niedziela, 14 sierpnia 2016

Od Nymerii C.D. Makoto

Pomruczałam niechętnie, udając zmęczenie, ale ruszyłam za wilkiem, dosyć szybko dorównując mu kroku. Zainteresowałam go sobą i swoimi zamiarami, których nie miałam zamiaru mu zdradzać, przynajmniej na razie. Nadal zamierzałam grać w tę bezsensowną grę. Grę, którą przed laty nazwałam grą o tron. A w grze o tron zwycięża się lub umiera. Nie ma ziemi niczyjej. Kręciłam, manipulowałam faktami, by tylko zdobyć to, czego potrzebowałam. Tak jest i w przypadku kudłacza.
- Czyżbym był ci do czegoś potrzebny, czy może jestem tak zabójczo przystojny, że się mnie uczepiłaś jak rzep psiego ogona? - zapytał kpiąco, przerywając ciszę. Mimowolnie prychnęłam, jednak za chwilę uśmiechnęłam się nieznacznie.
- Nawet półręki, tudzież półłapy, byłby przystojniejszy od ciebie. - westchnęłam ciężko, wręcz teatralnie. - A potrzebny? Mógłbyś grzać me łoże w nocy, ale tak się składa, że nie posiadam łoża. - zaśmiałam się cicho.
Kudłacz nie odpowiedział, przynajmniej na razie, i rozejrzał się dookoła. W końcu, jak stwierdził, musiał patrolować tereny.
- Potrzebny, w innym sensie. Nie będę grzał łoża szczeniakowi. - powiedział wreszcie.
- A gdybym była kobietą?
- Nie jestem dziwką.
Chciałeś powiedzieć kurwą.
- Wybacz, przypominasz mi taką jedną, z Królewskiej Przystani. - odpowiedziałam spokojnie, zerkając na wilka. Nie reagował, wyraz jego pyska pozostał obojętny.
- W czym jestem ci potrzebny? - zapytał, jakby robiąc mi na złość. Nie chciał zmienić tego feralnego tematu potrzeb.
- Wydajesz się być obeznany w prawach tego świata, nie tak, jak inni. - spojrzałam na niego. Mówiąc o innych, miałam na myśli bękarty alphy. Obie nic nie wiedziały o życiu, jego niegodziwościach.
- Może. - odpowiedział krótko.
- Oboje gramy w tę piekielną grę. - rzekłam, patrząc przed siebie. Miałam gotowy plan na cele, które tak naprawdę nie były moimi. - Pragniemy władzy, nawet tej pozornej. Chcemy miażdżyć swych wrogów, zabijać ich podstępem. Dlaczego też nie uczynimy tego temu zawszonemu alphie? Sączymy truciznę do jego jedzenia, poderżniemy gardło we śnie. I te jego bękarty. Tą małą możemy udusić, większą zaś pokonać w walce. Skończą nędznie, tak jak zaczęli.

<Makoto?>

Od Makoto C.D. Nymeria

Ten jej uśmieszek zaczął z jej strony mnie powoli przerażać. Nie żebym się bał.
- Nie znam się na kobietach. - rzuciłem szczerze. Nie żeby była to prawda. A może jednak była. Spojrzałem jej w oczy i westchnąłem ciężko. Nie wiedziałem czy powinienem jej się przedstawiać czy też nie. Wydawała się nieco podejrzana... Jak każdy obcy dla mnie, w sumie.
- Arry to twoje człowiecze imię czy może masz inne jako wilk? - spytałem. Wadera przeszyła mnie wzrokiem.
- Domyśl się. - wyszczerzyła swoje białe kły. Zaczęła mnie denerwować, ale nie dałem tego po sobie poznać. Rzadko kiedy okazywałem emocje. Nawet mój brat stwierdził kiedyś, że mój wyraz twarzy był niezmienny, niczym posąg. Wstałem z ziemi, wymijając ją.
- Chodź, nie chce mi się siedzieć. Pogadamy w drodze. Poza tym chyba jestem na patrolu.- zadałem. Tak, "chyba". Mruknęła coś niezadowolona pod nosem. Ale kogo to obchodziło? Nie musiała wcale iść. Zapomniałbym o niej, gdyby tylko teraz sobie poszła. Po chwili usłyszałem dreptanie za sobą.
- Czyżbym był ci do czegoś potrzebny czy może jestem tak zabójczo przystojny, że się mnie uczepiłaś jak rzep do psiego ogona? - zakpiłem. Arry, jak się przedstawiła, prychnęła i dotrzymała mi kroku. Ciekawy byłem czy ją zgasiłem, czy może dalej się chciała bawić. Intrygowała mnie swoim zachowaniem, lecz nadal była nieco podejrzana. Nie byłem tak głupi jak te półgłówki z watahy. A szczególnie ta mała. Wyszczekana, wkurzająca.. Mógłbym tak wymieniać do rana. Głupie dzieci.

< Nymeria? >

Od Nymerii C.D. Makoto

Podążałam za nim, częściowo chcąc, by zwrócił na mnie uwagę, a częściowo po to, by dowiedzieć się, gdzie zmierza. Po częściowej wiedzy na temat jego natury, wydawał się być przydatny. Przede wszystkim, nie zaczął drżeć i jąkać się na widok ostrza na jego gardle.
- Dlaczego za mną idziesz? - zapytał w końcu.
Żeby cię poznać, wydajesz się przydatny, kudłaczu.
Nie odezwałam się ani słowem, uparcie idąc za nim. Co rusz wzdychał i prychał, to ciężko, to teatralnie, niczym jeden z pieców w kuźni. Stopniowo zbliżałam się do wilka, by ostatecznie ruszyć w las. Zdawało mi się, iż zmierza w stronę tych częściej zwiedzanych terenów, będąc najwyraźniej znudzonym moją malutką osóbką. W lesie mogłam znaleźć wiele ścieżek, czy to wydeptanych przez towarzyszy, czy przez inne zwierzęta, w większości stanowiące nasze ofiary. Kryjąc się za ogromnym, powalonym już pniem, oczekiwałam na pojawienie się samca.
Słysząc jego kroki - nieco ciężkawe, ale jednocześnie szybkie - wyskoczyłam zza drewnianego muru. Wylądowałam przed kudłaczem, wyglądającym na zdziwionego, ale i zdenerwowanego.
- Rany, kobieto. Czego ode mnie chcesz? - zapytał z wyraźną irytacją w głosie. Patrzył prosto w moje oczy. Nawet nie zamierzałam spuszczać wzroku, uciekać nim.
- Tak właściwie, to nie jestem kobietą. - odpowiedziałam, siadając na ziemi. Sztych miecza wbił się w ziemię. - Jeszcze nie zakwitłam. - uśmiechnęłam się lubieżnie.
- Więc jak mam cię zwać? - zadał kolejne niewygodne dla mnie pytanie. - Kim jesteś?
- Nikim. - odpowiedziałam natychmiastowo, wręcz machinalnie. Basior zacisnął szczęki, co stało się widoczne, dzięki wyostrzonych liniach wzdłuż pyska.
- Nie graj ze mną w swe nędzne gierki, samico. - mruknął, również siadając. Rzeczywiście mi się przyda - jeśli jest silny, w walce, a jeśli tak biegły w rozmowie, jak mi się wydaje, na pewno otworzy kilka pysków. Musiałam tylko znać jego imię i zamiary, co już nie było tak łatwe, jak śledzenie go. Nie należał do miłych, przychylnych i łatwych do manipulacji, w tym różnił się od pozostałych towarzyszy.
- Więc kim jesteś? - ponowił pytanie. Kolejne złe w swej prostocie.
- Musisz się dowiedzieć. - westchnęłam, chwytając w zęby głowicę miecza. Nie wyciągnęłam go zza pasa, jedynie przygryzłam skórę, która zabezpieczała żelazny trzon. Chwilę po tym, wyprostowałam się, podnosząc. Sztych Igły uciekł z objęć ziemi, niespodziewanie szarpiąc mym prawym bokiem. Zaklęłam pod nosem. Kudłacz również wstał.
- Jak mam się dowiedzieć, skoro nie chcesz mi się przedstawić? - wymruczał, unosząc spojrzenie ku górze.
- Arry. - odpowiedziałam, przypominając sobie historię związaną z tym imieniem. Byłam podczaszym lwiego lorda.
- A teraz, czego ode mnie chcesz?
- A czego może chcieć samica od samca? - ponownie uśmiechnęłam się lubieżnie.

<Makoto?>

Od Makoto C.D. Nymeria

Wywróciłem teatralnie oczami.
- Przechodziłem, bo dołączyłem z dobre pół godziny temu do tej śmiesznej watahy. I tak nie mam nic lepszego do roboty. Życie jest krótkie i nudne. - wyjaśniłem. - A teraz złaź. Nie mam czasu na głupoty... - burknąłem. Wilczyca, o ile można było ją tak nazwać zeszła ze mnie chowając swój miecz. Wyglądała na zdenerwowaną. Najwyraźniej jej w czymś przeszkodziłem. Ale nie była to moja wina, bo nie wiedziałem co robi ani, że tu jest, toteż nie było sensu w ogóle pogłębiać tematu ani przepraszać.
Wstałem z ziemi, otrzepując się. Spojrzałem na wilczycę i westchnąłem, kierując po chwili wzrok na niebo. Zachodziło słońce. Bez słowa zaczynałem odchodzić. Usłyszałem za sobą kroki.
- Dlaczego za mną idziesz? - spytałem nawet na nią nie patrząc. Nie odpowiedziała. Szła dalej, tym samym chcąc zmusić mnie, bym na nią spojrzał. Nie zrobiłem tego. Nie było to w moim stylu. Prychnąłem krótko i szedłem dalej. Kroki nie cichły. Wręcz przeciwnie. Jakby się tylko zbliżały. Nie miałem ochoty na żadne rozmowy... Przez chwilę miałem wrażenie, że to kolejna wkurzająca i natręta wadera. W końcu nie słyszałem już kroków. Może sobie w końcu poszła i dała spokój? Ciekawie by było. Wzruszyłem ramionami (uznajmy, że tu fizyka mu na to pozwalała) nie zwalniając. Nagle wadera pojawiła się tuż przede mną.
- Rany, kobieto. Czego ty ode mnie chcesz? - zapytałem poirytowany sytuacją, czekając na odpowiedź. Uchwyciliśmy kontakt wzrokowy. Tym razem już nie miałem zamiaru jej odpuścić tego pytania.

< Nymeria? >

Od Kazana CD - CDN

- Witaj Dallas.- Powiedziała Mabh podchodząc do mnie.Ucałowałem jej dłoń i uśmiechnąłem się.
- Witaj mamo.- Powiedziałem.
- Dallas trzeba narąbać drewna, dach przecieka i ....- Wyskoczyła na mnie Rowena ale od razu zamilkła gdy tylko zobaczyła Jay'a.
- Zaraz się tym zajmiemy.- Powiedział z uśmiechem.
- Roweno daj Eileen nacieszyć się mężem.- Powiedziała Mabh. Uśmiechnąłem się i cmoknąłem Eileen w policzek.
- Im szybciej się tym zajmiemy tym szybciej skończymy.- Powiedziałem i wyszedłem po drabinę. Szybko załatwiliśmy sprawę dachu i porąbaliśmy drewno na opał. Pod koniec dnia Jay układał się już na ziemi koło pieca. Zastanawiałem się kiedy wreszcie oświadczy się Rowenie. Widać było że nie tylko ona mu się podoba ale i on jej. Po kilku minutach i ja udałem się na spoczynek wraz z Eileen. Moja żona szybko zasnęła. Ja również w błyskawicznym tępię zasnąłem.

CDN

Od Kazana Cd Lacie

- Przyjdź wieczorem. Poznasz kilku wojowników.- Powiedziałem i uśmiechnąłem się.
- Ilu jest wojowników?- Zapytała po chwili wadera.
- Pięciu. Ty, Spartakus, Midnight i Xorax.
- A piąty?
- Ja.- Powiedziałem i spojrzałem za siebie.
- Spartakusa i Modnight miałam okazję poznać ale kim jest Xorax?
- Moim synem.
- Masz partnerkę?
- Nie. Xorax a także reszta moich szczeniąt jest dziećmi różnych matek. Nie mam aktualnie partnerki.
<Lacie?>

od Lacie C.D. Kazana

- Hm? - oderwałam wzrok od małej, dwukolorowej rybki, która podpłynęła niebezpiecznie blisko mojej łapy i którą spłoszyłam, przestępując z łapy na łapę. - Trening wojowników? Kiedy?
- Dzisiaj wieczorem. - odpowiedział krótko. Miałam tyle szczęścia, że wiedziałam dokładnie gdzie takowe szkolenia mają się odbywać. Zdążyłam już zwiedzić sporą część terenów watahy, ale były wielkie i nadal skrywały wiele tajemnic. Byłam ciekawa naprawdę wielu miejsc, ale ciągle wahałam się, że pomimo dobrej orientacji w terenie się zgubię. Może jutro.
- Chętnie podszkolę się u kogoś. Odkąd pamiętam, sama dbam o swoją kondycję. - powiedziałam cicho. Tępo przyglądałam się swojemu odbiciu w wodzie, wpatrując we własne dwukolorowe oczy. Basior też miał różnobarwność tęczówki. Podobno to dość rzadka mutacja. Zdecydowanie urokliwa.
Bałam się jedynie, że zacznę się popisywać i wyjdę na idiotkę. Jak praktycznie zawsze. Na mój pysk wpłynął cwaniacki uśmieszek, kiedy przypomniałam sobie, jak bez trudu pokonałam dwa zaczepiające mnie ostatnio wilki. Wcale nie taka bezbronna. W końcu moim żywiołem była wojna.

< Kazan? >

Od Nymerii C.D. Makoto

Zaraz po zetknięciu z alphą watahy, czmychnęłam do jednej z mniejszych jaskiń, która leżała daleko od zaludnionych terenów. Stado, do którego udało mi się dołączyć, miało zostać jedynie miejscem, gdzie nabiorę sił. Nie zamierzałam przywiązywać się do żadnego z nowo poznanych towarzyszy, a tym bardziej zostawać tu do końca swych dni. Nadal chciałam zabić tych, których imiona szeptałam co noc. Do tego celu, poza ćwiczeniami fechtunku, zdecydowanie pomoże mi stanowisko, które wybrałam - cichociemna. Bo cóż lepiej przygotowuje do podstępnych zabójstw, niż takie właśnie zabijanie?
Powtarzając w myślach słowa brata o walce mieczem, podniosłam się z ziemi. Życie jako człowiek, co prawda mierzący pięć stóp, było o wiele łatwiejsze, niż życie jako malutki wilkor. Szybkim, acz pewnym ruchem, wyciągnęłam zza pasa miecz. Uderzaj ostrym końcem. Uniosłam ostrze na wysokość ramienia. Z początku powoli, obróciłam się, stopniowo cofając. Dotknęłam głowicy i unosząc ją, obróciłam broń o trzysta sześćdziesiąt stopni. Trzymając sam trzon, kręciłam Igłą, to na lewo, to na prawo. Zaczynając obracać bronią w lewej ręce, odwróciłam się i znowu zaczęłam cofać, tym razem w stronę tylnej ściany jaskini. Ponownie przełożyłam ostrze, tym razem w prawą dłoń i powtórzyłam czynności, wykonywane lewą. Prawa ręka nadal była słabsza od lewej i ciężko było mi odpowiednio kierować ruchami broni. Poddając się myślom, iż nigdy nie będę miała tak samo sprawnej prawej ręki, przerzuciłam broń do lewej dłoni i uniosłam Igłę na wysokość oczu. Poruszając jedynie nadgarstkiem, obracałam miecz. Następnie, pchnęłam mieczem w pustą przestrzeń. Przed każdym ciosem, stawałam na jednej nodze i cios, raz wyprowadzałam z dwóch rąk, raz z jednej. Na moment złapałam głowicę, by obrócić całym ciałem, ale i po to, by wykonać prowizoryczny młynek. Podczas tego obrotu, udało mi się obrócić całym mieczem. Wracając do pozycji podstawowej, usłyszałam cichy i niewyraźny dźwięk. Wilk. Zacisnęłam pięść. Po raz kolejny ktoś przerwał mój trening. Raz był to ten piekielny wilk, podający się za alphę. Gardziłam nim, ale nie chciałam tego przy nim okazywać - kto wie, może wie, gdzie odnajdę lwiego lorda? Następną osobą, która mi przeszkodziła, była córka tego właśnie basiora, zastanawiająca się, co robię. Nawet nie zapamiętałam jej imienia.
Na moment opuściłam miecz, próbując określić, jak daleko przebywa ode mnie nieznajomy. Zapewne kilka metrów, powinien dotrzeć w zaledwie kilka chwil. Słysząc, iż jest już wystarczająco blisko, uniosłam Igłę na wysokość oczu, ustawiając ją poziomo, i wyskoczyłam z jaskini.
Przede mną stał samiec, rozmiarami przypominającymi raczej dorosłego wilka, niźli wilkora. Niewiele myśląc, szarżując na niego, udało mi się go odepchnąć na kilka metrów. Szybkim ruchem powróciłam na swe dawne miejsce. Uniosłam Igłę na dawną wysokość i obróciłam nią. Ręka mi drżała. Nieznajomy podszedł bliżej, pokazując tym samym, iż nie ma złych zamiarów. Ze świstem, wypuściłam powietrze z ust i włożyłam miecz za pas. Wilk ziewnął przeciągle, leniwie i odwrócił się. Po prostu odszedł, jeszcze raz obrzucając mnie swym obojętnym spojrzeniem. Wbiłam paznokcie w wewnętrzną część dłoni i przemieniłam się w wilkora, na tyle szybko, na ile pozwalały mi resztki sił. Wyciągnęłam miecz zza prowizorycznego pasa ze skóry. Dysząc ciężko, cichym krokiem podbiegłam do niego i, jakby tracąc rozum, rzuciłam się na samca. Udało mi się go powalić i obrócić pyskiem w stronę mojego. Jego ślepia były czerwone. Przycisnęłam łapę do jego piersi, zaś miecz do szyi nieznajomego.
- Co tu robisz?- wychrypiałam. To, co próbowałam zrobić, miało być warknięciem.
- Obecnie? Przygniotłaś mnie i przykładasz mi ostrze do gardła, więc sobie leżę. - westchnął cicho, jednak wręcz teatralnie.
- Co tu robisz? - powtórzyłam pytanie, coraz mocniej przyciskając ostrze do jego gardła. Nawet, gdyby mnie zrzucił, zdążyłabym uskoczyć przed ewentualnymi ciosami i może udałoby mi się je skontrować.

<Makoto?>

Od Kazana Cd Lacie

Postanowiłem wyjść na spacer. Zanim jednak na owy się udałem poszedłem nad jezioro napić się wody. Z oddali dostrzegłem Lacie, która przyglądała się czemuś w wodzie, prawdopodobnie rybom. Napiłem się wody i lekko zmoczyłem sierść. Następnie skierowałem swe kroki w stronę wadery.
- Jak samopoczucie?- Zapytałem.
- Dobrze.- Odparła wadera uśmiechając się lekko.
- Powiadomił Cię ktoś może o treningu wojowników?- Zapytałem spoglądając w słońce.
<Lacie?>

od Lacie

Jak to ja, szłam sobie powolutku, swoim spacerowym i potreningowym tempem z wysoko uniesioną głową. Jak to na wilka przystało, poruszałam się bezszelestnie. Już się do tego przyzwyczaiłam i nie sprawiało mi to najmniejszych kłopotów.
Przedarłam się przez las, kończąc swą krótką wędrówkę dokładnie przy jeziorze. Zauważyłam również Kazana, alphę, który stał kilkanaście metrów dalej. Pozdrowiłam go krótko skinięciem głowy.
Podeszłam do tafli jeziora i schłodziłam łapy w wodzie. Stojąc tak nieruchomo, zaczęłam przyglądać się rybkom, które pływały sobie w tym małym zbiorniku. Nie byłam głodna, przynajmniej nie teraz. Tylko obserwowałam. Nic poza tym, nic nadzwyczajnego.
Co jakiś czas zerkałam na czarnego basiora, lekko niepewna, ten jednak pił wodę.

< Kazan? Brak pomysłu ;< >

Od Xoraxa Cd Spart

- A co z resztą rodziny?- Zapytał wilk. 
- Młodsi bracia Thanatos, Lex, Lor i Whyko. Oraz siostry Sunrise i Midnight. Jedną matkę mają jedynie Lex, Lor i Whyko a reszta każdy ma inną. 
- A co z twoją?
- Nie żyje. Od dawna?
- Czterech lat. 
- To jak się to stało że Kazan ma tyle szczeniąt? 
- Eliksir miłosny. Moja matka podała go ojcu. Nie wiedział o moim istnieniu.- Powiedziałem.
- Nigdy nie mogłem jej tego wybaczyć.
< Spart?> 

Od Kazana

Chodziłem zamyślony po terytorium. Xorax wreszcie się pojawił więc mogłem na kilka dni zniknąć. Odnalazłem syna dość szybko.
- Xor chciałbym gdzieś iść...- Zacząłem.
- Wiem a ja w tym czasie mam grzecznie siedzieć na zadku i Cię kryć.- Powiedział i ziewnął.
- No właśnie tak.- Powiedziałem.
- Dobrze tatku. Będę Cię krył.- Powiedział.
- Dzięki. Jak co wiesz gdzie mnie szukać.- Powiedziałem i pognałem do lasu. Bardzo pilnowałem się żeby nikt mnie nie widział. Jay zabezpieczał teren. W końcu byliśmy na tyle daleko że nikt nie mógł już nas widzieć. Przemieniliśmy się w ludzi.
- Eileen będzie Ci głowę suszyć. Długo Cię nie było.
- Wiem.- Powiedziałem i wyszedłem z zarośli. Po chwili z chaty wybiegła Eileen. Od razu zarzuciła mi ręce na szyję i zasypała twarz pocałunkami.
- Dallas czemu tak długo Cię nie było? Drwale wrócili dwa dni temu a Ciebie nie było. Myślałam że coś Ci się stało.
- Złapałem lepszą pracę po drodze.- Powiedziałem i podałem jej mieszek złotych monet. Tak na prawdę sam je zrobiłem.
- Nie wiem jak my sobie radziłyśmy bez Ciebie.- Powiedziała. Skwitowałem to pytanie jedynie uśmiechem. Wziąłem ją na ręce i wniosłem do chaty. Po chwili pojawiła się matka Eileen.

CDN

od Lacie C.D. Sparta

Wataha Alphy była ogromna! Chwilę stałam, zachwycając się nią. Po chwili podszedł do mnie basior, który na pewno był tutaj przywódcą. Nigdy nie widziałam tak wielkiego wilka. Zazwyczaj ciężko było mi znaleźć kogoś mojego wzrostu, a tu bum! Jednego dnia i Spart, między którym a mną była niewielka różnica, i Alpha, Kazan, o którego wielkości nawet się nie wypowiem. Sam on zaś okazał się opanowaną, miłą, aczkolwiek stanowczą osobą. Opowiedział troszkę o watasze, pokazał mi jaskinie. Jako miejsce zamieszkania wybrałam tą numerem pięć. Ciekawe, czy będę miała kiedyś współlokatorkę? Albo współlokatora? Chyba wybiegam w przyszłość, choć, z tego co się dowiedziałam, wataha rozrastała się w szybkim tempie. To dobrze. Jestem ekstrawertykiem.
Podziękowałam alfie i pożegnałam się, a następnie wybiegłam przed jego jaskinię. Okazało się, że Spart na mnie czekał, a przecież minęło tyle czasu...
Zapytał mnie o tom którą jaskinię wybrałam. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, wyznając, że nie mogłam się zdecydować, bo wszystkie były cudne. Wkrótce zaproponował mi kolację; dopiero na wzmiankę o jedzeniu zauważyłam, że jestem naprawdę głodna.
- Tak. Chętnie. - westchnęłam, mrużąc oczy i wystawiając pysk w stronę słońca. - Nie orientuję się jeszcze, gdzie są tu dobre miejsca na łowy. Przy okazji mnie oprowadzisz. - zadeklarowałam i ruszyłam prosto przed siebie.
- Ale to nie w tą stronę...
- Aaaaa, okay. - wróciłam się błyskawicznie, tym razem patrząc jednak, gdzie idzie Spart i uśmiechając się głupkowato. Dlaczego takie coś przytrafia się akurat mi? Niezdara i sierota życiowa.

< Spart? >

Od Spartakusa do Xoraxa

Zaczęliśmy chodzić po terenach. Na razie nie odzywaliśmy się.
- To...długo już tu mieszkasz? - zapytał Basior.
- Nie. Krótko trzy dni. Czyli ty jesteś synem Alphy? - skinął tylko łbem. Zacząłem mu pokazywać jaskinie i tego typu.

Xorax?  brak weny 

Od Sparta C.D Sunrise

- Owszem - również się położyłem. Byłem taki najedzony.
- To teraz i powiem - zadecydowała. Ja jak oparzony wstałem.
- Co? Nie musisz - odparłem poważnie. Jeżeli ona nie chcę to nie będę jej zmuszać.

Sunrise?

Od Sunrise C.D. Spart

- Nie mów tak. - szepnęłam. Powstałam z ziemi. - Chodźmy coś zjeść, potem wszystko ci wytłumaczę, co ty na to? - On tylko skinął głową i również powstał. Ruszyłam przed siebie. Kiedy upolowaliśmy już przypadkowego jelenia, zjedliśmy go razem. Oblizałam się po posiłku i położyłam się na plecach.
- Rany, ale się najadłam. - rzekłam po chwili.

<Spart?>

Od Kazana Cd Spart

- Spart skoro tu jesteś i znasz mniej więcej tereny pokaż je Xoraxowi.-Powiedziałem z uśmiechem.
- Trochę pozwiedzałem ale dobry pomysł.- Przyznał Xorax.
- Może się zaprzyjaźnicie.- Powiedziałem i uśmiechnąłem się.
<Spart?>
szło, szło i zdechło

Od Makoto

Chodziłem po leśnej polanie. Było nudno. Jakoś miałem przeczucie, że wtargnąłem na czyjeś terytorium, ponieważ czuć było tu różne zapachy, nieznajome mi nigdy dotąd. Przystanąłem i rozejrzałem się, orientując się gdzie jestem. Gdybym spotkał alphę, mogłoby być ciekawie. Nagle usłyszałem powarkiwania. Przybrałem pozycję bojową. Zza krzaków wyleciała jakaś mała, jasnowłosa wadera. Myślałem, że będzie gorzej.
- To terytorium jest zajęte! - warknęła. Jakbym się jej bał.
- Idź, dziecinko, bo sobie krzywdy zrobisz. - mruknąłem. - Gdzie masz matkę?
- Nie mam matki. Mam ojca i siostrę. - prychnęła. Nie odezwałem się. Nie było sensu rozmawiać z jakimś karłem. Nawet nie sięgała mi do połowy łap. Nagle coś powaliło mnie na ziemię. Czyżbym stracił czujność? Zrzuciłem szybko z siebie ciężar. Czarny wilk. Był ode mnie wyższy. Jednak nie bałem się go. Nie okazywałem żadnych emocji.
- Co tu robisz? - warknął, najwyraźniej poirytowany moją obecnością.
- Stoję... - burknąłem.
- Jak miało to być śmieszne to ci nie wyszło. - rzekł. Wywróciłem teatralnie oczami i westchnąłem.
- Nie szukam problemów. Podróżuję po prostu i się nudzę całym durnym życiem. - powiedziałem. Basior zmierzył mnie wzrokiem i uspokoił się.
- Jestem Kazan, alpha Watahy Księżycowych Wędrowców. - przedstawił się dumnie.
- Żałosna nazwa. - prychnąłem.
- Jak ci nie pasuje to możesz iść, tam jest ścieżka. - wskazał. Zignorowałem to co powiedział. Po chwili zwrócił się do tej małej obok, każąc jej iść pomóc jakiejś Kiiyuko.
- Macie jakąś robotę? - spytałem.
- W jakim sensie?
- Stanowisko, które by mnie nie nudziło. - wyjaśniłem i spojrzałem mu w oczy.
- Jest obrońca, strażnik, medyk, morderca, szpieg, wojownik, tropiciel...
- Strażnik? - przerwałem mu.
- Ano.
- Mogę je przyjąć, i tak nie mam nic lepszego do roboty... - usiadłem i przekręciłem szyją.
- Czyli mam rozumieć, że chcesz dołączyć?
- Ta, czemu nie...
- W porządku. Tylko polecam się nauczyć szacunku do alphy. - rzucił w odchodne. Zniknął za krzakami, z których wcześniej wyszedł. Pokazałem mu język. Wiedziałem, że tego nie widzi. Podniosłem się z ziemi i zacząłem iść przed siebie. Nawet nie wiedziałem, gdzie idę i gdzie kończą się te terytoria... Więc musiałem tak czy siak iść potem do tego pana wszechmocnego. Po niekrótkim czasie, poczułem jakiś specyficzny zapach. Ciekawość mną górowała. Ów woń zaprowadziła mnie do niewielkiej groty. Zapach nasilał się. Już miałem wejść do środka, kiedy nagle z niej wyskoczył człowiek. Popchnął mnie kilka metrów dalej. Przybrałem pozycję bojową. Nieduża osóbka. Krótkie, brązowe włosy, a na bogatą nie wyglądała. Bardziej obawiałem się jej uzbrojenia. Była gotowa do walki. Stała z mieczem w ręku. Wyraźnie myślała, że nie miałem dobrych zamiarów. Prawda była inna, jednak rozumiałem jej podejście. Zabawnie wyglądała. Podszedłem bliżej pokazując, że nie mam wrogiego nastawienia. Ta zaś opuściła miecz i westchnęła. Ziewnąłem przeciągle. Postanowiłem wracać. Spojrzałem jeszcze raz na dziewczynę, która wciąż mnie obserwowała i poszedłem przed siebie. Dosyć powolnym krokiem jak na mnie. Dziwna dziewucha. Jednakże, silna. Trza przyznać.

<Nymeria?>

Od Sparta C.D Kazana

- Em...Kazanie kto to? - skinąłem głową w stronę nowo poznanego basiora.
- Jestem Xorax - przedstawił się wyciągając w moim kierunku łapę. Uścisnąłem ją.
- A ja Spartakus. Można mówić mi Spart.
- To mój syn Xorax - wyjaśnił z uśmiechem. Chyba się cieszył. Och ile ja bym dał by odnaleźć matkę. A może kiedyś się to uda...Zamieszkałaby z nami...Nagle przypomniało mi się gdzie jestem. Nie za bardzo wiedziałem co począć.
- Em...To ja już pójdę Alpho. Chyba nie jestem już potrzebny - ukłoniłem się nisko.

Kazan?

Od Kazana Cd Spart

- To dobrze.- Powiedziałem. Rozejrzałem się dookoła. Byliśmy blisko domu Eileen. Zbyt blisko. Nie chciałem by ktokolwiek o niej wiedział. Mój sekret znają tylko Jay i Xarox. 
- Może stąd chodźmy? Nie jest tu zbyt bezpiecznie. Ludzie często tu polują.- Powiedziałem. Odeszliśmy kilkaset metrów od tego miejsca. 
- Poznałeś kogoś?
- Tak Sunrise i Lacie. - Powiedział a po chwili stanął tak jakby coś zobaczył. 
- Kto to?- Zapytał wskazując między drzewa. Stał tam wilk patrzący w naszym kierunku. Po kilku chwilach wilk był koło nas. 
- Witaj ojcze.- Powiedział kłaniając mi się. Po chwili kiwnął głową również w stronę Spartakusa. Uśmiechnąłem się. Xorax wreszcie tu dotarł. 
<Spart?>

Od Sparta C.D Lacie

Ruszyliśmy więc. Miło,że do watahy dołączyła kolejna wadera. Szybko znaleźliśmy się w grocie Alphy. Kazan był w środku.
- Zostawię cię - potem odszedłem. Czekałem trochę. Pewnie wyszli tylnym wyjściem i Kazan pokazał jej jaskinie. W końcu znowu zobaczyłem waderę. Zdziwiła się mnie widząc.
- Cały czas czekałeś?
- Cały czas - zgodziłem się - Jaką masz jaskinię.
- 5,a ty?
- 2. A teraz może zgodzisz się na kolację? - uśmiechnąłem się ruszając przed siebie do jaskini.

Lacie?

Od Sparta C.D Kazan

Minęły trzy dni. Spacerowałem sobie spokojnie po watasze. Dosyć szybko się zaaklimatyzowałem nie powiem. Skoczyłem na kamień który znajdował się obok jeziorka i chlupnąłem do wody. Zanurkowałem,a potem się wynurzyłem. Chwilę się taplałem,a po chwili wyskoczyłem na trawę i się otrzepałem. Wtedy na choryzoncie zobaczyłem Kazana. Podbiegłem do niego i skłoniłem się.
- Dzień dobry Alpho - ten nieznacznie się uśmiechnął.
- Witaj Spartakus. I jak żyje ci się w watasze?
- Bardzo dobrze. 

Kazan?

od Lacie C.D. Spartakusa

Kiedy zauważyłam pochylającego się nade mną obcego wilka, błyskawicznie skoczyłam na równe łapy i znalazłam się w bezpiecznej odległości od niego, przyjmując pozycję gotową do obrony. Błękitne futro basiora połyskiwało w świetle letniego słońca, oczy tego samego koloru, z lekko zwężonymi źrenicami błyszczały. Nie sprawiał wrażenia wrogo nastawionego.
- Spokojnie. Nie bój się. Nic ci nie zrobię. Nazywam się Spartakus, ale możesz mi mówić Spart. - przedstawił się ciepło, a wtedy machinalnie się rozluźniłam. - Należysz do watahy?
- Wataha? Jest tu wataha? - rzuciłam, rozglądając się, ale nie tracąc czujności. Z doświadczenia wiedziałam, że miłe pierwsze wrażenie to nic. Dopiero wtedy przypomniałam sobie, iż należałoby się kulturalnie przywitać i przedstawić. Maskując popełnioną wcześniej gafę szarmanckim wręcz gestem podałam mu łapę, którą przyjął, uśmiechając się promiennie. - Cześć, jestem Lacie. Miło mi poznać. Jesteś alfą? Albo zaprowadzisz mnie do alfy? - dodałam, widząc, że pokręcił przecząco głową.
- Jasne. - powiedział dziarsko. Machnęłam przymilnie ogonem, przekrzywiając lekko łepek na bok.
- W którą stronę?
- Tam. - wskazał. - Chodźmy.

< Spart? >

Xorax

 
Imię: Xorax
Pseudonim: Xor
Człowiek: Aidan Gray imię nadał mu ojciec a nazwisko odziedziczył po nim. 
Wiek: 6 lat posiada nieśmiertelność V stopnia 
Płeć: Basior
Głos: Sabaton (Joakim Broden) 
Stanowisko: Młody Samiec Alpha oraz wojownik
Charakter: - w budowie - 
Żywioł: Ogień, Czas, Życie i Śmierć

Moce: Związane z żywiołami jednak wraz z genami ojca uzyskał większą możliwość panowania nad mocami. 
Umiejętności: Xor jest szybki i silny a także zwinny. 
Rodzina

Yesebel - Matka, którą Xorax bardzo kochał. Nie żyje.
Kazan - Ukochany ojciec Xora. Wilk nie ma mu za złe że zostawił jego matkę. Wie że Kazan nie wiedział o ciąży Yesabel.
Zakochany w: Miłość to ciekawa sprawa. Xor jeszcze jednak jej nie doświadczył.
Partnerka: Brak
Ex: Miał kilka dziewczyn ale nic poza tym. 
Potomstwo: W przekonaniu matki był kobieciarzem ( z uwagi na wielkie podobieństwo do ojca) jednak nie jest jeszcze ojcem (chyba). 
Aparycja: Wysoki, niemal dorównujący Kazanowi basior. 
Historia: Xor urodził się w pewnej jaskini. Był efektem działania eliksiru miłosnego, który jego matka podała ojcu. Xorax wychowywał się pod jej czujną opieką aż do 4 roku życia kiedy to Yesebel zginęła zabita przez pewnego wilka. Xor wściekły chciał zabić przybysza jednak ten zdążył uciec. Xorax cofnął się w czasie i ocalił matkę. Zmarła ona jednak dwa tygodnie później w wyniku choroby. Wtedy Xor poznał najważniejszą zasadę żywiołu czasu "nie można zmienić cudzego przeznaczenia" 
Ciekawostki: Jako jedyny wilk zna sekret ojca. 

Towarzysz: Tristan
KW: Podobnie jak ojciec i siostry ma ich 
Inne zdjęcia: 1 2 3 4 5 6 
Ludzkie zdjęcie: 1
Sterujący: paulinagrzelak01

Od Spartakusa C.D Sunrise

Dalej patrzyłem na wilczyce bez słowa. Czułem się głupio. To ja się zachowałem jak idiota. I jak tchórz. Miałem jej za złe,że coś ją zaatakowało. Poza tym nie musiała mówić. Znaliśmy się ledwo jeden dzień. To ja ją teraz powinienem przepraszać. Nie ona mnie. Jednak stałem. I dalej milczałem. Patrzyłem na nią.
- Proszę - spuściła łeb.
- Nie... - spojrzała na mnie - To ja przepraszam. Jestem durniem. Jeżeli nie chcesz mówić to nie. Wybacz mi - tym razem to ja się pochyliłem.

