środa, 17 sierpnia 2016

Od Chevala

Wędrowałem po lesie, gdy natrafiłem na leżącą na ziemi sarnę. Była żywa, ale nie uciekła na mój widok? Ostrożnie do niej podszedłem i już po chwili mogłem wykluczyć wściekliznę. Kopytna miała na nodze paskudną ranę nieznanego pochodzenia. Sierść wokół była zakrwawiona, a sama rana, dość duża, zanieczyszczona ziemią. Postanowiłem pomóc sarnie, bo dlaczego nie? I tak nie jadam mięsa. Oczyściłem ranę wodą, a potem posmarowałem ją maścią dezynfekującą i drugą łagodzącą ból, a potem poszedłem po przyśpieszające gojenie zioła. Właśnie miałem wyjść zza drzewa do sarny, gdy nagle w jej stronę skoczył jakiś wilk.
- Co ty robisz!? - wrzasnąłem, wybiegając mu na przeciw, gdy już miał zacisnąć szczęki na szyi ofiary. Wilk cofnął się o krok.
- Poluję. A ty najwyraźniej mi przeszkadzasz.
- Tego polowaniem bym nie nazwał - warknąłem, przykładając zioła do sarniej rany i owijając je pnączem. - Znajdź sobie inną ofiarę.
Gdy skończyłem i się odsunąłem, kopytna wstała, bryknęła raz czy dwa na próbę, a potem skoczyła między krzaki i tyle ją widzieliśmy.
- Dziwny jesteś - powiedział wilk.
- Nazywam się Cheval.
<Wilku?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz