środa, 17 sierpnia 2016

Od Kazana Cd Spart

Basior odbiegł a ja zająłem się swoimi sprawami. Po kilku minutach jednak spojrzałem na mój "kalendarz".
- O nie.- Powiedziałem czytając opis dnia dzisiejszego.  Po chwili zobaczyłem Spartakusa.
- Spart mógłbyś coś dla mnie odebrać? Chodzi o sadzonki pewnych kwiatów.
<Spart?>

Od Sparta C.D Kazana

- Nie. Nie mam żadnych - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Wyjrzałem zza jaskini. Była ładna pogoda - Ja idę - wyjaśniłem i wyskoczyłem z groty. Pożegnałem się z Basiorem i odbiegłem.

Kazan?

Od Kazana CD Rosa

Czy jest coś złego w tym że chcę mieć w kimś oparcie? Chyba nie. Uśmiechnąłem się do niej.
- Cały dzień będziemy pływać czy gdzieś idziemy?
<Rosa?>

Od Kazana Cd Spart

- No niech Ci będzie.- Powiedziałem i wziąłem kurę.
- Masz jakieś plany na dzisiaj?
<Spart?>

Od Xoraxa CD Xena

Podszedłem do niej.
- Tak. Wciąż Cię kocham.- Powiedziałem patrząc w jej oczy.
- Minęło tyle czasu...- Szepnęła.
- Tak ale moja miłość do Ciebie ani trochę nie zmalała.
<Xena?>

Od Sparta C.D Kazana

- Nie dzięki wole swojego kurczaka - odpowiedziałem. Zjadłem połowę surowego,a drugiego dałem Kazanowi.
- Nie chcę - pokręcił głową przecząco.
- Weź. W podzięce. Wiele dla mnie zrobiłeś - uśmiechnąłem się podsuwając mu resztę kury pod nos.

Kazan?

Od Xeny Cd Xorax

Spojrzałam na wilka.
- To ty?
- Ja. Tylko że naprawdę mam na imię Xorax.
- Wciąż mnie kochasz?- Zapytała prosto z mostu.
<Xorax?>

Od Xoraxa

Przechadzałem się po lesie. Nagle usłyszałem czyjeś kroki.
- Ares?- Zapytał kobiecy głos. Głos, który tak dobrze znałem.
- Xena...- Szepnąłem odwracając się.
<Xena?>

Od Rosy CD Kazan

- Widzisz coś co Ci się podoba?- Zapytałam.
- Możliwe.- Powiedział basior podpływając do mnie. Po chwili był już obok mnie. Po chwili spojrzałam mu w oczy. Po kilku uderzeniach serca nastąpiło coś czego raczej się nie spodziewałam. Kazan mnie pocałował. A ja ten pocałunek odwzajemniłam.
<Kazan?>

Od Kazana CD Spartakus

- Chodź.- Powiedziałem i pobiegliśmy do mojej jaskini. Wyciągnąłem z skrzyni czarny płaszcz z kapturem, który podałem wilkowi.
- Głodny?
- Chyba tak.- Powiedział wilk. Ukroiłem kawałek jagnięciny i podałem wilkowi na talerzu.
- Nie wiem jak ty ale ja jagnięcinę uwielbiam.- Stwierdziłem wkładając resztę mięsa do lodu.
<Spart?>

Od Kazana Cd Rosa

Zdziwiłem się. Ale jednocześnie poczułem coś co czułem w stosunku do wadery tylko dwa razy. Czyżbym jednak nie stracił zdolności miłości. Otrząsnąłem się i spojrzałem na waderę.
<Rosa?>

Od Sparta C.D Kazana

- No wiem - szepnąłem z pod kaptura.
- Nie masz innego? - zapytał dając ręce na biodra. Spojrzałem na niego z wyrzutem - Jakbym miał inny nie nosiłbym tego prawda? - ruszyłem przed siebie i stanąłem przed straganem z obranymi kurczakami. Kupiłem jednego,a potem ruszyłem do lasu wraz z Kazanem.

Kazan?