Sunrise?

Od Kazana Cd Spart

- Dobrze. Chodź pokażę Ci jaskinie.- powiedziałem i poprowadziłem wilka do jaskiń. Obeszliśmy je a na samym końcu zatrzymaliśmy się w środku drogi między nimi.
- Którą wybierasz?
- Tą z numerem 2 powiedział wilk.
- Dobrze. Miłego dnia. Jeśli będziesz chciał poznać wilki zgłoś się do mnie.
<Spartakus?>

Od Sunrise C.D. Spartakus

Posmutniałam. Patrzyłam jak ciało Spartakusa zanika w ciemnościach. W końcu pożarła go całego. Westchnęłam cicho, odwróciłam się i ruszyłam do jaskini. Położyłam się na miękkim legowisku z suchej trawy i ułożyłam głowę na przednich łapach. Łza pociekła mi po policzku. Myślałam, by jutro poszukać Spartakusa i z nim porozmawiać. Głupio wyszło i o tym wiedziałam. Chciałabym być taka jak moja siostra Midnight.. Rozsądna i uczciwa... Zamknęłam oczy, a po chwili odeszłam do świata snów.
***
Promienie słoneczne drażniły moją twarz. Leżałam na boku. Zmarszczyłam nos i położyłam łapę na nim. Słońce nie dawało za wygraną. Zaczęła się wojna na cień i promyki. Po chwili jednak ja odpuściłam i otwarłam czy. Burknęłam coś pod nosem i ziewnęłam przeciągle, rozciągając się na ziemi. Otrzepałam się i wydreptałam z jaskini. Pierwsze co, to chciałam upolować sobie coś do jedzenia. Później miałam plan znaleźć Spartakusa. Idealnie. Pobiegłam wydeptaną przeze mnie ścieżką, mijając różne drzewa, krzewy i inne chaszcze. Uwielbiałam takie poranki. Słonecznie, ciepło, cicho. Spojrzałam na niebo. Błękitne, niekiedy znalazła się na nim mała chmurka. Ptaki radośnie ćwierkały na drzewach. Po chwili gwałtownie się zatrzymałam. Poczułam zapach zająca. Świeżutki... Ruszyłam więc powolnym krokiem za jego zapachem. Doprowadzono mnie do niewielkiej polany. Jednak nigdzie nie widziałam zająca. Zamiast tego ujrzałam sarnę. Czyżbym się pomyliła? Głupi nos. Zaczaiłam się i powoli zaczęłam iść w stronę zdobyczy. Kiedy wyczułam odpowiedni moment, wyskoczyłam prosto na nią. Lecz to co się stało mogłoby zostać zapisane w kronikach watahy. Sarna uciekła, jednak ja doznałam na głowie guza. Otrzepałam się masując środek głowy, jęcząc przez chwilę. Spojrzałam przed siebie w poszukiwaniu źródła uderzenia.
- Spartakus! - Fart mi dzisiaj dopisał. Nie odezwał się.
- Posłuchaj, chciałam z tobą porozmawiać... I... przeprosić cię.. - szepnęłam. Dalej milczał. - Wysłuchaj mnie, proszę... - ponownie położyłam uszy na głowie.

< Spart? :c>

Od Spartakusa C.D Kazan

- Poczekaj - zatrzymałem go. Wilk stanął i spojrzał na mnie swoimi dwu kolorowymi oczyma. Podszedłem do niego bliżej i mocno odchyliłem do tyłu bym mógł go widzieć. Mimo mojego wzrostu to on rzecz jasna górował.
- Chętnie tutaj zostanę. A tak w ogóle jestem Spartakus. Spart.

Kazan?

Od Kazana Cd Spartakus

- Zostań.- Powiedziałem krótko i odwróciłem się.
- Zostań dzień, dwa. Odpoczniesz i będziesz mógł wyruszyć dalej. Ale jeśli chcesz to zostań.- Powiedziałem i ruszyłem przed siebie.
<Spartakus?>

Od Spartakusa C.D Lacie

Spacerowałem sobie po lesie. Była ładna pogoda. Obserwowałem wiewiórki skaczące po drzewach,słuchałem stukanie dzięciołów. Wtedy zobaczyłem,że na polance śpi jakaś wilczyca. Podszedłem do niej bliżej. Nie znałem jej. Nie wiem czy była z watahy czy też nie. Szturchnąłem ją lekko. Ona otwarła powoli oczy i zaczęła się podnosić. Wtedy mnie zobaczyła. Stałem i ciekawie się na nią patrzyłem. Widząc mnie odskoczyła poparzona.
- Spokojnie. Nie bój się. Nic ci nie zrobię. Nazywam się Spartakus ale możesz mi mówić Spart - rozejrzałem się - Należysz do watahy?

Lacie?

od Lacie

Las tętnił życiem. Blade promienie słońca prześlizgiwały się leniwie po chropowatej korze drzew, malując je w rozdygotane, rdzawe cętki. Przywodziły one na myśl małe, żywe iskierki, gotowe zniknąć, gdy zbyt długo zawiesi się na nich wzrok. Gdzieś, hen wysoko, w koronie starego dębu, zakrakała wrona; echo jej głosu potoczyło się po lesie, zupełnie tak, jakby odezwał się nie jeden ptak, ale całe stado. Zastrzygłam uszami i podniosłam głowę, na moment skupiając całą swoją uwagę na otaczających mnie dźwiękach, jednak oprócz regularnego szumu wiatru i cichego śpiewu ptaków, nie usłyszałam nic nadzwyczajnego. Zdecydowanie nie tego oczekiwałam.
 W oddali strzeliła sucha gałązka. Podskoczyłam gwałtownie i odwróciłam się, jakby był to huk wystrzału, a nie odgłos łamanego drewna. Stanęłam nieruchomo, z postawionymi na baczność uszami. Moje dwukolorowe tęczówki poruszały się nerwowo, starając się objąć na raz jak największą ilość terenu. To nie moja wina, że byłam spięta. Zaledwie półtora godziny temu, kilkanaście kilometrów stąd zaatakowały mnie dwa srebrzystoszare wilki, nie byłam więc pewna, czy w najbliższym otoczeniu nie ma ich więcej, czekających tylko na dogodną chwilę, by rzucić się na samotną, wystraszoną waderkę...
Kilka chwil później, kiedy nic się nie stało ruszyłam dalej, chcąc jak najszybciej przejść na neutralne terytorium, gdzie oni nie mieli władzy. Nie miałam ochoty ponownie walczyć, nie chciałam robić nikomu krzywdy.

*OKOŁO PÓŁ GODZINY PÓŹNIEJ*

W moim otoczeniu nie zmieniło się prawie nic, ale ja czułam, że jestem już bezpieczna. Instynkt podpowiadał mi, że dotarłam do celu, gdzieś, gdzie nikt nie będzie miał chęci mnie zabić za samo postawienie tu łapy. Po chwili wybiegłam na znajomą łąkę, teraz mogłam przeznaczyć kilka minut na odpoczynek, zanim udam się dalej. Niewiele myśląc, rzuciłam się na miękką trawę. Mimo tego, że powiedziałam sobie twardo, że za chwilę wstanę i pójdę dalej, zapadłam w drzemkę.

< Spartakus? :3 >

Marcepan

Imię: Marcepan (lecz w geście wyśmiania, Makoto nazywa go Marcepanek)
Wiek: Nawet Makoto tego nie wie, ale z 4 na pewno.
Płeć: Samiec
Charakter: Brutalny, zły, obojętny, nie boi się niczego. Cały jego właściciel czyż nie? Jest równie niezłomny jak on. Jest mu niewiarygodnie posłuszny. Nie daje sobą pomiatać, bo kończy się to brakiem oczu. Heh, biedacy.
Moce: Potrafi głównie hipnotyzować i pozbawiać przeciwnika oczu (co widać). Uwielbia brutalność. Skąd to znamy...
Inne zdjęcia: 
Towarzysz: Makoto

