czwartek, 18 sierpnia 2016

Orrit


Imię: Orrit
Wiek: 28, tyle co Azzer.
Płeć: Nigdy nic nie mówił o płci, można powiedzieć, że gender, ale Azzer traktuje go jako samca. Więc niech będzie samiec.
Partner: Raczej nie dla niego.
Charakter: Orrit jest podobny do Azzera - miły , aczkolwiek... niezwykle nieufny. Jest źle nastawiony do obcych. Pomaga tylko Azaerpwi i jego przyjaciołom. Woli zachować stuprocentową ostrożność, nie znosi ryzyka. Zazwyczaj to on ostrzega Azzera, czegoby nie robić.
Moce: Olbrzymia wiedza, znacznie większa niż u Azzera.
Uwięzienie przeciwnika w pętli zrobionej z energii bursztynów..
Towarzysz: Azzer

Odejście

Spartakus odchodzi. Będziemy go miło wspominać. 
Powód: Decyzja właściciela

Odejście

Lacie odchodzi
Powód: Decyzja właściciela/Zbyt duża aktywność bloga

Post spóźniony o jeden dzień 

Azzer

Imię: Azzer
Pseudonim : Pazur, niektórzy mówią do niego dziadku, a on wcale się nie obraża.
Człowiek : Demeter Trouck
Wiek : 28 lat u wilków, to będzie 96 u ludzi. Posiada nieśmiertelność
Płeć : Basior.
Głos : Ochrypnięty, lekko ściszony, wyczuć można w nim spokój i łagodność, stanowczy.
Stanowisko: Szaman i Pustelnik, choć raczej mało żyje w samotności.
Charakter : Azzer jest raczej spokojnym wilkiem. Nie lubi sporów, stara się je rozwiązywać nawet wtedy, kiedy nie dotyczą jego. Oczywiście bez przesady, bo nie lubi wtykać nosa w nie swoje sprawy. Jest ostrożnym i rozważny osobnikiem. Niezbyt lubi ryzyko, woli działać pewnie i na przeprostki. Bardzo pokorny i prosty, potrafi prawdziwie cieszyć się z czyjegoś szczęścia. Przyjazny, z doświadczeniem. Z chęcią pomaga i udziela rad. Głęboko w duszy często bywa dumny że swoich rówieśników. Niezwykle łagodny względem przyjacieli, raczej ostry dla obcych bądź wrogów. Warto zaznaczyć, że Azzer w razie czego potrafi być stanowczy. Potrafi waoczyć o swoje do upadłego.
Żywioł : Nekromancja, Czas i Umysł.
Moce :
Osłona Duszy, Ciała i Umysłu (aura).
Azzer ma na sobie trzy tarcze - dwie nie do zniszczenia. Mianowicie
-Tracza Duszy, która sprawia, że Wilk nie może zostać Opętany, nie można wykraść jego duszy, ani przejąć po niej miejsca. Tej tarczy nie da się zniszczyć.
-Tarcza Umysłu, dzięki której nikt nie może wykraść z Azzera potrzebnych mu informacji. Ta tarcza jest niezwykle potrzebna, gdyż Azzer ma nie małą wiedzę. Dzięki tej tarczy nikt nie może manipulować jego umysłem. Tarcza nie do zniszczenia.
-Tarcza Ciała, która blokuje trzy pierwsze ataki bądź zaklęcia rzucone na Azzera. Regeneruje się po przesłaniu, bądź po 12 godzinach. Możliwe jest zniszczenie tej tarczy.