Od Kazana Cd Spartakus

Pokręciłem głową. Przeceny... Pobiegłem za wilkiem. Przemieniłem się w człowieka i od razu poszedłem w stronę rzeźnika.
- Witaj Aleksy. Spakuj mi proszę kilogram jagnięciny.- Powiedziałem do mężczyzny. Po chwili już wyszedłem ze sklepu szukając Spartakusa.
- Powinieneś pomyśleć nad lepszym kapturem.- Powiedziałem podchodząc do wilka.
<Spart?>

Od Rosy Cd Kazan

- Zabawnie wyglądałeś jak tak sobie wpadałeś do wody.- Zaśmiałam się.
- Zabawne.- Powiedział Kazan podpływając do mnie. Chwilę pływaliśmy kawałek od siebie aż w końcu ja podpłynęłam bliżej. Po krótkiej chwili podpłynęłam do niego i cmoknęłam go w bok pyska.
<Kazan?>

Od Spartakusa C.D Kazana

Ten dzień był normalny tak jak zwykle. Zjadłem normalnie upolowane śniadanie,a potem postanowiłem się przejść. Podczas spaceru spotkałem Kazana. Właściwie to można powiedzieć,że się zaprzyjaźniliśmy.
 - Jak to nic?
- A tak to. Nudy i tyle - spojrzałem przez las - Fuks! - po chwili pojawił się orzeł i wylądował mi na głowie. Idę na targ - odpowiedziałem i pognałem w stronę wioski. \
- Co? Czemu?
- Mają przeceny!

Kazan? Ten moment gdy przyjaciel nagle cię zostawia xd

Od Kazana

Przechadzałem się przez las. Nagle pojawił się Spartakus.
- Co u Ciebie?- Zapytałem po krótkim powitaniu.
- Chyba nic.
- Jak to chyba nic?- Zapytałem.
<Spart?>

Od Kazana Cd Rosa

- Nie wiem...- Stwierdziłem i zniżyłem głowę aby napić się wody. Nagle coś wciągnęło mnie do wody. Rozejrzałem się wokół. Dostrzegłem tylko i jedynie śmiejącą się Rose.
- Bardzo śmieszne.- Zaśmiałem się.
<Rosa?>

Od Rosy Cd Kazan

Ros? On użył zdrobienia mojego imienia?
- Witaj Kaz.- Odpowiedziałam. O nie ja też to zrobiłam. Czyli jednak coś więcej...
- Idziemy gdzieś dzisiaj?- Zapytałam podpływając do basiora.
<Kazan?>

Od Kazana Cd Rosa

Zdziwiło mnie zachowanie wadery. Odszedłem do swojej jaskini i położyłem się spać. Z samego rana wyszedłem na obchód. Szybko się uwinąłem i poszedłem nad jezioro. A tak jakby już na mnie czekała była Rosa.
- Cześć Ros.- Powitałem ją.
<Rosa?>

Od Sparta C.D Kazana

- Właściwie. Ty to jesteś nieśmiertelny no i co z tego,że jesteś Alfą. Alfa nie ma pracy wiecznie...chyba - powiedziałem cicho ale wilk i tak mnie usłyszał. Uśmiechnął się pod nosem. Kolejne trzy dni spędziłem z mamą,a potem odprowadziliśmy ją do domu. Cieszyłem się,że tak długo się z nią widziałem. Gdy wróciliśmy bardzo podziękowałem za pomoc basiorowi,a potem poszedł do jaskini i starannie ukryłem medalion. Na razie go nie potrzebuję. Na razie...


Od Rosy CD Kazan

- Może do Zaginionego Miasta?- Zaproponowałam. Wilk uśmiechnął się i kiwnął łbem. Poszliśmy do owego miasta. Różniło się od tych ludzkich. Wieczorem Kazan odprowadził mnie do jaskini.
- Dziękuję za udany dzień.- Powiedziałam i cmoknęłam go w policzek.
<Kazan?>

Od Kazana CD Rosa

Spojrzałem na waderę. Była ładna. Po chwili zakończyliśmy obiad.
- To gdzie teraz idziemy?- Zapytałem. Wadera zaczęła myśleć.
<Rosa?>

