środa, 17 sierpnia 2016

Od Viride

- Chwila moment... - moje pierwsze swoła po wejściu do lasu. Uniosłam nos do góry szukając jakiegoś zapachu. Ujrzałam TO. Tylko czym jest TO? No właśnie. Bo TO mogło odfrunąć. Chociaż nie żyło. A TAMTO już uciekło. Podeszłam do TEGO. Pióra. Krew. Kurczę! No i jedno wielkie pytanie : Kto TO zrobił? TAMTO TO zrobiło. No i pogoń. Typowe ślady lisa. Wszystko jasne. TO - ofiara TAMTEGO. TAMTO - lis. Jak ktoś nie rozumie - pióra i kości to szczątki ofiary lisa. Nie lubię tych stworzeń. Są wredne, pięć razy im trzeba powiedzieć i dwa razy przywrócić do porządku, to może się uspokoją. Może... scwane lisy! Biegłam pędęm. Dobiegłam. I żałuję. Ten głupi lis właśnie mordował biedne, małe zajączki. Gniew mi się włączył. Tak o. I automatycznie drzewa powstały. Lis się odwrócił. Miał zakrwawiony pysk.
- Prze...przepraszam, ja.... ja nie chciałem. - wyjąkał. To był seryjny przestępca. Kojarzę go. To było jego ósme przewinienie. Zawsze robił te oczka i nie skończyło się nawet jednym uderzeniem. Ale miałam tego dosyć. Enty chciały go zamordować, ale Eriv (nie mam pojęcia skąd tam się wzięła,) szybko je opanowała. Duchy wypłoszyły lisa raz, a dobrze.
- Nie! Nie! Nie! - krzyknęła przeraźliwie. Zajączki ledwie ruszały. Jeden miał oferowaną głowę. Nie żył. Z byka spojrzałam na uciekającego lisa. Pnącza związał prędko jego łapy. On stał tam, a ja starałam się ratować zające. Dwóch z nich nie miało łap, a czwarty jako jedyny bez ran, zbruzgany krwią. Za pomocą mocy uzdrowiłam te bez łap, a trzeci... ten bez głowy. To był problem. I wówczas przypomniałem sobie o mojej broni - ożywienie. Miałam nadzieję, źe zadziała. Otuliłam zajączka ogonem, głowę ułożyłam na miejscu, chociaż ta leżła kzywo. Spojrzałam się delikatnie w górę. Szepczałam coś pod nosem. Ozy moje zaświeciła się na zielono. Małe listki wirowały dookoła trupa. I nagle cud. Ja opadłam bezwładnie na ziemię, ale zająć ożył. Eriv mnie cuciła.
- Wstawaj! Engle! Wstawaj! Engle!
Zaraz, zaraz. Engle? Jaka Engle!!!??? Otworzyłem oczy. Ku memu zdziwieniu nademną nie stała Eriv, ale jakiś dziwny kot.
- Uff! Jak dobrze, że się obudziłaś! Terut by nas zabił!
- O co tu chodzi? Kim jest Terut? I ja nie jestem Engle! - zaprotestowałam. Ów kot był w większości biały. Miał puszysty ogon, na końcu czarny. Miał też śmieszną, bujną czuprynę, a na jej końcu czarny pasek. Na udzie miał dziwne plamki, a na uszach coś w stylu kolczyków. Jedno oko miał niebieskie, a drugie zielone. Szczerze mówiąc wyglądał dziwnie.
- Terut to nasz król. Wszystko wyjaśniamy ci w jaskini, chodź.
Byłam trochę zdezinternowana i zupełnie nie wiem dlaczego ruszyłam za tym kotem.
C.D.N

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz