie w nocy i cię udusi. Amera też stawia na swoim i zawsze broni swoich przyjaciół tych wymyślonych i tych prawdziwych. Nie łatwo jest zaprzyjaźnić się z tą waderą, ponieważ uważa,że ktoś nowy może zaszkodzić jej przyjaciołom. Więc pod sumując Amera jest: miła, cicha, nie groźna, pomocna, ale gdy się wkurzy jest: nieprzewidywalna, stanowcza i podejrzliwa.
Żywioł: Ciało
Moce:
-Widzenie rzeczy lub stworzeń nie wiedzialnych (w tym duchy) lub nie istniejących
-Zamiana w coś lub kogoś innego
-Władza nad ciałem innych
Umiejętności: Szybko biega, wysoko skacze
Rodzina: Nie pamięta swojej prawdziwej rodziny. Przybrana matka: Julia
Przybrana siostra: Pati
Zakochana w: Na razie nikim
Partner: Brak.
Ex: -
Potomstwo: Może kiedyś.
Aparycja:
WILK: Jest to biało-czarna wadera. Ma dwu kolorowe oczy. Jej nos i poduszki łap są czarne.
CZŁOWIEK: Jest to niska, szczupła blondynka z dużymi, niebieskimi oczami.
Historia: Jest podana razem z charakterem
Ciekawostki:
-Ma uczulenie na gorzką czekolade.
-Lubi wszystkie pastelowe kolory.
-Uwarza, że Foxi to jej chłopak.
Towarzysz:-
KW: 100
Ludzkie zdjęcie: 1
Sterujący: karolinalps222 -howrse

Virginie

Imię: Virginie
Pseudonim: Woli gdy zwraca się do niej pełnym imieniem, nie ma do siebie dystansu.
Człowiek: Skylar Marshall
Wiek: Przeżyła cztery zimy.
Płeć: Wadera, chyba.
Głos: Beth Crowley 
Stanowisko: Obrońca, w wolnej chwili prowadzi także kronikę z życia watahy.
Charakter: To osoba biorąca życie bardzo lekko. Nie da się niczym zdenerwować, nic nie ma dla niej znaczenia. W życiu codziennym rzadko wykazuje jakieś uczucia, bywa oziębła i szorstka lub wręcz przeciwnie tolerancyjna i uczynna. Nie pragnie wpływać na decyzje otoczenia, jest bierna i lubi, gdy ktoś działa za nią. Jedyną rzeczą, na którą zwraca uwagę, jest zaspokojenie własnych potrzeb. Zależy jej też na wygodzie i zapewnieniu sobie pełnego przyjemności życia. Do wszystkich zadań podchodzi z wrodzoną cierpliwością i wytrwałością. Swoje refleksje przedstawia jasno i treściwie, charakteryzuje ją powaga i obiektywność. Ma poczucie humoru, ale bywa zamknięta w sobie i często otoczenie nie dostrzega jej zalet, w tym wysokiej inteligencji. Jest szczera i bezpośrednia, zwraca uwagę na punktualność i dokładne wykonywanie obowiązków. Lubi porządek i jasno określone reguły.
Żywioł: Umysł, Cień, Dusza
Moce: Spodziewać się można, iż są to moce związane z jej żywiołami. Nie szczególnie panuję nad nowymi mocami, nie mając po prostu do tego dobrego nastawienia psychicznego. Zwykle jak jej coś nie wychodzi, nie ciągnie tego dalej.
Umiejętności: Silna i dobrze usposobiona, nie brakuję jej wytrwałości i odwagi. Dzięki jej wyrazistemu węchowi potrafi znaleźć zdobycz szybciej, niż przeciętny wilk. Następnym polem do popisu są jej długie łapy, dzięki którym porusza się z dużą prędkością. Z racji, że panuję nad umysłem ma bardzo dobrą pamięć którą sobie beztrosko włada. Wszystko trzyma w sekrecie, aby wykorzystać wszystko w swojej obronie, czy wrogowi. Nie grzeszy także doskonałym słuchem, z zalety potrafi wyciągnąć istotne fakty.
Rodzina:
Jak się domyślacie, posiada swoją rodzicielkę, Rosie. Cicha, skryta w sobie wadera. Nigdy nie potrafiła stać w obronie Virginie, słuchała głosu rozwścieczonego ojca.
Z tym panem nie wiążę ją nic, poza mieszkaniem przez jakiś czas w jaskini. Ojcem jej przypisanym jest Castiel.
Posiada jedną siostrę i dwóch braci. Bardziej otwarta do społeczeństwa siostra Mickey oraz dwójka głupkowatych i mało bystrych braci, Ethan i Onyx.
Zakochana w: I'm alone. I'm happy.
Partner: Brak. Nie szuka.
Ex: W jej krótkim życiu miała okazję poczuć smak miłości, jednakże na tym się zakończyło próbowanie nowych rzeczy. Wybranek zwał się Ivan, z którym nie utrzymuje kontaktu.
Potomstwo: Brak.
Aparycja: Brązowej karnacji z domieszkami śnieżnej bieli w uszach, na bokach głowy i na brzuchu. Poza tym równie białe posiada dwie kropki nad oczami imitujące brwi, którymi lubi władać. Nie zapominając o podsiwiałym pyszczku.
Stojące uszy, lekko zaokrąglone na końcówkach. Zielone, drobne oczy. Długie mocne łapy, i te przednie i te przednie. Silne, mało możliwe, że do złamania pazury. Średniej wielkości opadający puszysty ogon.
Historia: Pochodzi z północy, z Norwegii. Z rodziną nie wiążę zbyt przyjaznych wspomnień, gdyż została przez nich wydziedziczona z rodu. Wszystko dlatego, gdyż uznali ją za najsłabszą, a cudownie radziła sobie na polowaniach czy czymkolwiek.
Ciekawostki: Jej życie nie opiera się na ciekawych chwilach. Kończy się dzień, zamyka rozdział i rozpoczyna kolejny.
Towarzysz: Cruz
KW: 100
Inne zdjęcia: 1
Ludzkie zdjęcie: 1
Sterujący: Retrica - hw | KKenny - dg