Od Rosy CD Kazan

- Chyba nadszedł czas na obiad.- Stwierdziłam. Kazan zaczął węszyć. Po kilku chwilach zajadaliśmy się już jeleniem. Był znakomity. Im dłużej przebywałam z Kazanem tym bardziej zastanawiałam się nad sensem tego spisku. Owszem to już 4 w którym biorę udział jednak tym razem jest inaczej. Trzej poprzedni przywódcy watah byli tyranami i słuszność zakończenia ich rządów  była oczywista. Teraz jednak zaczynałam mieć wątpliwości co do słuszności tego. Czyżby zaczynało mi zależeć na Kazanie?
<Kazan?>

Od Kazana CD Rosa

Spojrzałem na waderę.
- Nic się nie stało.- Powiedziałem podnosząc się. Spacerowaliśmy po terenach watahy jeszcze kilka godzin.
- Głodna?- Zapytałem kilka godzin po południu.
<Rosa?>

Od Kazana Cd Spartakus

- Kazanie chciałbym się zapytać czy przez 30 lat nie będzie mi się nudzić?- Zapytał wilk. 
- Wątpliwa sprawa.- Stwierdziłem. 
- Nawet nie zauważysz kiedy to zleci.
<Spart?>

Od Sparta C.D Kazan

Spojrzałem zdziwiony na Kazana.
- 30 lat? Nie 20? - nie czekając na odpowiedź podszedłem do źródła. Ale zatrzymałem się tuż  przed pomyśleniem tego czego chciałbym od źródła. Mama mówiła,że nudziło by jej się gdyby żyła do 20 lat. A mi się nie będzie nudzić? Miałem wątpliwości ale po chwili się ich pozbyłem i pomyślałem to co chcę,a potem napiłem się wody.

Kazan?

Od Kazana Cd Spartakus

- Chodź.- Powiedziałem prowadząc go przez środek jaskini. Po chwili dotarliśmy do źródła.
- Musisz pomyśleć czego chciałbyś od Źródła. W twoim przypadku będzie to wydłużenie życia do górnej normy czyli 30 lat. Potem musisz się napić wody.- Powiedziałem wskazując na  coś w rodzaju fontanny.
<Spart?>

Od Rosy CD Kazan

- Może do Lodowego Wąwozu?- Zaproponowałam. Basior skinął głową. Po chwili troszkę użyłam magii, tworząc śliską nawierzchnię. Oczywiście Kazan niczego nie zauważył więc się przewróciliśmy a ja wylądowałam na jego brzuchu.
- Wybacz.- Powiedziałam schodząc z niego.
<Kazan?>

Od Sparta C.D Kazan

- E...no dobra - zgodziłem się - To ty masz takie coś w domu? - nie dowierzałem. Na to Alfa tylko się uśmiechnął. Szedłem za basiorem by się nie zgubić. Źle się czułem w takim labiryncie i miałem wrażenie,że w ogóle z niego nie wyjdę. W końcu chyba znaleźliśmy wyjście.
- Już?
- Już.

Kazan?

Od Kazana Cd Rosa

- Jeśli masz ochotę.- Uśmiechnąłem się. Rosa ustawiła się obok mnie i ruszyliśmy na wędrówkę.
- To gdzie idziemy?
<Rosa?>

Od Kazana Cd Spartakus

- I jak poszło?- Zapytałem.
- Stwierdziła że nie chce ale ja mam iść.- Powiedział wilk.
- No więc idziemy.- Powiedziałem wchodząc do labiryntu.
- Tylko się nie zgub.- Powiedziałem.
<Spart?>

Od Sparta C.D Kazan

- Dobrze porozmawiam z nią - odszedłem od basiora i podszedłem do matki. Podprowadziłem ją kawałek. To będzie ciężka ale krótka rozmowa...
- Mamo słuchaj Kazan znalazł życie jak nam przedłużyć życie...No wiesz... Do 20 lat... - matka spojrzała na mnie podejrzliwie. Wszystko jej wytłumaczyłem.
- Nie synku - pokręciła głową - Ty idź ale ja nie chcę.
- Ale mamo...
- Dobrze się czuje ale nie uważam,że dwadzieścia lat jest dobre. Co ja będę robić tak długo? Ja chcę się tylko wnuków doczekać.
- Oj mamo - przewróciłem z rozbawieniem oczami.
- No co? - mama zaśmiała się - Wnuki nie będą małe tak długo. Uwierz mi nie chcę.
- No dobrze uszanuję to - przytuliłem matkę. Już miałem odejść do Kazana ale matka dodała:
- Ale ty idź - zatrzymałem się,spojrzałem na nią i kiwnąłem głową,a potem ruszyłem do Kazana.