Makoto


Imię: Zwie się Makoto. Jak to mówią "rodzina go skrzywdziła", gdyż imię jest żeńskie...
Pseudonim: Mako. Mackie. Różnie. Zależy od upodobań osoby... 
Człowiek: Michael Williams
Wiek: Liczy sobie pięć wilczych latek. Jako człowiek ma osiemnaście.
Płeć: Basior
Głos: The Fear
Stanowisko: Głównodowodzący straży
Charakter: Makoto jest na ogół dosyć chamski i wredny. Po okrutnej nocy z jego przeszłości zamknął się w sobie. Jego poglądy na świat są obojętne... Nie lubi, kiedy ktoś wchodzi mu w drogę. Nie jest typem wilka, który chowie się i ucieka od wszystkiego. Nigdy w życiu. Często załatwia drobnymi walkami lub pogadankami różne nieprzyjemności (przy czym pewnie nie raz już kogoś zwyzywał). Lubi samotność i jest w z tym dobrze. Jak ktoś jest naprawdę wkurzający to mu to powie wprost, bądź go zwyzywa. Nie boi się żadnych konsekwencji. Czy ma poczucie humoru? Sam by tego tak nie nazwał. Powiedziałby, że mówi co myśli. Zwykle jak powie coś komuś to brzmi i wygląda to strasznie komicznie. Rzadko się uśmiecha. Chyba, że ten ktoś właśnie umiera lub cierpi. Wtedy ma ubaw po pachy. Czyli mówiąc inaczej, momentami jest brutalny. Wspominałam, że jest chamski? Uwielbia taki być. Tak samo kocha upokarzać innych. Momentami jest w tym mistrzem. Takie drobne rzeczy dają mu dużo rozrywki w tym nudnym życiu... Czasami zaklnie. Nie lubi natrętnych wader. Dużo do niego startowało, ale każda kończyła albo z płaczem, albo w trumnie. W sumie, to nawet nie wiem czy kiedykolwiek się jakąś zainteresował. Kilka lat temu - może. Była. Biała, piękna (bla, bla, cudowna). Ale co miał zrobić? Pochodziła z wysokiego rodu, więc miała już swojego swata (który był kretynem). Jeśli jednak chciałbyś się z nim zaprzyjaźnić to polecam uważać. Jedno złe słowo i nie może się to skończyć najlepiej (mówię serio, nie mów potem, że nie ostrzegałam).
Żywioł: Kamień, Cień.
Moce: Prócz zmiany w człowieka, może dawać innym wilkom pancerz z kamienia, który kruszy się co najmniej po dwunastu godzinach. Żywioł cienia ma opanowany do perfekcji. Potrafi wytworzyć cienie przypominające jego posturę, tym samym bardzo myląc przeciwnika. Może się teleportować, jak i wysłać swój cień w inne miejsce i widząc z niego tamtejsze otoczenie. Może też rzucać cień i się pojawić po czasie w jego miejscu. Jego cienie mogą wybuchać, jak i porywać cień przeciwnika uniemożliwiając mu poruszanie się.
Umiejętności: Ma niesamowicie grubą skórę, co jest dla niego jak w pewnym sensie pancerz. Jego duże, zwinne ciało i grube, umięśnione łapy pozwalają na szybkie poruszanie się oraz dobre i dalekie wybicie w skoku. 
Rodzina: Ma brata. Ma na imię Raven, ale go nie lubi. Makoto twierdzi, że jest głupi, ale jest jego bratem, dlatego... No jakimś bratnią miłością go darzy.
Zakochany w: Nie wiem czy to dobry pomysł...
Partner: Brak, brak i jeszcze raz brak.
Ex: Nie było takich (i dobrze).
Potomstwo: Pomiń. Błagam.
Aparycja: Jako wilk jest dosyć wysoki, umięśniony, ale szczupły. Ma długie, mocne łapy, co w walce jest bardzo przydatne. Zwykle ma obojętny wyraz twarzy. Jego kolor sierści jest nieco dziwaczny. Niby czarno-biały, a niby biało-ciemnoszary. Nikt nie wie dokładnie czy to czerń czy też ciemny szary. Jako człowiek jest 
Historia: Makoto pochodzi z dosyć biednej rodziny. Ojciec lubił imprezować i pić dużo alkoholu z gammami lub deltami watahy, a jego matka wychowywała go oraz jego brata Raven'a sama... Wiele razy była bita przez ojca. Nie tylko kiedy był pijany. Pewnego razu Makoto sprzeciwił się ojcu i też dostał. Zaczęła się między nimi walka. Był jeszcze szczenięciem, więc szanse były praktycznie zerowe, że wygra. W tym jednym właśnie momencie, kiedy jego ojciec zabił matkę, coś w nim pękło. Rzucił się na niego. Nie potrafił nad sobą panować. Przegryzł ojcu tętnicę, wygryzł niektóre wnętrzności... Po prostu go zamordował. Jego ojciec cierpiał, krzyczał, by przestał, jednak Makoto nie zwracał na to uwagi. Chciał więcej. Pragnął zemsty coraz bardziej. Jednak, kiedy "obudził się" z tego okrutnego transu, spanikował. Patrzył z przerażeniem na swoją robotę. Ukradkiem spojrzał na zapłakanego młodszego brata. Tej samej nocy, mimo oporów Raven'a uciekli z watahy. Jego brat bał się go. Ale czy to dziwne? Raczej nie. Później już, po ucieczce wychowywali się sami. Makoto dbał o swojego brata. Wiedział co dobre, a co złe. Pomógł mu opanować swoje żywioły. Kontrolować magiczną w nim energię. Lecz pewnego dnia rozeszli się... Każdy poszedł w swoją stronę. Powiedzieli sobie, że jeszcze się spotkają. Od czasu zamordowania swojego ojca, Makoto stał się obojętny na świat. Zmienił poglądy, nie chciał wspominać przeszłości. Chciał zacząć życie na nowo. Po rozstaniu z Rave'em udał się w długą wędrówkę. Tak też, trafił tu i postanowił dołączyć jako strażnik. Nudziło go wędrowanie, a tu chociaż mógłby ponabijać się ze słabiaków.
Ciekawostki: Kocha pełnię księżyca. Czasami nawet zawyje (nie mówcie mu, że wam powiedziałam)
Towarzysz: Marcepan (kruk).
KW: 100
Inne zdjęcia: 1 2 3
Ludzkie zdjęcie: 1 2
Sterujący: Elesis (doggi)

Od Spartakusa C.D Sunrise

Zamilkłem. Byłem na nią zły. Chodź znaliśmy się krótko to jednak się martwiłem. No bo w normalny dzień takie wilki nie wyskakują. Zawsze też byłem spokojny ...no chyba,że musiałem walczyć. Podszedłem z Sunrise i wziąłem go na plecy. Ruszyliśmy biegiem i w krótkim czasie znaleźliśmy się za granicami sfory. Ułożyliśmy tam wilka i szybko wróciliśmy do domu.
- Odprowadzę cię - powiedziałem tylko i ruszyliśmy do groty bet. Gdy już byliśmy na miejscu odwróciłem się.
- Słuchaj... - zaczęła.
- Cześć - odeszłem.

Sunrise? Jak dramatycznie xd

Od Spartakusa Cd Kazan

Spojrzałem na wilka. Był chyba największym basiorem jakiego w życiu widziałem. Miał umięśnione ciało i czarne futro. Wzbudzał respekt. Ale skoro był on Alphą Watahy...Może mnie przyjmą.
- Wczoraj uciekałem przed burzą. Schowałem się w jaskini i na jej tyłach znalazłem małą szczelinę. Wydostałem się z niej w las. Potem się rozpogodziło. Przybyłem tu by umyć sobie łapy - wskazałem na łapy. Niegdyś błękitne były teraz brązowe. Szybko zamoczyłem je w stawie. Woda od razu pokryła się brązem.
- Bardzo przepraszam,że cię niepokoiłem - dodałem wstając - Jeżeli chcesz to odejdę.

Kazan?

Od Sunrise C.D. Spartakusa

Spodziewałam się tego pytania. Chciałam go uniknąć.
- Nikt ważny... - skłamałam i spuściłam wzrok.
- Jak nikt ważny? Tym, który chciał cię zabić ma być nikim ważnym?! - wyraźnie był zdenerwowany.
- A co cię obchodzi kto to jest?! - warknęłam na niego. Zamilkł.
- Zauważyłem już na początku, że nie jesteś odpowiedzialna. Ale aż tak? - spojrzał na mnie złowrogo.
- Gadasz jak mój ojciec.
- Każdy by tak gadał na moim miejscu, gdyby musiał walczyć bez kompletnego przygotowania z takim gościem. - wskazał na leżącego pod drzewem basiora.
- To nie tak... - spuściłam głowę i położyłam uszy na głowie.
- Więc proszę, wytłumacz mi. - zmarszczył brwi. Wyraźnie był zły. Nie lubiłam kiedy ktoś się na mnie złości... Odwróciłam się.
- Wynieśmy go stąd, zanim się obudzi. Potem ci opowiem... - powiedziałam, mając nadal położone uszy i spuszczoną głowę.

<Spart?>

Od Spartakusa C.D. Sunrise

Nie miałem pojęcia kim ten gość był. Jakoś się nie kwapiłem do walki ale przecież nie mogłem pozwolić by Sunrise walczyła! I to sama! Szybko pobiegłem za nią. Zacząłem się zastanawiać jak go pokonać. Ale wtedy rzucił się na mnie. Szybko odskoczyłem. Refleks to ja mam. Odskoczyłem jeszcze trochę,a potem szybko doskoczyłem i ugryzłem go w szyję. Potem znów odskoczyłem,a wokół mnie zaczęła się tworzyć błękitna poświata. Obok wytworzył się niebieski płomyk z którego wyszedł wilk. Był zrobiony z wody.
- Myślisz,że przestraszę się tego wodnego posągu? - zawarczał. Wtedy z tyło naskoczyła Sunrise i uderzyła go łapą w czoło. Ja i mój pomocnik naskoczyliśmy na wilka i podwójnie ozoraliśmy go pazurami. Zawarczałem.
- Lepiej się stąd wynoś - powiedziała Sunrise.
- A to niby dlaczego? - szybko mój wzrok wypatrzył sadzawkę. Niezauważanie wydobyłem z niej wodę tworząc małą falę i popchnąłem wilka z całą mocą na drzewo. Stracił przytomność,a woda wróciła do sadzawki.
- Kto to jest?!