Od Rosy Cd Kazan

- Jak dla mnie możemy tutaj zostać.- Powiedziałam uśmiechając się. Wilk również odwzajemnił uśmiech. Po chwili jednak wyszliśmy z wody i skierowaliśmy się w stronę lasu.
- Nie masz nic do zrobienia Kaziu?- Zapytałam.
<Kaz?>

Omega


Imię: Omega
Pseudonim: Omegämi
Człowiek: Po prostu Omega
Wiek: 2 lata
Płeć:Wadera
Głos: Ewa Farna
Stanowisko: Pokojówka, Medyczka
Charakter: Wyobraź sobie wodę i ogień, spokojna i miła kropelka wody i parzący rwący się płomień... tym cechuje się Omega, jest na co dzień jest spokojna, a nie raz wybuchowa i agresywna, ale najczęściej jest taką miłą kropelką wody. Cierpliwa, co łatwo u niej spotkać. Ma brata, więc musi mieć do niego cierpliwość  default smiley xd. Jeśli chodzi w walce, jest niepokonana, jednak nie jest doskonała, miała swoje upadki i sukcesy. Nie zgrywa wielkiej panienki, która ryczy nad złamanym paznokciem, opanowana i szczera. Wszystkich traktuje równo i nie uznaje czegoś takiego jak "nadwilki" albo rasa panów, jeśli jesteś uważany za wilka słabszej rasy, nie uzna cię za słabego i nic nie wartego. Potraktuje cię jak każdego, równego...potraktuje dobrze z uśmiechem. Brzydzi ją krzywda innych, jak silny krzywdzi słabszego. Jeśli chodzi o szczeniaki, chodź by nie chciała to nie przepada za nimi, uważa że, to wielki obowiązek i nie starczy jej dla nich cierpliwości i nerwów. Gdy była szczeniakiem to nikogo nie kochała tak bardzo jak swojego brata Shadow'a...
Żywioł: Ogień i Iluzja
Moce: 
Piromancja stopnia I- To podstawowy stopień piromancji jaki Omega opanowała w stopniu bardzo dobrym. Jest w stanie zapanować nad ogniem, wykorzystując do użytku codziennego, np rozpalić ognisko

Piromancja II-To zaawansowany stopień jaki Omega opanowała bardzo dobrze. Jest wstanie ciskać w przeciwników kulami ogniami, tworzyć różne ogniste zjawiska, które może odwrócić przeciwko wrogom

Piromancja III- To trudna sztuka piromancji wymagająca dużego skupienia- Polega na tworzeniu ognistych kreatur niezniszczalnych przez wroga. Polega też na tworzeniu bardzo skomplikowanych kombinacji co jest ryzykiem zniszczeniem nie tylko jej wrogów, być może nawet zniszczyć ja.

Iluzja I- dodatkowa moc Omegii która owładnęła w stopniu bardzo dobrym. Moc ta polega na tworzeniu za pomocą jej umysłu zjawę różnego obiektu, bądź zjawiska pogodowego

Iluzja II- Dodatkowa zaawansowana moc Omego, która polega na za pomocą jej umysłu zmaterializowaniu się jakiegoś obiektu , bądź zjawiska pogodowego, potrafi też zmaterializować broń każdego gatunku (biała, palna, nie konwencjonalna)

Iluzja III- Dodatkowa i rozszerzona moc iluzji, która polega na bardzo skomplikowanej sztuce wprowadzenia przeciwnika do jej umysłu. Puki przeciwnik siedzi w głowie Omegi jest wstanie zrobić z nim wszystko, i to ona decyduje co się z nim stanie. Ten efekt może przerwać tylko Omega

Możliwość leczenia- Omega opanowała prostą moc polegającą na leczeniu drobnych ran i złamań.

Umiejętność zmiany w człowieka- Omega potrafi przybrać postać człekokształtną.

Umiejętności: Zwinna i wytrzymała i mądra, ale w mięśniach nie za bardzo silna XD
Rodzina: Rodziców nie znała, ma tylko brata Shadowa i kuzyna Exana
Zakochana w: Nikt jej nie przypadł do gustu
Partner: brak
Ex: Nieee
Potomstwo: Nope
Aparycja: Omega to drobna samiczka o szkarłatnej sierści, jednak jej grzbiet jest krwawo czerwony, tak jak jej łaty, posiada puchatą kitę na którym końcu jest biała sierść. Ma długie uszy, oraz szary koro oczu
Historia: Omega i Shadow to rodzeństwo gdzie wychowało się w lesie, bez rodziców, ponieważ ich porzucili, potraktowali ich jak zbędny balast. Tam przygarnęła ich pewna wadera. Gdy osiągnęli wiek 1,5 poznali tam swojego kuzyna, który wrócił z ojcem z gór. Jednak gdy dorośli ona i jej brat nie odchodzili od siebie, trzymali się blisko i trafili tu
Ciekawostki: 
Nie lubi walczyć. Walczy w ostateczności
Kiedyś miała na oku jednego basiora, ale on okazał się być zwykłą świnią
Pierwszy pocałunek Omegii z basiorem był jak miała 1,5
Towarzysz:nie posiada
KW: 100.
Ludzkie zdjęcie: 1
Sterujący: Därkneß

Sojusz!

Zawarliśmy sojusz z watahą Eternal Wolves! Od teraz możemy liczyć na nich, a oni na nas. Dziękujemy!

Od Sunrise C.D. Azzer

- Hm? - spojrzałam na wilka obok mnie. - Och, dzień dobry! - powiedziałam z uśmiechem. Również złożyłam mu pokłon. Tak wymagała kultura osobista. Poza tym, jestem Bethą tej watahy. 
- Co pana tutaj sprowadza? - spytałam. Widać, basior był, że tak powiem, w podeszłym wieku.
- Macie tutaj watahę, z tego co widzę. - powiedział. Skinęłam twierdząco głową.
- Kieruję się właśnie do naszej szamanki Kiiyuko. - rzuciłam. - Może pójdzie pan ze mną? Widać, że jest pan doświadczony. Kiiyuko nie bardzo, choć nie ma żadnych skarg. Może się ją trochę poduczy. - zachichotałam. 
- W porządku. - odparł z uśmiechem.
- Tak w ogóle, to jestem Sunrise. - rzuciłam po chwili.

<Azzer?>

Od Makoto C.D. Nymeria

Biegnąc w stronę mojego ojca nie czułem już nic. Tylko żądzę jego śmierci. Nieważne, jakie by były konsekwencje. Chciałem go po prostu wytępić. Zabić. By już nikogo nie krzywdził.
Sam nie wiem skąd i jak, lecz przemieniłem się w moją ludzką postać. Zdjąłem złoty pierścień z palca, nadal biegnąc. Z mojej prawej ręki wyciekły krople krwi, z których zaczął kształtować się ogromny miecz w szkarłatnym kolorze. Był w stanie przeciąć praktycznie wszystko, a krew, która zwykle z niego ciekła, działała niczym trujący rozpuszczalnik.
Odbiłem się od ziemi i skierowałem w jego stronę. Unik. Po znalezieniu go wzorkiem ponownie zaatakowałem. Obronił się mieczem, który gwałtownie ucierpiał. Pot spłynął mężczyźnie z czoła. Zacząłem wywijać mieczem na różne strony kompletnie nie przemyślanie. Po chwili jednak złapałem odpowiedni rytm. Posługiwałem się ostrzem płynnie i ostrożnie. Nasze oręże zderzały się ze sobą raz za razem. Kropla krwi z miecza spadła na rękę ojca. Ten tylko zawył żałośnie. Rozpuścił mu skórę, przez co ukształtowała mu się w niej dziura. Krwawił. Ten zapach... Zapach jego krwi... 
Spojrzałem na niego z psychopatycznym uśmiechem. Ponownie nie byłem są. Widok jak cierpi powodował przyjemne dreszcze na moich plecach. Uśmiechnąłem się jeszcze bardziej. Walka trwała już dobre pół godziny. W końcu powaliłem go na ziemię. Widziałem w jego oczach strach... Moje oczy zabłysły czerwoną barwą. Czułem jakby płonęły. Pod wpływem tych makabrycznych emocji, przeciąłem jego miecz na pół. On zaś przeraził się jeszcze bardziej. Ale co w tym dziwnego, skoro była to jego jedyna broń? Ustawiłem miecz pionowo tak, że ostrze dotykało końcem jego serca. Wbiłem go, przekręcając. Mężczyzna wrzasnął na całe gardło. Krew trysnęła na wszystkie strony, powodując okropny widok (dla ludzi o słabych nerwach). Pokryła punktowo moją twarz oraz dłonie i drzewa, będące blisko nas. Wokół rozległo się czerwone światło. Moja krew rozpuszczała jego ciało. Wyjąłem miecz. Zacząłem się śmiać jak psychopata. Coraz głośniej. Czułem napływającą siłę z mordowania. 
Dotknąłem dłonią swojej twarzy i spojrzałem na swoje dzieło poprzez palce. Oczy wypełnione łzami, patrzące w jeden punkt. Nie żył. Część jego wnętrzności leżała ku jego ciele. Byłem dumny ze swojej roboty. Usłyszałem jakiś szelest nieopodal, jednak nie zwracałem po chwili na niego uwagi. Cieszyłem się wypełnieniem swojej roboty. W lewej ręce trzymałem miecz, z którego chwilę później ukształtowała się kałuża krwi. Zawirowała w powietrzu, a później znów przypominał wcześniejszy miecz. Wrócił do mojej dłoni. Machnąłem nim, przecinając powietrze. Uśmiech nie schodził z mej twarzy. 

<Nymeria?>

piątek, 19 sierpnia 2016

Coś od serca...

No więc mam dla was kilka propozycji i jedną ( chyba ) informację.
No więc chyba zaczynamy?

  1. Blog otrzymał stronę na Facebooku. Link
  2. Pojawi się sonda określająca wiek członków i czytelników bloga ( żeby administracja wiedziała co może dodać a czego raczej nie) 
Co wy na to aby wprowadzić postaci NPC? Byłyby to postaci pojawiające się w opowiadaniach ale nie będące realnymi członkami bloga. W razie konieczności sterowane byłyby przez administratora lub osobę która je stworzyła. Odnośnie tego również pojawi się ankieta

Od Azzera

Chociaż terytoria były nieznane, to śmiem twierdzić, iż zwierzyna ta sama. Pytanie, czy dam radę upolować chociaż starego i chorego zajączka. Mam taką nadzieję, aczkolwiek nic nie wiadomo. Pierwszy dzień nie zapowiadał się dobrze. Bolała mnie głowa, kompletnie nie miałem siły. Stwierdziłem, że najlepiej będzie przygotować lekarstwo. Dokładnie pamiętam potrzebne składniki. Woda, oczywiście. Taka znajdowała się obok mej jaskini. Sprawdziłem. Tak, to ta. Woda Źródlanego Oddechu. Niezwykle rzadka i cenna, a ja mam ją jak na tacy. Rozpaliłem ognisko za pomocą węgielków, które znajdowały się w jaskini. Z pomocą Orrita postawiłem garnek na stoliku z prętów, pod którym buchał ogień. Woda grzała się w wnętrzu jaskini, a ja poszedłem szukając odpowiednich ziół. Orrit pomagał mi w szukaniu. Oczywistym jest, iż mój przyjaciel znalazł pierwszy potrzebne zioła. Poprowadził mnie do miejsca, w którym rosły kępami. Zamieniłem się w człowieka, gdyż wtedy byłem troszkę zręczniejszy. Wyrwałem zioła z korzeniami i zaniosłem do jaskini. Jedną część posiekałem w drobny mak, a drugą oddzieliłem od korzeni. Korzenie powędrowały do garnka z wodą, a same zioła przeznaczone były na ususzenie. Dla smaku dodałem aromat, który do jaskini przyniósł mi Orrit. Sprawdziłem temperaturę. Dobrze. Zgasiłem ogień, dodałem okoł tzry szczypty Wróżkowego Pyłu i zmieszałem substancję. Ze względu na pył, przybrała żółtawy kolor. Delikatnie wyjąłem korzenie i zjadłem je ze smakiem, popijając lekarstwem. Pyszne, a najlepsze, że zadziałało. Przy okazji przestałem być głodny. Zamieniłem się w wilka i wyszedłem na spacerek. Po drodze ujrzałem... basiora? Waderę? Nie wiem, wilka, który podążał w stronę jaskini Szamanów. Nie byłem pewien, czy to jego cel, ale w każdym bądź razie kierował się na ów jaskinię. Ukłoniłem się, chcąc być grzecznym.
- Witaj. - rzekłem spokojnym tonem.
<ktoś?>

czwartek, 18 sierpnia 2016

Orrit


Imię: Orrit
Wiek: 28, tyle co Azzer.
Płeć: Nigdy nic nie mówił o płci, można powiedzieć, że gender, ale Azzer traktuje go jako samca. Więc niech będzie samiec.
Partner: Raczej nie dla niego.
Charakter: Orrit jest podobny do Azzera - miły , aczkolwiek... niezwykle nieufny. Jest źle nastawiony do obcych. Pomaga tylko Azaerpwi i jego przyjaciołom. Woli zachować stuprocentową ostrożność, nie znosi ryzyka. Zazwyczaj to on ostrzega Azzera, czegoby nie robić.
Moce: Olbrzymia wiedza, znacznie większa niż u Azzera.
Uwięzienie przeciwnika w pętli zrobionej z energii bursztynów..
Towarzysz: Azzer