Kazan?

Od Rosy Cd Kazan

- Nie chciałam się tylko do kogoś przysiąść.- Powiedziałam uśmiechając się.
- Może byśmy się gdzieś przeszli?- Zaproponowałam.
<Kazan?>

Od Kazana Cd Rosa

Wydało mi się dziwne że wadera znowu do mnie przyszła. Jednak nie miałem zamiaru wymigiwać się od jej towarzystwa.
- Potrzebujesz czegoś?
<Rosa?>

Od Kazana Cd Spartakus

- Do życia nikogo nie można zmusić. Jednak z nią pogadaj. Może jednak będzie chciała. A przynajmniej mogłaby sobie ulżyć w ostatnich latach życia. Niektórzy zamiast wydłużenia życia proszą źródło o ulgę od chorób, czy też powrót do dawnej sprawności.- Powiedziałem spoglądając w stronę wadery.
<Spart?>

Od Spartakusa C.D Kazan

- To super ale...mojej rodziny? Czyli tylko mama i ja - powiedziałem. Kazan kiwnął głową. Przytuliłem go po przyjacielsku. Ale był jeden problem.
- Mama nie będzie chciała Kazan. Ona się cieszy żyć tylko 15 lat. Lubi liczbę 15 i nie chcę długo żyć. Nie będę jej zmuszać.

Kazan?

Od Kazana CD Spart

-Pozwoli pani że na chwilę zabiorę pani syna.- Powiedziałem na co wadera kiwnęła głową. Odeszliśmy kawałek.
- Spart znalazłem lek na waszą chorobę.- Powiedziałem. Wilk spojrzał na mnie lekko zdziwiony.
- Wiem jak wydłużyć życie twojej matki i całej twojej rodziny.- Powiedziałem wyjaśniając wcześniejsze zdanie.
<Spart?>

Od Chevala

Wędrowałem po lesie, gdy natrafiłem na leżącą na ziemi sarnę. Była żywa, ale nie uciekła na mój widok? Ostrożnie do niej podszedłem i już po chwili mogłem wykluczyć wściekliznę. Kopytna miała na nodze paskudną ranę nieznanego pochodzenia. Sierść wokół była zakrwawiona, a sama rana, dość duża, zanieczyszczona ziemią. Postanowiłem pomóc sarnie, bo dlaczego nie? I tak nie jadam mięsa. Oczyściłem ranę wodą, a potem posmarowałem ją maścią dezynfekującą i drugą łagodzącą ból, a potem poszedłem po przyśpieszające gojenie zioła. Właśnie miałem wyjść zza drzewa do sarny, gdy nagle w jej stronę skoczył jakiś wilk.
- Co ty robisz!? - wrzasnąłem, wybiegając mu na przeciw, gdy już miał zacisnąć szczęki na szyi ofiary. Wilk cofnął się o krok.
- Poluję. A ty najwyraźniej mi przeszkadzasz.
- Tego polowaniem bym nie nazwał - warknąłem, przykładając zioła do sarniej rany i owijając je pnączem. - Znajdź sobie inną ofiarę.
Gdy skończyłem i się odsunąłem, kopytna wstała, bryknęła raz czy dwa na próbę, a potem skoczyła między krzaki i tyle ją widzieliśmy.
- Dziwny jesteś - powiedział wilk.
- Nazywam się Cheval.
<Wilku?>

Pomoc w pisaniu opek

No więc mam dla was coś co może pomóc przy usunięciu literówek a także błędów ortograficznych. Może się komuś przydać. Jest to mianowicie iKorektor. ( Link ) Życzę wszystkim dużo weny i aktywności.