Przywoływanie różnych duchów.
Wielka, ogromna wiedza.
Reszta związana z żywiołami.
Umiejętności : Nie te lata. Brak.
Rodzina : 
Zenä - matka Azzera. Nie żyje, oczywiście.
Runeo - ojciec Azzera. Nie żyje, oczywiście.
Piten - starszy brat Azzera. Nie żyje, oczywiście.
Tynua - starsza siostra Azzera. Nie żyje, oczywiście.
Okaneu - młodszy brat Azzera. Nie wiadomo czy żyje, oczywiście.
Zakochany w : Za stary.
Partnerka : Za stary.
Ex : Po mimo tych osiemnastu wiosen, Azzer nie miał nigdy partnerki. To nie dla niego.
Potomstwo : Oj, chyba się nie doczekam.
Aparycja : Azzer jest wysokim, ale na starość chudym wilkiem. Ma małe, niebieskie oczy, czarny nos i puszyste futro na klatce piersiowej. Grzbiet ma szary, a brzuch jaśniejszy, zbliżony do białego. Uszy stojące, prawe skierowane w prawą stronę, a lewe w lewą. Od nosa, przez grzbiet, aż po czubek ogona ciągnie się cienka, jasna linia.
Jako człowiek
Siwe włosy i siwa, wręcz Biała broda. Jako człowiek ma już fioletowo-szare oczy. Zamiast zwykłego ubrania odziany jest w długi, fioletowy płaszcz przepasany grubym, białym sznurem. Raczej wysoki i szczupły, nie chwaląc się wygląda na 60 lat.
Historia : Długo by opisywać całe 96 lat, więc napiszę w skrócie.
Demeter urodził się jak człowiek, można by rzec w średniowieczu. W pewnym domu. W grupie mieszczaństwa. Jako dzieciak był niezwykle silny, zaczęli go uczyć walki wręcz. Posługiwał się szablą, albo mieczem, ale zawsze bronią białą. Pewnego dnia, podczas przechadzki po lesie, nieświadomie uratował dziewczynę wywodząca się że szlachty. W podzięce za to, pewien szlachcic postanowił wyprawić Demetara na dowolne zajęcia. Demeter miał do wyboru naukę walki wręcz, naukę strzelania z łuku bądź kuszy i naukę - po prostu naukę. Jako, że ten młodzieniec chciał zostać rycerzem, miał zamiar wybrać walkę wręcz oraz właśnie bronią na koniu. Jednakże szlachcic zdziwiony tak szybko podjętą decyzją, dał mu jeden dzień do namysłu. Ni stąd, ni stamtąd, w dniu, w którym Demeter miał podjąć ostateczną decyzję, odwiedził go duszek. Raczej jego głos.
- Pamiętaj, wybierz to, co chcesz. Nie kieruj się sławą, ale duszą. Rycerstwo? Śmiałbyś zabijać tyłu ludzi?
Głos był na tyle przeraźliwy, że Demeter odruchowo uderzył pięścią za siebie. Nikogo tam nie było. Chłopiec uświadomił sobie, co przed chwilą miało miejsce, a słowa duszka tkwiły w jego pamięci przez dłuuugie lata. A także przez następny dzień. Młodzieniec przejęty słowami, ku zdziwieniu matki i ojca, wybrał ścieżkę mędrca. Zdołał tylko usłyszeć ten sam przenikliwy głos :
„dobrze...”
Demeter najlepiej w całym kraju zdał końcowy egzamin, uzyskując przy tym dużo wiedzy. Jednak ów wiedzy on nadal łaknął, pragnął, żądał. Pewnego dnia, w podzięce za tą całą uczelnię, udał się do miejsca uratowania dziewczyny. Do lasu. Siedział trochę na ziemi patrząc to tu, to tam, aż nagle ujrzał wilka. Nie byle jakiego wilka. Wilk był duży, ogromny, w życiu takiego nie widział. W życiu nie widziałem wilka. Chciał uciekać, ale wielka niewiadoma moc go zatrzymała.
- Nie uciekaj, synu. - rzekł spokojnym tonem wilk.
- Synu?! - wykrztusił Demeter.
- Myśl co chcesz. Nie jestem twoim ojcem, ale kobieta, którą uznawałeś za swą rodzicielkę, nie jest toją matką.
- Mam wierzyć? Gadającemu wilkowi?!
- Uwierzyłeś badającej duszy. Mi nie uwierzysz? To ja ją wysłałem. A teraz podążaj za tym duszkiem. Zaufaj mi.
Nim Demeter zdołał coś więcej powiedzieć, Wilk rozpłynął się w powietrzu. Niego zastąpił duszek, który bez niczyjej zgody, obleciał Demetara dookoła, zamieniając go w wilka.
- To twoja prawdziwa postać. Postać wilka. A to twoi rodzice. Zenä i Runeo. I bracia. I siostra. Nazwij ich jak chcesz. - wyszeptał duch. A potem ufając mu niezmiernie, młodzieniec ruszył za duszkiem. Dotarli do mędrca. Wielkiego czarodzieja. Człowieka. Demeter za namową duszka brał u niego lekcje. Duszek również uczył go wielu rzeczy min. jak polować. Chłopiec prędko dowiedział się, iż ów duch ma na imię Orrit. Chłopiec pozostał u czarodzieja całe 5(wilczych) lat nie myśląc o rodzinie. Orrit powiedział mu, że ma na imię Azzir. Że jest Wilkiem Wiedzy, a tamten duży Basior był Panem Wiedzy, najmądrzejszym wilkiem na świecie. Po wszystkich naukach, Azzer wyruszył w świat. Zatrzymał się w pewnej watasze, gdzie wkrótce wybuchła wojna. Walczył z przyjaciółmi, na wrogów. Parę razy został ciężko ranny. Zapanował głód, a wojna trwała. Nawet pewna epidemia zaatakowała watahę. Azzer cudem uszedł z życiem. Przeżył dużo wojen. W sumie to było 8. 8 wielkich wojen. Cudem żyje. Duszek nie chcąc żyć w niepewności, wybłagał u jakiegoś zdolnego Wilka Czasu, by ten przeniósł Azzera w bezpieczne czasy. Tak się stało, a zapłatą miała być bezinteresowna pomoc każdemu że strony Azzera. Azzer pomagał. Duszek nadal go uczył. I uczy do dziś.
A Azzer po pewnym czasie, w sumie długim czasie, dotarł tutaj. I tutaj postanowił spędzić dwa pozostałe lata swojego życia.
Ciekawostki : Jeżeli Azzer przestanie pomagać innym, po prostu obróci się w pył.
Towarzysz : Orrit.
KW : 100
Inne Zdjęcia : -
Ludzkie Zdjęcie : 1
Sterujący : Tobimadaraork