Odejście

Spartakus odchodzi. Będziemy go miło wspominać. 
Powód: Decyzja właściciela

Odejście

Lacie odchodzi
Powód: Decyzja właściciela/Zbyt duża aktywność bloga

Post spóźniony o jeden dzień 

Azzer

Imię: Azzer
Pseudonim : Pazur, niektórzy mówią do niego dziadku, a on wcale się nie obraża.
Człowiek : Demeter Trouck
Wiek : 28 lat u wilków, to będzie 96 u ludzi. Posiada nieśmiertelność
Płeć : Basior.
Głos : Ochrypnięty, lekko ściszony, wyczuć można w nim spokój i łagodność, stanowczy.
Stanowisko: Szaman i Pustelnik, choć raczej mało żyje w samotności.
Charakter : Azzer jest raczej spokojnym wilkiem. Nie lubi sporów, stara się je rozwiązywać nawet wtedy, kiedy nie dotyczą jego. Oczywiście bez przesady, bo nie lubi wtykać nosa w nie swoje sprawy. Jest ostrożnym i rozważny osobnikiem. Niezbyt lubi ryzyko, woli działać pewnie i na przeprostki. Bardzo pokorny i prosty, potrafi prawdziwie cieszyć się z czyjegoś szczęścia. Przyjazny, z doświadczeniem. Z chęcią pomaga i udziela rad. Głęboko w duszy często bywa dumny że swoich rówieśników. Niezwykle łagodny względem przyjacieli, raczej ostry dla obcych bądź wrogów. Warto zaznaczyć, że Azzer w razie czego potrafi być stanowczy. Potrafi waoczyć o swoje do upadłego.
Żywioł : Nekromancja, Czas i Umysł.
Moce :
Osłona Duszy, Ciała i Umysłu (aura).
Azzer ma na sobie trzy tarcze - dwie nie do zniszczenia. Mianowicie
-Tracza Duszy, która sprawia, że Wilk nie może zostać Opętany, nie można wykraść jego duszy, ani przejąć po niej miejsca. Tej tarczy nie da się zniszczyć.
-Tarcza Umysłu, dzięki której nikt nie może wykraść z Azzera potrzebnych mu informacji. Ta tarcza jest niezwykle potrzebna, gdyż Azzer ma nie małą wiedzę. Dzięki tej tarczy nikt nie może manipulować jego umysłem. Tarcza nie do zniszczenia.
-Tarcza Ciała, która blokuje trzy pierwsze ataki bądź zaklęcia rzucone na Azzera. Regeneruje się po przesłaniu, bądź po 12 godzinach. Możliwe jest zniszczenie tej tarczy.
Przywoływanie różnych duchów.
Wielka, ogromna wiedza.
Reszta związana z żywiołami.
Umiejętności : Nie te lata. Brak.
Rodzina : 
Zenä - matka Azzera. Nie żyje, oczywiście.
Runeo - ojciec Azzera. Nie żyje, oczywiście.
Piten - starszy brat Azzera. Nie żyje, oczywiście.
Tynua - starsza siostra Azzera. Nie żyje, oczywiście.
Okaneu - młodszy brat Azzera. Nie wiadomo czy żyje, oczywiście.
Zakochany w : Za stary.
Partnerka : Za stary.
Ex : Po mimo tych osiemnastu wiosen, Azzer nie miał nigdy partnerki. To nie dla niego.
Potomstwo : Oj, chyba się nie doczekam.
Aparycja : Azzer jest wysokim, ale na starość chudym wilkiem. Ma małe, niebieskie oczy, czarny nos i puszyste futro na klatce piersiowej. Grzbiet ma szary, a brzuch jaśniejszy, zbliżony do białego. Uszy stojące, prawe skierowane w prawą stronę, a lewe w lewą. Od nosa, przez grzbiet, aż po czubek ogona ciągnie się cienka, jasna linia.
Jako człowiek
Siwe włosy i siwa, wręcz Biała broda. Jako człowiek ma już fioletowo-szare oczy. Zamiast zwykłego ubrania odziany jest w długi, fioletowy płaszcz przepasany grubym, białym sznurem. Raczej wysoki i szczupły, nie chwaląc się wygląda na 60 lat.
Historia : Długo by opisywać całe 96 lat, więc napiszę w skrócie.
Demeter urodził się jak człowiek, można by rzec w średniowieczu. W pewnym domu. W grupie mieszczaństwa. Jako dzieciak był niezwykle silny, zaczęli go uczyć walki wręcz. Posługiwał się szablą, albo mieczem, ale zawsze bronią białą. Pewnego dnia, podczas przechadzki po lesie, nieświadomie uratował dziewczynę wywodząca się że szlachty. W podzięce za to, pewien szlachcic postanowił wyprawić Demetara na dowolne zajęcia. Demeter miał do wyboru naukę walki wręcz, naukę strzelania z łuku bądź kuszy i naukę - po prostu naukę. Jako, że ten młodzieniec chciał zostać rycerzem, miał zamiar wybrać walkę wręcz oraz właśnie bronią na koniu. Jednakże szlachcic zdziwiony tak szybko podjętą decyzją, dał mu jeden dzień do namysłu. Ni stąd, ni stamtąd, w dniu, w którym Demeter miał podjąć ostateczną decyzję, odwiedził go duszek. Raczej jego głos.
- Pamiętaj, wybierz to, co chcesz. Nie kieruj się sławą, ale duszą. Rycerstwo? Śmiałbyś zabijać tyłu ludzi?
Głos był na tyle przeraźliwy, że Demeter odruchowo uderzył pięścią za siebie. Nikogo tam nie było. Chłopiec uświadomił sobie, co przed chwilą miało miejsce, a słowa duszka tkwiły w jego pamięci przez dłuuugie lata. A także przez następny dzień. Młodzieniec przejęty słowami, ku zdziwieniu matki i ojca, wybrał ścieżkę mędrca. Zdołał tylko usłyszeć ten sam przenikliwy głos :
„dobrze...”
Demeter najlepiej w całym kraju zdał końcowy egzamin, uzyskując przy tym dużo wiedzy. Jednak ów wiedzy on nadal łaknął, pragnął, żądał. Pewnego dnia, w podzięce za tą całą uczelnię, udał się do miejsca uratowania dziewczyny. Do lasu. Siedział trochę na ziemi patrząc to tu, to tam, aż nagle ujrzał wilka. Nie byle jakiego wilka. Wilk był duży, ogromny, w życiu takiego nie widział. W życiu nie widziałem wilka. Chciał uciekać, ale wielka niewiadoma moc go zatrzymała.
- Nie uciekaj, synu. - rzekł spokojnym tonem wilk.
- Synu?! - wykrztusił Demeter.
- Myśl co chcesz. Nie jestem twoim ojcem, ale kobieta, którą uznawałeś za swą rodzicielkę, nie jest toją matką.
- Mam wierzyć? Gadającemu wilkowi?!
- Uwierzyłeś badającej duszy. Mi nie uwierzysz? To ja ją wysłałem. A teraz podążaj za tym duszkiem. Zaufaj mi.
Nim Demeter zdołał coś więcej powiedzieć, Wilk rozpłynął się w powietrzu. Niego zastąpił duszek, który bez niczyjej zgody, obleciał Demetara dookoła, zamieniając go w wilka.
- To twoja prawdziwa postać. Postać wilka. A to twoi rodzice. Zenä i Runeo. I bracia. I siostra. Nazwij ich jak chcesz. - wyszeptał duch. A potem ufając mu niezmiernie, młodzieniec ruszył za duszkiem. Dotarli do mędrca. Wielkiego czarodzieja. Człowieka. Demeter za namową duszka brał u niego lekcje. Duszek również uczył go wielu rzeczy min. jak polować. Chłopiec prędko dowiedział się, iż ów duch ma na imię Orrit. Chłopiec pozostał u czarodzieja całe 5(wilczych) lat nie myśląc o rodzinie. Orrit powiedział mu, że ma na imię Azzir. Że jest Wilkiem Wiedzy, a tamten duży Basior był Panem Wiedzy, najmądrzejszym wilkiem na świecie. Po wszystkich naukach, Azzer wyruszył w świat. Zatrzymał się w pewnej watasze, gdzie wkrótce wybuchła wojna. Walczył z przyjaciółmi, na wrogów. Parę razy został ciężko ranny. Zapanował głód, a wojna trwała. Nawet pewna epidemia zaatakowała watahę. Azzer cudem uszedł z życiem. Przeżył dużo wojen. W sumie to było 8. 8 wielkich wojen. Cudem żyje. Duszek nie chcąc żyć w niepewności, wybłagał u jakiegoś zdolnego Wilka Czasu, by ten przeniósł Azzera w bezpieczne czasy. Tak się stało, a zapłatą miała być bezinteresowna pomoc każdemu że strony Azzera. Azzer pomagał. Duszek nadal go uczył. I uczy do dziś.
A Azzer po pewnym czasie, w sumie długim czasie, dotarł tutaj. I tutaj postanowił spędzić dwa pozostałe lata swojego życia.
Ciekawostki : Jeżeli Azzer przestanie pomagać innym, po prostu obróci się w pył.
Towarzysz : Orrit.
KW : 100
Inne Zdjęcia : -
Ludzkie Zdjęcie : 1
Sterujący : Tobimadaraork

Od Nymerii C.D. Makoto

Patrzyłam na odchodzącego wilka. Z cichym jękiem, podniosłam się dopiero, gdy dźwięki jego kroków ucichły. Najlepiej, by nie znalazł mnie w tej jaskini po powrocie. Podniosłam Igłę z podłoża i wsunęłam ją za pas. Sztych musnął skórę na tyle, by z mojego pyska wydobył się cichy pisk. Kulejąc i klnąc z niemiłosiernego bólu, wyszłam z groty i ruszyłam w las, chcąc spocząć pod którymś z większych drzew.
Szukając odpowiedniego schronienia, usłyszałam ciche, ale niezrozumiałe dźwięki. Wszystko to zagłuszał szum drzew, dźwięki innych zwierząt i okoliczny strumień. Ktoś mógł walczyć, kłócić się, ewentualnie alpha wziął siłą jakąś samicę. Nie chciałam w to ingerować, dlatego po chwilowym przystanięciu, kontynuowałam poszukiwania z jeszcze większym uparciem.
Ostatkami sił, kilka razy padając na ziemię, dotarłam do odpowiedniego drzewa. Wysokie, z potężną koroną, wyglądało wprost idealnie. Wyjęłam zza pasa miecz i wbiłam go w ziemię, kładąc się na boku, tuż obok niego. Zamknęłam oczy, wracając myślami do kłamstwa. Stwierdziłam, że nazywam siebie Ja, nie pamiętając swego prawdziwego imienia. Zasugerowałam też, że żyję bardzo długo, że widziałam, jak najbliższe mi osoby po prostu znikają z dnia na dzień. Prawdą było jedynie to, że obserwowałam śmierć bliskich - na moich oczach spłonął mój ojciec. Potem tylko słyszałam plotki, iż moich małych braciszków ścięto, gdy powrócili do Winterfell, iż starsza siostra zniknęła i uznawano ją za zmarłą. Byłam pewna jedynie jednej śmierci - najstarszego z braci, który zginął na weselu swego stryja. Tylko głupiec uwierzyłby, że mówiłam prawdę, a kudłacz najwyraźniej był takim głupcem. To tylko potwierdziło myśl, że wilk nie da rady pomóc mi w zemście.
Kolejny krzyk, tym razem wyraźniejszy, brutalnie przerwał moje rozmyślanie i sprawił, że skupiłam się na rozszyfrowaniu słów. Poza niskim rechotem, przepełnionym wzgardą, ktoś wrzeszczał, wyzywając przeciwnika. Jeden przerwał całość, prawdopodobnie rzucając się do ataku. Ciszę przecinało wycie walczących, kolejne wyzwiska. Niski ton głosów sugerował, iż pojedynkującymi są mężczyźni, ale brak szczęku stali wykluczał walkę bronią białą. Mogli walczyć na pięści, albo przebywać zwierzęcych formach i używać magii, by pokonać swego przeciwnika. Zero honoru, bo któż na Północy myślałby o walce sztuczkami? Tam liczył się tylko oręż. Północ zawsze ceniła honor.
Nie chcąc, by zwycięzca skupił swoją uwagę na mnie, wstałam z ziemi, dysząc ciężko. Zdążyłam chwycić okryty skórą trzon miecza, zanim upadłam. Tym razem podniesienie się było zdecydowanie cięższe, ale wykonalne. Dobre kilka chwil męczyłam się z tą czynnością, zanim udało mi się w pełni ją wykonać. Zaraz po sukcesie, odeszłam od drzewa. Starałam się jak najszybciej zniknąć z okolic walki. Pomagając sobie Igłą, powoli oddalałam się od dźwięków pojedynku.

<Makoto?>

Od Sunrise C.D. Spart

- Jeśli chcesz to nie ma problemu. - uśmiechnęłam się. Wyszłam z jaskini, a zaraz za mną Spartakus. Westchnęłam cicho. Zaczęłam rozmyślać. O watasze, jej przyszłości... Ciekawa byłam czy ktoś kiedyś jeszcze dołączy. Uśmiechnęłam się pod nosem i spojrzałam głęboko w las. Wzięłam głęboki wdech. Zapach drzew i cudownych leśnych traw powodował u mnie momentalne uspokojenie. Zamknęłam oczy, chłodny podmuch wiatru znów porwał moją sierść.
Otworzyłam oczy. Byliśmy na miejscu. Zauważyłam pod jaskinią Chevala.
- Hej, Cheval, co tu robisz? - spytałam.
- Spadłem z drzewa... - wyjaśnił.
- Rany, poważnie? - nie dowierzałam. -W porządku. Zaraz się tobą zajmę. - uśmiechnęłam się. Odwróciłam się do Spartakusa.
- Dziękuję za odprowadzkę i, że mogłam u ciebie przenocować. - powiedziałam. - Ja teraz wracam do pracy, zobaczymy się później. - dodałam i pobiegłam w stronę Chevala. Wszedł ze mną do jaskini.

<Spart?>

Od Makoto C.D. Nymeria

Coś mi tu jednak nie pasowało. Odwróciłem głowę za siebie i spojrzałem na waderę. Patrzyła w niebo. Wyraźnie coś było na rzeczy, lecz pomyślałem, że warto było pozostać tym, który coś wie, ale mówi, że nie wie. Oczywiście, prawda była taka, że nie znałem jej przeszłości i teraz nie wiem czy to co powiedziała było prawdą czy kłamstwem. Obawiałem się, że to drugie.
Moja składnia zdań gwałtownie podupada. 
Wyszedłem z jaskini i usiadłem obok niej.
- Idę coś upolować, wracam niedługo. - rzuciłem obojętnym tonem i szedłem przed siebie. Dlaczego nie potrafię mówić normalnie? To znaczy, staram się, ale nigdy mi to nie wychodzi.
Znów wyszedłem na starego, zrzędliwego, bez poczucia humoru gbura...
***
Zaczaiłem się na jelenia i skoczyłem na jego grzbiet. Ugryzłem go w tył szyi. Ten starał się mnie zrzucić, jednak to mu nie wyszło. Zaczął uciekać wraz ze mną na sobie. 
Wstyd nad wstydami.
Jakoś się utrzymałem. Jego poroże przeszkadzało mi w jakichkolwiek czynnościach, jednakże znalazłem w końcu taki moment, że wbiłem kły powtórnie w jego szyję, powodując bolesny upadek. Dobiłem go jednym chapnięciem i zacząłem taszczyć jego ciało do groty, w której czekała Ny... To znaczy Arry. 
Usłyszałem coś w krzakach. Początkowo zignorowałem to, jednak szelesty stawały się coraz głośniejsze i bardziej niepokojące. Chwilę potem poczułem gwałtowną falę uderzenia na swoim ciele. Przypierdzieliłem w drzewo. Uwierzcie, bolało. Syknąłem z bólu, zaciskając zęby.
- I co, Makotuś... Już nie jesteś taki kozak, co? - Ten sarkastyczny głos... Chropowaty... Budzący okrutne wspomnienia... Podniosłem powoli głowę i delikatnie uchyliłem powieki, starając się ocenić, dzięki komu leżę pod drzewem. Zamurowało mnie po tym co zobaczyłem... Mój ojciec... Nieżywy ojciec... Jako człowiek, był napakowany jak mało kto. Szerokie bary, umięśnione i wysokie ciało. 
- Już dawno miałeś być w grobie... - warknąłem. On zaś w odpowiedzi zaczął się głośno śmiać. Chwycił mnie za szyję i przygwoździł do tego drzewa jeszcze bardziej. Przyszedł po zemstę. Byłem tego pewny. 
- Wyszczekany jak twoja matka. To ty powinieneś być tam za mnie. - mruknął. Chwilę potem wisiałem już nad ziemią. Duszony przez jego ogromną dłoń. Rzucił mną kilka metrów dalej. Moje ciało toczyło się po ziemi, obracając się o 360 stopni kilka razy. W końcu zatrzymałem się o kamień.
Dzięki, panie kamień.
Zamknąłem oczy. Taki miał być mój koniec? Nie pozwolę... Nie zginę z rąk ojca. To MOJA walka... I ma zakończyć się MOIM sukcesem.
Wstałem z ziemi, lekko się chwiejąc. Odezwała się rana. Jęknąłem cicho. 
- Jeszcze ci mało? Lepiej się poddaj, bo widząc twój stan to za długo tu nie wytrzy-
- Zamknij się! - wrzasnąłem. Zamilkł. Zapadła grobowa cisza. Tylko szum drzew co jakiś czas się odzywał, przerywając ją. Czułem jak krew wypływa mi z pyska. Czułem jak pulsuje rana. Czułem jak tracę siły, mimo, że po prostu stałem. Czułem jak łapy uginały się pod ciężarem mojego ciała. 
Pot spłynął po moim futrze.
- Wyglądasz jak twoja matka kiedy się z nią żeniłem. Jesteś słaby. Wcale dużo nie oberwałeś, a już nie umiesz się utrzymać. Żałosne. - zaśmiał się. Nie miałem sił zamienić się w człowieka... Nawet nie miałem broni... W sumie... Miałem jedną, ale.. Nie, wolę nie... Zerwałem się do biegu. Nie wiem sam dlaczego. Chciałem go zabić. Znów ta żądza czyjejś śmierci. Znałem doskonale to uczucie. Towarzyszyło mi, kiedy walczyłem z nim cztery lata temu. W tym momencie nic dla mnie się nie liczyło. Wszystko wokół straciło jakikolwiek sens. Liczył się tylko on. On i widok jak zdycha, dusząc się we własnej krwi. Pozostało czekać, kto zaatakuje jako pierwszy. Położył na barku swój długi, żelazny miecz  i zarechotał głośno...

<Nymeria?>

środa, 17 sierpnia 2016

Od Kazana Cd Spart

Basior odbiegł a ja zająłem się swoimi sprawami. Po kilku minutach jednak spojrzałem na mój "kalendarz".
- O nie.- Powiedziałem czytając opis dnia dzisiejszego.  Po chwili zobaczyłem Spartakusa.
- Spart mógłbyś coś dla mnie odebrać? Chodzi o sadzonki pewnych kwiatów.
<Spart?>

Od Sparta C.D Kazana

- Nie. Nie mam żadnych - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Wyjrzałem zza jaskini. Była ładna pogoda - Ja idę - wyjaśniłem i wyskoczyłem z groty. Pożegnałem się z Basiorem i odbiegłem.

Kazan?

Od Kazana CD Rosa

Czy jest coś złego w tym że chcę mieć w kimś oparcie? Chyba nie. Uśmiechnąłem się do niej.
- Cały dzień będziemy pływać czy gdzieś idziemy?
<Rosa?>

Od Kazana Cd Spart

- No niech Ci będzie.- Powiedziałem i wziąłem kurę.
- Masz jakieś plany na dzisiaj?
<Spart?>

Od Xoraxa CD Xena

Podszedłem do niej.
- Tak. Wciąż Cię kocham.- Powiedziałem patrząc w jej oczy.
- Minęło tyle czasu...- Szepnęła.
- Tak ale moja miłość do Ciebie ani trochę nie zmalała.
<Xena?>

Od Sparta C.D Kazana

- Nie dzięki wole swojego kurczaka - odpowiedziałem. Zjadłem połowę surowego,a drugiego dałem Kazanowi.
- Nie chcę - pokręcił głową przecząco.
- Weź. W podzięce. Wiele dla mnie zrobiłeś - uśmiechnąłem się podsuwając mu resztę kury pod nos.

Kazan?

Od Xeny Cd Xorax

Spojrzałam na wilka.
- To ty?
- Ja. Tylko że naprawdę mam na imię Xorax.
- Wciąż mnie kochasz?- Zapytała prosto z mostu.
<Xorax?>

Od Xoraxa

Przechadzałem się po lesie. Nagle usłyszałem czyjeś kroki.
- Ares?- Zapytał kobiecy głos. Głos, który tak dobrze znałem.
- Xena...- Szepnąłem odwracając się.
<Xena?>

Od Rosy CD Kazan

- Widzisz coś co Ci się podoba?- Zapytałam.
- Możliwe.- Powiedział basior podpływając do mnie. Po chwili był już obok mnie. Po chwili spojrzałam mu w oczy. Po kilku uderzeniach serca nastąpiło coś czego raczej się nie spodziewałam. Kazan mnie pocałował. A ja ten pocałunek odwzajemniłam.
<Kazan?>

Od Kazana CD Spartakus

- Chodź.- Powiedziałem i pobiegliśmy do mojej jaskini. Wyciągnąłem z skrzyni czarny płaszcz z kapturem, który podałem wilkowi.
- Głodny?
- Chyba tak.- Powiedział wilk. Ukroiłem kawałek jagnięciny i podałem wilkowi na talerzu.
- Nie wiem jak ty ale ja jagnięcinę uwielbiam.- Stwierdziłem wkładając resztę mięsa do lodu.
<Spart?>

Od Kazana Cd Rosa

Zdziwiłem się. Ale jednocześnie poczułem coś co czułem w stosunku do wadery tylko dwa razy. Czyżbym jednak nie stracił zdolności miłości. Otrząsnąłem się i spojrzałem na waderę.
<Rosa?>

Od Sparta C.D Kazana

- No wiem - szepnąłem z pod kaptura.
- Nie masz innego? - zapytał dając ręce na biodra. Spojrzałem na niego z wyrzutem - Jakbym miał inny nie nosiłbym tego prawda? - ruszyłem przed siebie i stanąłem przed straganem z obranymi kurczakami. Kupiłem jednego,a potem ruszyłem do lasu wraz z Kazanem.

Kazan?