Od Sparta C.D Kazana

- No dobrze Kazan ale po co? - zdziwiłem się. Alfa jednak milczał. Nic już więcej nie powiedziałem. Wilk położył mi łapę na ramieniu i już po chwili byliśmy pod jaskinią. Wbiegłem do środka. Mama przytuliła mnie.
- Witaj synu.
- Tak cześć mamo. Słuchaj musisz się na chwilę przenieść do nas.
- Co czemu? - matka zdziwiła się. Wytłumaczyłem,że o coś chodzi mojemu Alfie ale określiłem go jako swojego przyjaciela którym właściwie był. Mama po dłuższej chwili się zgodziła.
- Melanie poradzisz sobie przez kilka dni sama? - spytała. Wilczyca skinęła głową. Ją też chciałem zabrać ale nie chciała. Gdy wyszliśmy przed jaskinię Kazan na mnie czekał. Mama była mu wdzięczna co dla mnie zrobił dziękowała mu z tysiąc razy,a gdy się już uspokoiła Kazan teleportował nas do watahy.

Kazan?

Od Nymerii C.D. Makoto

Westchnęłam ciężko, patrząc na leżącego kudłacza. Imieniem Nymeria przedstawiłam się tylko jednej osobie, a przez ten, jakby nie patrzeć, błąd, zostałam nią dla nich wszystkich. Potrzebowałam kolejnego kłamstwa, usprawiedliwiającego inne. Nie mogłam już skorzystać ze skóry Salho, Leyanny, ani Ślepej Aryi, tudzież Aryi znad Kanałów. Kudłacz mógłby dowiedzieć się o tych postaciach od innych wilków. Musiałam przybrać nową skórę.
- Dlaczego tyle ci to zajęło? - szepnęłam. Kudłacz zerknął na mnie obojętnie.
- Okłamałaś mnie.
Czas zacząć grać w tę idiotyczną grę.
- Kim jest Nymeria?
- Tobą, podobno tak masz na imię.
Nymeria, córka Edwyna, nazywano go Młodym Wilkiem. Pamiętam.
- Tak. Pamiętam. Chyba pamiętam to imię.
- Przedstawiłaś się tak.
- Skoro tak twierdzisz. - uśmiechnęłam się wzgardliwie, przestając obserwować wilka.
Jesteś głupcem, jeśli naprawdę wierzysz w to kłamstwo.
- Teraz oni nie żyją, a oto ja... Wyszło na jedno. - odezwałam się, przerywając chwilę ciszy.
- Nymeria... - powiedział, patrząc na mnie. Znowu powtórzył to imię. Chciał znać prawdę, a ja kłamałam mu, wymyślając coraz nowsze części historii.
- To nie moje imię. - znowu zwróciłam na niego wzrok, starając się spojrzeć w jego obojętne oczy. - Nawet go nie pamiętam. - dodałam szybko.
- W takim razie, jak się nazywasz?
- Ja.
- Tak, ty, nikogo innego tu nie ma.