Od Nymerii C.D. Makoto

Patrzyłam na odchodzącego wilka. Z cichym jękiem, podniosłam się dopiero, gdy dźwięki jego kroków ucichły. Najlepiej, by nie znalazł mnie w tej jaskini po powrocie. Podniosłam Igłę z podłoża i wsunęłam ją za pas. Sztych musnął skórę na tyle, by z mojego pyska wydobył się cichy pisk. Kulejąc i klnąc z niemiłosiernego bólu, wyszłam z groty i ruszyłam w las, chcąc spocząć pod którymś z większych drzew.
Szukając odpowiedniego schronienia, usłyszałam ciche, ale niezrozumiałe dźwięki. Wszystko to zagłuszał szum drzew, dźwięki innych zwierząt i okoliczny strumień. Ktoś mógł walczyć, kłócić się, ewentualnie alpha wziął siłą jakąś samicę. Nie chciałam w to ingerować, dlatego po chwilowym przystanięciu, kontynuowałam poszukiwania z jeszcze większym uparciem.
Ostatkami sił, kilka razy padając na ziemię, dotarłam do odpowiedniego drzewa. Wysokie, z potężną koroną, wyglądało wprost idealnie. Wyjęłam zza pasa miecz i wbiłam go w ziemię, kładąc się na boku, tuż obok niego. Zamknęłam oczy, wracając myślami do kłamstwa. Stwierdziłam, że nazywam siebie Ja, nie pamiętając swego prawdziwego imienia. Zasugerowałam też, że żyję bardzo długo, że widziałam, jak najbliższe mi osoby po prostu znikają z dnia na dzień. Prawdą było jedynie to, że obserwowałam śmierć bliskich - na moich oczach spłonął mój ojciec. Potem tylko słyszałam plotki, iż moich małych braciszków ścięto, gdy powrócili do Winterfell, iż starsza siostra zniknęła i uznawano ją za zmarłą. Byłam pewna jedynie jednej śmierci - najstarszego z braci, który zginął na weselu swego stryja. Tylko głupiec uwierzyłby, że mówiłam prawdę, a kudłacz najwyraźniej był takim głupcem. To tylko potwierdziło myśl, że wilk nie da rady pomóc mi w zemście.
Kolejny krzyk, tym razem wyraźniejszy, brutalnie przerwał moje rozmyślanie i sprawił, że skupiłam się na rozszyfrowaniu słów. Poza niskim rechotem, przepełnionym wzgardą, ktoś wrzeszczał, wyzywając przeciwnika. Jeden przerwał całość, prawdopodobnie rzucając się do ataku. Ciszę przecinało wycie walczących, kolejne wyzwiska. Niski ton głosów sugerował, iż pojedynkującymi są mężczyźni, ale brak szczęku stali wykluczał walkę bronią białą. Mogli walczyć na pięści, albo przebywać zwierzęcych formach i używać magii, by pokonać swego przeciwnika. Zero honoru, bo któż na Północy myślałby o walce sztuczkami? Tam liczył się tylko oręż. Północ zawsze ceniła honor.
Nie chcąc, by zwycięzca skupił swoją uwagę na mnie, wstałam z ziemi, dysząc ciężko. Zdążyłam chwycić okryty skórą trzon miecza, zanim upadłam. Tym razem podniesienie się było zdecydowanie cięższe, ale wykonalne. Dobre kilka chwil męczyłam się z tą czynnością, zanim udało mi się w pełni ją wykonać. Zaraz po sukcesie, odeszłam od drzewa. Starałam się jak najszybciej zniknąć z okolic walki. Pomagając sobie Igłą, powoli oddalałam się od dźwięków pojedynku.

<Makoto?>

Od Sunrise C.D. Spart

- Jeśli chcesz to nie ma problemu. - uśmiechnęłam się. Wyszłam z jaskini, a zaraz za mną Spartakus. Westchnęłam cicho. Zaczęłam rozmyślać. O watasze, jej przyszłości... Ciekawa byłam czy ktoś kiedyś jeszcze dołączy. Uśmiechnęłam się pod nosem i spojrzałam głęboko w las. Wzięłam głęboki wdech. Zapach drzew i cudownych leśnych traw powodował u mnie momentalne uspokojenie. Zamknęłam oczy, chłodny podmuch wiatru znów porwał moją sierść.
Otworzyłam oczy. Byliśmy na miejscu. Zauważyłam pod jaskinią Chevala.
- Hej, Cheval, co tu robisz? - spytałam.
- Spadłem z drzewa... - wyjaśnił.
- Rany, poważnie? - nie dowierzałam. -W porządku. Zaraz się tobą zajmę. - uśmiechnęłam się. Odwróciłam się do Spartakusa.
- Dziękuję za odprowadzkę i, że mogłam u ciebie przenocować. - powiedziałam. - Ja teraz wracam do pracy, zobaczymy się później. - dodałam i pobiegłam w stronę Chevala. Wszedł ze mną do jaskini.