<Sunrise?>

Od Sunrise C.D. Spartakus

- Po prostu cię polubiłam. Zabawny jesteś. - odrzekłam poprzez zamknięte nadal oczy. Po chwili usłyszałam huk. Momentalnie je otworzyłam i rozejrzałam się szukając źródła tego dźwięku. Kątem oka zauważyłam, że Spartakus też.
- Co się stało? - zapytałam. W sumie niepotrzebnie, bo nie spodziewałam się żadnej sensownej odpowiedzi, a przeczuwałam, że mój towarzysz również nie wie, skąd ten huk mógł się wydobyć. Basior tylko pokręcił przecząco głową, dając mi znać, tak jak myślałam, że nie ma pojęcia. Ruszyłam powolnym krokiem w stronę lasu bacznie go obserwując.
- S-Sunrise, nie idź tam sama! - jęknął.
- A to niby dlaczego? - zwróciłam wzrok w jego stronę.
- Bo...
- Nie ma "bo". Idziesz ze mną. Rusz się, Spart. - powiedziałam i znów zaczęłam iść.

 ***
Weszliśmy do lasu. Już zaczęłam tracić nadzieję, że cokolwiek znajdziemy, a zaczęło się ściemniać, więc powinnam w sumie już wracać. Nagle jednak chłód przeszył moje ciało. Dreszcz na moich plecach sprawił, że moja sierść się zjeżyła. W pewnym momencie, dosłownie sekundowych poczułam, że leżę przybita do ziemi. Nie wiedziałam kiedy, jak, skąd. Widziałam tylko oczy. Szkarłatne, świecące, a co najgorsze - znajome... Jęknęłam cicho, będąc w świadomości, pod czyim ciężarem się znajduję. 
- Słodka Sunny, znów się spotykamy... - jego chropowaty i gruby głos sprawił, że moje uszy się podkuliły. Nie odzywałam się. Zwróciłam wzrok w stronę Spartakusa. Był w żelaznej klacie. Nic nie mógł zrobić. Nie dziwiłam mu się.
- Wynoś się... - syknęłam, co najwyraźniej było błędem, ponieważ zostałam przyciśnięta do chłodnej ziemi bardziej. 
- Grzeczniej. - warknął. - Daj w końcu spokój i mi lepiej powiedz, gdzie ona jest... Chociaż raz ze mną współpracuj, a obejdzie się bez niepotrzebnego płaczu i zgrzytania zębów. - zagroził.
- Nie powiem ci, bo nie wiem. - zszedł ze mnie, uniósł mnie w swojej ogromnej paszczy i rzucił mną o pobliskie drzewo.
- Powiedziałem coś. - podszedł do mnie. Jednak ja zniknęłam. Ukochana czasoprzestrzeń. Pojawiłam się za nim wychodząc powoli z mini portalu.
- Pieśń Księżyca! - krzyknęłam. Wilk spanikowany odwrócił się w moją stronę. Z mojego ciała rozległ się wybuch żółtego promieniowania, co zaczęło osłabiać tego gościa. Padał na ziemię pod przeciążeniem. Uwolniłam Spartakusa. 
- Nic ci nie jest? - spytałam z troską w głosie.
- Nie musiałaś mnie ratować. Było tam całkiem wygodnie. - zaśmiał się.
- Mam go poprosić jeszcze raz, by cię tam wrzucił? - uniosłam brew.
- Nie... 
- No to mi pomóż. - mrugnęłam do niego okiem i ruszyłam w stronę wroga.

<Spartakus?>

Od Spartakusa C.D. Sunrise

Spojrzałem na Sunrise. Wyglądała na szczęśliwą. Wiatr porywał jej i też moją sierść. Po chwili spojrzałem w dół. Później na otaczającą nas zieleń. Cóż. Faktycznie było ładnie.
- Zachód słońca?! To już tak późno? - zdziwiłem się. Usłyszałem cichy chichot. Tym razem nie poirytowałem się. Spojrzałem z ukosa,a na moim pysku pojawił się krzywy uśmiech.
- Co ja powiedziałem takiego śmiesznego?

<Sunrise?>

Od Sunrise C.D. Spartakus

Spojrzałam na wilka od góry do dołu.
- Wiesz, dosłownie mówiąc to wielki jesteś. - zachichotałam. Gdyby Spart mógł zrobić teraz facepalma to na pewno by go zrobił. 
- W naszej watasze jest szamanka Kiiyuko, może od niej się czegoś ciekawego nauczysz. Tym bardziej, że jesteś medykiem i władasz wodą, która jest żywiołem życia z tego co wiem. - uśmiechnęłam się.
- Może się do niej kiedyś wybiorę. - westchnął. Spojrzałam przed siebie. 
- To tutaj, chodź! - zaczęłam skakać koło niego po czym zaczęłam biec w stronę przepaści. W końcu po chwili przyszedł do mnie basior. 
- Rany, ale ty się wleczesz, Spart. - jęknęłam.
- Nie marudź.
- Phi. - prychnęłam. Spartakus spojrzał przed siebie.
- Ładnie tu. - rzekł po chwili.
- No wiem. - uśmiechnęłam się i zamknęłam oczy, pozwalając chłodnemu powietrzu porwać moją sierść. Piękny zachód słońca, do tego ten pustynny kanion i przepaść mająca z 50 metrów. Coś pięknego. 

<Spartakusie?>

Od Spartakusa C.D. Sunrise

Chcąc czy nie(a sam nie wiedziałem która opcja bardziej pasuje) ruszyłem za waderą. Przechodziliśmy przez chaszcze i drzewa. Było cicho. Nie gadaliśmy. W końcu postanowiłem się odezwać bo miałem już dość tego cichego powietrza.
- Jesteś bethą prawda?
- Owszem,a co? - spojrzała na mnie.
- Nic tak się pytam... - zamilkłem nagle.
- Coś się stało?
- Co? Nie... - spojrzałem na nią nieprzytomnym wzrokiem - A zapomniałem ci powiedzieć być mówiła do mnie Spart.
- No okej - uśmiechnęła się - Co sprawiło,ze trafiłeś do watahy?
- Burza. A wcześniej podróżowałem - opowiedziałem jej pokrótce moją historię - Wiesz wyruszyłem z domu. Matka mnie wychowywała sama,a ojca nie znałem. Kumplowałem się z żabami bo wilczków w mym wieku nie było. Zanim odszedłem obiecałem matce,że będę kimś wielkim...

<Sunrise?>

Od Sunrise C.D. Spartakus

- Ale śmiech to zdrowie! - zamrugałam oczami. - Podobno! - ten wywrócił teatralnie oczami. Po chwili jednak uśmiechnął się do mnie nieznacznie i westchnął.
- Naprawdę jesteś mała... - uśmiechnął się cierpko.
- Grr...
- No dobra już, dobra. - speszył się.
- Chcesz się przejść? - spytałam zmieniając temat.
- Jasne, czemu nie... - odpowiedział.
- Gdzie chcesz iść?
- No nie wiem, wybierz coś.
- Dobra, to za mną. - powiedziałam i radosnym krokiem podreptałam do przodu co chwilę skacząc.

<Spartakus?>

Od Spartakusa C.D. Sunrise

Spojrzałem na nią ponuro lecz po chwili lekko się uśmiechnąłem.
- Następnym razem krzyknij,a nie tak z zaskoczenia - wyprostowałem się.
- No ale wtedy by nie było zaskoczenia - wciąż się śmiała.
- Jaka paranoja. Wilk wody wpadł do wody - pokręciłem łbem z niedowierzaniem. Potem spojrzałem na wciąż śmiejącą się waderę.
- Może być się przestała w końcu śmiać, co? - ta jednak nadal się śmiała. Po chwili jednak spojrzała na mnie i wstała.

<Sunrise?>

Od Sunrise C.D. Spartakus

Padłam na trawę i zaczęłam zanosić się śmiechem.
- Trafiony zatopiony! - śmiałam się. Nieznajomy wilk był wyraźnie niezadowolony. Wyszedł z wody i otrzepał się.
- Ty mała... - warknął.
- No weź... Nie musisz się denerwować. Tylko się z tobą droczę. - uśmiechnęłam się promiennie. - Tak w ogóle to jestem Sunrise. - przedstawiłam się i złożyłam mu pokłon (dla kulturki wszystko).
- Spartakus... - westchnął. Był ode mnie znacznie wyższy. W sumie, każdy był. Nowy przyjaciel przeszył mnie wzrokiem.
- Miło poznać. - odparłam po chwili ciszy.
- Ta... - burknął.
- Oj nie bądź taki, no! - oparłam się łapami o niego i popchnęłam go lekko, jednak od ani drgnął.

<Spartakus? ;)>

Od Spartakusa do Sunrise

Będąc jednym z nowych w watasze(a nowym byli prawie wszyscy) postanowiłem przejść się po terenach. A czemu by nie? Nudziło mi się, a była ładna pogoda. Spacerowałem więc gniotąc trawę łapami. Cóż... Inaczej chodzić przecież się nie da. Wtedy zobaczyłem jedną z licznych sadzawek. Podszedłem do niej i ułożyłem na kamieniu. Zacząłem chłeptać chłodną wodę i nagle...znalazłem się w wodzie.