- Nie, nazywam siebie Ja. Wszystkie inne imiona umarły wraz z tymi, którzy mnie znali. Ja to ja. Niczyja córka, matka, żona. Moja własna towarzyszka - jedna, nieprzywiązana, sama. - spokojnie powiedziałam kolejne kłamstwo, tak absurdalne, iż nawet mój najmłodszy brat nie uwierzyłby w nie, uznałby je za bajkę niańki. Ale kudłacz nie znał mnie, nadal do końca nie wiedział kim jestem. - Mam za sobą... Wiele lat przygód. Wystarczy, by zapełnić bibliotekę, jeśli się je spisuje. - kontynuowałam swą opowieść. - Byłam władczynią dalekiej Północy. Skończyło się na upozorowaniu własnej śmierci. Uciekłam przed spaleniem.
Zatrzymaj mnie, błagam.
- Potem... Trochę ciekawszych rzeczy. - westchnęłam. - Bitwa o ocalenie tamtejszej stolicy. Wtedy pierwszy raz udawałam mężczyznę. Nikt nie dowiedział się, że kobieta pomogła w jej odzyskaniu. Dziesięć tysięcy godzin ćwiczeń gwarantuje mistrzostwo... Ponad sto tysięcy i jesteś najlepszy w historii. Nie muszę być nieśmiertelna, wystarczy, że jestem znakomita. - zachichotałam. - Szkoda, że mnie nie widziałeś. Przestałam odczuwać rany, ból na plecach od ciężaru zbroi, czy pot wchodzący do oczu. Przestałam czuć, przestałam myśleć, przestałam być sobą. Była tylko walka, kolejny przeciwnik, i następny, i następny, i następny... I wiedziałam, że są przerażeni i zmęczeni. Ale ja nie byłam. Byłam żywa, a dookoła była śmierć... A ich miecze poruszały się tak wolno, że mogłam tańczyć między nimi roześmiana.
- Ilu ludzi zabiłaś? - zapytał. Kłamstwo z każdą chwilą stawało się coraz wyraźniejsze, jakbym rzeczywiście to wszystko robiła.
- Musiałbyś przejrzeć moje pamiętniki.
Których nie mam.
- Nie pamiętasz?
- Wielu też uratowałam, jeśli to ma znaczenie. Opatrywałam rannych z kilku wiosek. Prawie dałam się utopić, bo wzięli mnie za czarownicę. Na szczęście, potrafię długo wstrzymywać oddech. Niewdzięczni wieśniacy. - ostatnie słowa przepełnione były wzgardą.
Kudłacz wpatrywał się we mnie.
- Nie wyglądasz na kogoś, kto pogrąża się w nostalgii.
- To nie nostalgia, tylko ciekawość. - odpowiedziałam niemal machinalnie. - Większości nawet nie pamiętam. Życie kontra ograniczona pojemność pamięci. Przeżyłam wszystkich swych bliskich, a według moich dzienników, było mi ciężko... Istne piekło. Przypomnij mi, jak to jest być smutnym? Z czasem przestaje się czuć, doktorze. Jestem tym, co zostało. - odwróciłam pysk i zaczęłam wpatrywać się w jaśniejący świat.
- Nie wiem. - odpowiedział. Westchnęłam, podnosząc się. Mimo bólu, kulejąc, wyszłam z jaskini i usiadłam.
- Wszyscy są jak dym. Rozwiewają się w mgnieniu oka. Dlatego wymyślam nowe imiona, przybieram nowe skóry.