<Spart?>

Od Makoto C.D. Nymeria

Coś mi tu jednak nie pasowało. Odwróciłem głowę za siebie i spojrzałem na waderę. Patrzyła w niebo. Wyraźnie coś było na rzeczy, lecz pomyślałem, że warto było pozostać tym, który coś wie, ale mówi, że nie wie. Oczywiście, prawda była taka, że nie znałem jej przeszłości i teraz nie wiem czy to co powiedziała było prawdą czy kłamstwem. Obawiałem się, że to drugie.
Moja składnia zdań gwałtownie podupada. 
Wyszedłem z jaskini i usiadłem obok niej.
- Idę coś upolować, wracam niedługo. - rzuciłem obojętnym tonem i szedłem przed siebie. Dlaczego nie potrafię mówić normalnie? To znaczy, staram się, ale nigdy mi to nie wychodzi.
Znów wyszedłem na starego, zrzędliwego, bez poczucia humoru gbura...
***
Zaczaiłem się na jelenia i skoczyłem na jego grzbiet. Ugryzłem go w tył szyi. Ten starał się mnie zrzucić, jednak to mu nie wyszło. Zaczął uciekać wraz ze mną na sobie. 
Wstyd nad wstydami.
Jakoś się utrzymałem. Jego poroże przeszkadzało mi w jakichkolwiek czynnościach, jednakże znalazłem w końcu taki moment, że wbiłem kły powtórnie w jego szyję, powodując bolesny upadek. Dobiłem go jednym chapnięciem i zacząłem taszczyć jego ciało do groty, w której czekała Ny... To znaczy Arry. 
Usłyszałem coś w krzakach. Początkowo zignorowałem to, jednak szelesty stawały się coraz głośniejsze i bardziej niepokojące. Chwilę potem poczułem gwałtowną falę uderzenia na swoim ciele. Przypierdzieliłem w drzewo. Uwierzcie, bolało. Syknąłem z bólu, zaciskając zęby.
- I co, Makotuś... Już nie jesteś taki kozak, co? - Ten sarkastyczny głos... Chropowaty... Budzący okrutne wspomnienia... Podniosłem powoli głowę i delikatnie uchyliłem powieki, starając się ocenić, dzięki komu leżę pod drzewem. Zamurowało mnie po tym co zobaczyłem... Mój ojciec... Nieżywy ojciec... Jako człowiek, był napakowany jak mało kto. Szerokie bary, umięśnione i wysokie ciało. 
- Już dawno miałeś być w grobie... - warknąłem. On zaś w odpowiedzi zaczął się głośno śmiać. Chwycił mnie za szyję i przygwoździł do tego drzewa jeszcze bardziej. Przyszedł po zemstę. Byłem tego pewny. 
- Wyszczekany jak twoja matka. To ty powinieneś być tam za mnie. - mruknął. Chwilę potem wisiałem już nad ziemią. Duszony przez jego ogromną dłoń. Rzucił mną kilka metrów dalej. Moje ciało toczyło się po ziemi, obracając się o 360 stopni kilka razy. W końcu zatrzymałem się o kamień.
Dzięki, panie kamień.
Zamknąłem oczy. Taki miał być mój koniec? Nie pozwolę... Nie zginę z rąk ojca. To MOJA walka... I ma zakończyć się MOIM sukcesem.
Wstałem z ziemi, lekko się chwiejąc. Odezwała się rana. Jęknąłem cicho. 
- Jeszcze ci mało? Lepiej się poddaj, bo widząc twój stan to za długo tu nie wytrzy-
- Zamknij się! - wrzasnąłem. Zamilkł. Zapadła grobowa cisza. Tylko szum drzew co jakiś czas się odzywał, przerywając ją. Czułem jak krew wypływa mi z pyska. Czułem jak pulsuje rana. Czułem jak tracę siły, mimo, że po prostu stałem. Czułem jak łapy uginały się pod ciężarem mojego ciała. 
Pot spłynął po moim futrze.
- Wyglądasz jak twoja matka kiedy się z nią żeniłem. Jesteś słaby. Wcale dużo nie oberwałeś, a już nie umiesz się utrzymać. Żałosne. - zaśmiał się. Nie miałem sił zamienić się w człowieka... Nawet nie miałem broni... W sumie... Miałem jedną, ale.. Nie, wolę nie... Zerwałem się do biegu. Nie wiem sam dlaczego. Chciałem go zabić. Znów ta żądza czyjejś śmierci. Znałem doskonale to uczucie. Towarzyszyło mi, kiedy walczyłem z nim cztery lata temu. W tym momencie nic dla mnie się nie liczyło. Wszystko wokół straciło jakikolwiek sens. Liczył się tylko on. On i widok jak zdycha, dusząc się we własnej krwi. Pozostało czekać, kto zaatakuje jako pierwszy. Położył na barku swój długi, żelazny miecz  i zarechotał głośno...

<Nymeria?>