<Makoto?>

Od Viride

- Chwila moment... - moje pierwsze swoła po wejściu do lasu. Uniosłam nos do góry szukając jakiegoś zapachu. Ujrzałam TO. Tylko czym jest TO? No właśnie. Bo TO mogło odfrunąć. Chociaż nie żyło. A TAMTO już uciekło. Podeszłam do TEGO. Pióra. Krew. Kurczę! No i jedno wielkie pytanie : Kto TO zrobił? TAMTO TO zrobiło. No i pogoń. Typowe ślady lisa. Wszystko jasne. TO - ofiara TAMTEGO. TAMTO - lis. Jak ktoś nie rozumie - pióra i kości to szczątki ofiary lisa. Nie lubię tych stworzeń. Są wredne, pięć razy im trzeba powiedzieć i dwa razy przywrócić do porządku, to może się uspokoją. Może... scwane lisy! Biegłam pędęm. Dobiegłam. I żałuję. Ten głupi lis właśnie mordował biedne, małe zajączki. Gniew mi się włączył. Tak o. I automatycznie drzewa powstały. Lis się odwrócił. Miał zakrwawiony pysk.
- Prze...przepraszam, ja.... ja nie chciałem. - wyjąkał. To był seryjny przestępca. Kojarzę go. To było jego ósme przewinienie. Zawsze robił te oczka i nie skończyło się nawet jednym uderzeniem. Ale miałam tego dosyć. Enty chciały go zamordować, ale Eriv (nie mam pojęcia skąd tam się wzięła,) szybko je opanowała. Duchy wypłoszyły lisa raz, a dobrze.
- Nie! Nie! Nie! - krzyknęła przeraźliwie. Zajączki ledwie ruszały. Jeden miał oferowaną głowę. Nie żył. Z byka spojrzałam na uciekającego lisa. Pnącza związał prędko jego łapy. On stał tam, a ja starałam się ratować zające. Dwóch z nich nie miało łap, a czwarty jako jedyny bez ran, zbruzgany krwią. Za pomocą mocy uzdrowiłam te bez łap, a trzeci... ten bez głowy. To był problem. I wówczas przypomniałem sobie o mojej broni - ożywienie. Miałam nadzieję, źe zadziała. Otuliłam zajączka ogonem, głowę ułożyłam na miejscu, chociaż ta leżła kzywo. Spojrzałam się delikatnie w górę. Szepczałam coś pod nosem. Ozy moje zaświeciła się na zielono. Małe listki wirowały dookoła trupa. I nagle cud. Ja opadłam bezwładnie na ziemię, ale zająć ożył. Eriv mnie cuciła.
- Wstawaj! Engle! Wstawaj! Engle!
Zaraz, zaraz. Engle? Jaka Engle!!!??? Otworzyłem oczy. Ku memu zdziwieniu nademną nie stała Eriv, ale jakiś dziwny kot.
- Uff! Jak dobrze, że się obudziłaś! Terut by nas zabił!
- O co tu chodzi? Kim jest Terut? I ja nie jestem Engle! - zaprotestowałam. Ów kot był w większości biały. Miał puszysty ogon, na końcu czarny. Miał też śmieszną, bujną czuprynę, a na jej końcu czarny pasek. Na udzie miał dziwne plamki, a na uszach coś w stylu kolczyków. Jedno oko miał niebieskie, a drugie zielone. Szczerze mówiąc wyglądał dziwnie.
- Terut to nasz król. Wszystko wyjaśniamy ci w jaskini, chodź.
Byłam trochę zdezinternowana i zupełnie nie wiem dlaczego ruszyłam za tym kotem.
C.D.N

Od Kazana Cd Spart

Zamyśliłem się. Była jakaś choroba, która powodowała skrócenie życia ale nie mogłem jej sobie przypomnieć.
- Do zobaczenia jutro. Może uda mi się coś wymyślić na waszą przypadłość.- Powiedziałem i wszedłem do jaskini. Przeszedłem przez labirynt i usiadłem na posłaniu. Po chwili przywołałem Śmierć.
- Witaj Kazanie. Dzisiaj bez pentagramu?
- Jak widzisz.
- Czego oczekujesz?
- Chciałbym pogadać.
- Wielkie święto. Pan Śmierci chce pogadać ze swoją służącą.- Powiedziała. Po chwili spod ziemi "wyrósł" tron. Demon zasiadł na nim i rozłożył ręce w oczekiwaniu.
- Niech zgadnę. Chodzi o tego Spartakusa.- Powiedziała. Skinąłem głową.
- Chcesz wiedzieć co to za choroba.
- Owszem a ty to wiesz.- Powiedziałem.
- Tak. To Tchnienie Śmierci.
- A jak to wyleczyć?- Zapytałem patrząc w "oczy" Śmierci. - Woda życia z twojej jaskini. Jednak musi zostać zaczerpnięta przez chorą osobę u źródła.- Powiedział demon. Rozmawialiśmy jeszcze kilka chwil aż w końcu Śmierć oznajmiła że musi wracać do pracy. Rano przed jaskinią jak codziennie od kilku dni stał Lucien. Po chwili przyszedł również Spartakus.
- Może wybierzemy się w odwiedziny do twojej matki Spart? A i spróbuj ją przekonać żeby chociaż na kilka dni się do nas przeniosła.
<Spart?>

Od Sparta C.D Sunrise

Wadera ułożyła się na posłaniu niedaleko mnie i zasnęła. Ja spojrzałem przed siebie i po chwili mnie też zmorzył sen. Następnego dnia bardzo wcześnie gdy Sun jeszcze spała ruszyłem na polowanie. Gdy wróciłem z sarną właśnie się budziła. Po śniadaniu mogła śmiało ruszać do domu ponieważ się rozpogodziło.
- Już nie pada - powiedziałem na dzień dobry wchodząc do groty - Możesz po śniadaniu śmiało iść do domu. Jak chcesz to cię odprowadzę.

Sunrise?

Od Sunrise C.D. Spartakus

- Wszystko w porządku? - zapytałam, podchodząc do niego.
- Tak. - uśmiechnął się jakby sztucznie. Położyłam się niedaleko niego.
- Skoro tak mówisz... - odrzekłam. Nie chciałam wnikać w jego sprawy, ale też zżerała mnie ciekawość. Jednak nie chciałam być natrętna.
- Dobranoc. - usłyszałam nagle.
- Dobranoc.

<Spart?>

Od Makoto C.D. Nymeria

- Wyjdziesz zza grobu, by dopełnić nasz wcześniejszy plan? - uśmiechnęła się nieznacznie w moją stronę. To prawda, że ciekawie by było dokonać tego spisku. Ciekawiło mnie czy alpha naprawdę jest taki wszechmocny. I tu pojawiło się ryzyko.
Albo przeżyję z własnych łap, albo zginę z jego.
Wstałem powoli z ziemi i skierowałem się do wyjścia.
- Dokąd idziesz? - zapytała. Czyżby ją to interesowało?
- Musimy dokonać tego spisku, nieprawdaż? - spojrzałem jej w oczy. Zapadła cisza. Słychać było tylko wiatr z zewnętrznego świata i co jakiś czas krakanie nocnych ptaków - kruków.
- Niedługo wrócę... - rzuciłem beznamiętnym tonem. Jakby to kogokolwiek obchodziło. W odchodne usłyszałem tylko krótkie "powodzenia". Ciekaw byłem czy jak wrócę to będzie leżała tutaj nadal...
***
- Nie ruszaj się. - mruknęła wadera, opatrując mi ranę. Zacisnąłem szczęki. - Boli cię?
- N-nie... - powiedziałem nawet na nią nie patrząc. Bo po co? Wpieniała mnie tylko. 
- Czyli cię boli. - zaczęła dalej opatrywać. Zamknąłem oczy, gdyż pojawił się nieco większy ból. Myślałem tylko o jego końcu.
- Jesteś idiotą. - powiedziała nagle.
Zamknij ten pysk, żółtodzióbie.
- Gdybyś przyszedł wcześniej, nie musiałbyś teraz tak cierpieć. - dokończyła bandażowanie łapy, która akurat bolała mnie najmniej. - Gotowe. - rzekła i usiadła. 
- Mogę już iść? - zapytałem.
- Tak, ale nie przemęczaj się. Wolałabym byś ty i twoja towarzyszka Nymeria przyszli do mnie pojutrze na kontrolę. - po tych słowach momentalnie postawiłem uszy.
- Nymeria? - spojrzałem na małą waderę.
- No tak. Ta, z którą byłeś tu wczoraj.
- Wiem, z kim byłem wczoraj. - prychnąłem, odwróciłem łeb i wstałem.
- Na razie. - rzuciłem w odchodne.
- Dobranoc. - odparła. 
***
Niedługo potem odnalazłem jaskinię, w której miałem przenocować. Lecz już się przejaśniało. Spojrzałem na wilczycę. Dziwnie się wtedy poczułem. Nie da się tego tak po prostu opisać. Ona uśmiechnęła się i znów położyła głowę na łapach, jednak nie na długo.
- Powiedz mi... - zacząłem. - Czy ty aby na pewno nazywasz się Arry? - zapytałem, patrząc w otchłań małej groty. Popatrzyła się na mnie z niedowierzaniem. Jakby nie wiedziała co w tej sytuacji zrobić. Później tylko spuściła głowę.
- Jak mnie opatrywano, powiedziano mi, że mam przyjść pojutrze ze swoją "towarzyszką" Nymerią. - wyjaśniłem. Domyślałem się jaka będzie jej reakcja, jednak wolałem pozostać w milczeniu. Położyłem się pod przeciwną ścianą, pod którą leżała ona.

<Nymeria?>