<Sunrise? Wybacz tymczasowy brak weny>

Kiiyuko

Imię:  Kiiyuko
Pseudonim: Zwykłe "Yuko" wystarczy. Wierzcie mi.
Człowiek: Yuko Sai
Wiek: Och, naturalnie. Pełne 4 lata. Jako człowiek 17.
Płeć: Wadera
Głos: Chrissy Costanza (cover)
Stanowisko: Obrońca, Kapłanka
Charakter: No i tu zaczyna się zabawa. Yuko uwielbia się podlizywać. Zawsze dostaje czego chce, jeśli tylko zapragnie. Ma dziwne podejście do życia. Uwielbia imprezować. Jest dosyć energiczna. Ma specyficzny sposób bycia. Samych gości przyjmie z otwartymi ramionami, gorzej jeśli ma ich poczęstować jakimiś słodyczami. Nawet jak je ma to powie, że nie. Wszystko by ich nie tracić. Kocha słodycze i uwielbia pić drinki. Jest typowym typem imprezowicza. Ale! Jest jedno ale. Zna się na swojej robocie kapłana. Robi to zawsze starannie. A co do schludności. To nie tak, że nie przeszkadza jej bałagan. Po prostu nie ma go kiedy posprzątać. Bynajmniej tak się tłumaczy. Gdybyś wszedł do jej jaskini to byś widział jaki ma tam bałagan. Porozwalane regały, książki, zioła, eliksiry. Uwielbia czytać książki o magii. Wtedy poznaje nowe zaklęcia. Niekiedy źle je wypowie. Jeśli usłyszysz kiedyś jakiś wybuch to wiedz, że po prostu źle je wypowiedziała. A co do przyjaciół... Jest miła, zabawna i sympatyczna. Nie lubi tylko jak ktoś stara się psuć jej reputację. Jeśli się zdenerwuje to wygląda bardzo zabawnie, wierzcie mi. Zazwyczaj jeśli facet się u niej stara i powie coś głupiego i mu najzwyczajniej przywali. A później już sami wiecie. To ta gorsza strona naszej Kiiyuko! Nie zapomniałabym powiedzieć o najważniejszej rzeczy. O tym, że jest szczera do bólu. Mogłaby ci nawet wprost powiedzieć, że śmierdzisz.
Żywioł: Magia, Nekromancja.
Moce: Związane z żywiołami. Ma w pełni opanowaną telekinezę. Poza zmianą w człowieka oczywiście!
Umiejętności: Żadnych szczególnych i wyjątkowych. Prócz dosyć szybkiego biegania i wykonywania salt w powietrzu nie potrafi za wiele.
Rodzina: Miałam kiedyś dwie siostry. Nosiły imiona Charm i Sakura. A gdzie są, nie mam pojęcia. Mój ojciec zginął w naszej obronie, a matka znalazła sobie faceta i odeszła zostawiając nas same.
Zakochana w: Nikim. "Ale kto to Niki?!" Rany, ale jesteście natrętni! Nie ma żadnego Nikiego!
Partner: Stanowczy brak.
Ex: Alex, Martini, Leon... Chyba tyle.
Potomstwo: Pomińmy ten podpunkt.
Aparycja: Kiyuuko jest wysoka, bardzo szczupła i ma bardzo długie łapy. Jej sylwetka nie jest w żaden sposób umięśniona. Jest biała, z czarnymi dodatkami na łapach oraz plecach. Uszy również mają czarny odcień. Włosy ma białe z odcieniem różowych pasemek. Ma błękitne oczy, podkreślone czarną kredką oraz pomalowane z przodu pazury na różowo. Jest specyficzna, jeśli chodzi o wygląd. Nie każdy go popiera.
Historia: Dawno, dawno temu... Bla, bla, bla, mieszkałam sobie ja! Miałam dwie siostry. Sakurę i Charm. Sakura była piosenkarką, powiedziała pewnego dnia, że chce wyjechać i rozpocząć karierę. A kolejnego pewnego dnia już zniknęła bez słowa. Chyba łatwo domyślić się gdzie... Wspomniałam, że każdy był przeciwny jej wyjeździe? Miałyśmy się trzymać razem. Tak też, nasza Sakura się zbuntowała i odjechała w.. dalekie strony. Charm, natomiast była zawsze spokojna. Nie lubiła imprez. Była w pełni połączona z naturą. Taki był jej żywioł. Jak była mała często bawiła się zielskiem, więc nie zdziwiłoby mnie to, gdyby została jakąś zielarką... Nawet nie wiem gdzie się teraz znajduje. Poszłyśmy kilka dni po zniknięciu Sakury nad jezioro. Powiedziała, że idzie skorzystać z krzaka, ale już nie wróciła. Aż się zastanawiałam czy ten krzak jej nie wessał. Albo połknął w całości. Meh, następnie zostałam już całkiem sama. Wyruszyłam w podróż, a to pociągiem, a to trolejbusem i innymi takimi co poruszają się ludzie. A potem już resztę swojej podróży przemknęłam na czterech łapach. Później trafiłam do Watahy Czarnych Serc, w której byłam szamanką, ale wywalili mnie na zbity pysk za romansowanie z nieletnimi. A mówili, że w miłości wiek nie ma znaczenia. Tak też, trafiłam po kilku miesiącach tutaj. Miło poznać.
Ciekawostki: 

  • Uwielbia malować paznokcie.
  • Na środku czoła ma różową gwiazdkę, która świeci jeśli pomyśli o kimś, kogo lubi.
  • Uwielbia nosić czapki.

KW: Pełna seta.
Inne zdjęcia: [x] [x] [x] [x] [jako szczeniak]
Ludzkie zdjęcie: [x] [x]
Sterujący: marysia124 (doggi)

Od Kazana Cd Spartakus

Spacerowałem sobie po terenach watahy. Dzień był piękny, słoneczny. Wataha rozkwitała. Co prawda daleko jej jeszcze do tej z czasów świetności za mego ojca czy Blackshadow'a jednak już było świetnie. Właśnie przechodziłem koło jednego z licznych jezior kiedy dostrzegłem jakiegoś wilka. Nie należał do watahy. Podszedłem do niego. 
- Witaj przybyszu. Co sprowadza Cię na tereny mojej watahy?- Zapytałem i przyjrzałem się mu z bliska. Był wysoki, jednak ja i tak górowałem nad nim wzrostem jak właściwie nad każdym wilkiem. 
<Spartakus?>

wena nie dopisuje

Fuks

Imię: Fuks
Wiek: 5 lat
Płeć: Samiec
Charakter: Fuks jest bardzo zadziorny. Uwielbia kłótnie obcych i jakieś nie za fajne sytuacje. Można rzec,że to taki Antybohater. Jeżeli chcesz coś od niego wiedzieć wiedz,że za darmo nic nie powie. Często irytujący. Mimo wszystko jest to ptak lojalny i odważny. 
Moce
- Panowanie nad ogniem
- Tworzenie ognistej tarczy
Towarzysz: Spartakus

Lacie


Imię: Lacie.
Pseudonim: Anagramem jej imienia jest Alice - używane zamiennie. Kiedyś upodobała sobie również ksywkę Leslie.
Człowiek: Wyjątek? Cóż, Lacie nie potrafi (a może po prostu za bardzo się boi) zamienić w człowieka, nie planuje też tego robić, nie widzi więc sensu wymyślania sobie ludzkiego imienia i nazwiska.
Wiek: Ma przed sobą jeszcze, miejmy nadzieję, wiele lat życia, które planuje wykorzystać jak najlepiej potrafi. Liczy sobie tych lat pięć, zatem jest już osobnikiem dorosłym.
Płeć: Wadera, widać to już z daleka po szczupłej sylwetce i dziewczęcym ruchu.
Głos: Grimes
Stanowisko: Wojowniczka i Atakująca. Aspiruje na Głównodowodzącą, kto wie, może kiedyś jej się uda...
Charakter: Lacie. Czy tą osobę da się opisać? Śmiem wątpić. Jest ona bowiem bardzo zmienna. Nie chodzi jednak o kontrast pełnej skali - od milutkiej, kochanej osóbki po bojowego awanturnika. Postać Leslie zawsze stoi w jasnych barwach, mimo wszystko potrafi być kimś całkowicie innym. To doskonałą aktorka, ale udawanie nie leży w jej naturze.
Jest dość ciekawą postacią. Potrafi cały czas się śmiać, a uśmiech nie schodzić z jej pyska. Emanuje pozytywem. W jej towarzystwie od razu można poczuć się lepiej.
Marzycielska i beztroska. Twierdzi, że życie wiele ją nauczyło. Nie skończyła jako wredny, zgorzkniały chuligan. To kulturalna i godna zaufania osoba. Trzyma się swoich wyznaczonych zasad, nie krzywdzi nikogo, chyba, że we własnej, bądź czyjejś obronie. Musicie bowiem wiedzieć, że Io przekłada ponad własne bezpieczeństwo, bezpieczeństwo innych. Za swych przyjaciół gotowa jest poświęcić nawet własne życie. Beztroska i towarzyska. Lubi zawierać nowe znajomości. Jednakże nie oczekuj, że po kilku rozmowach zostaniecie przyjaciółmi. Zaufaniem obdarza nielicznych. Nie jest skora od okazywania miłości. Tak więc gdy uraczy cię czarującym uśmiechem i potowarzyszy na spacerze, nie licz, że kieruje nią takowe uczucie jak miłość. Ceni sobie prawdomówność, gdyż sama jej nie szczędzi. Woli powiedzieć bolesną prawdę, niż zakłamywać innych. Wyjątkowa uporczywość tej wadery nie umknie nikomu. Gdy postawi sobie cel, dąży do niego. Pomocna jest jej pewność siebie. Osóbka ta nie należy do tej grupy, która zaszywa się w kącie, nie wyrażając swego zdania. Wręcz przeciwnie, śmiało bez wahania głosi swoje poglądy i opinie na temat przeróżnych rzeczy. Z pewnością śmiało można powiedzieć, że jest bardzo odważna. Nie ma i najpewniej nie będzie zadania, którego by się nie podjęła. Zyskała sobie zaufanie wielu, mimo, iż własne zachowuje dla wybranych. Jednak każdy wie, że można na niej polegać. Zawsze dokładnie wysłucha, pogrąży się wraz z tobą w zadumie, bądź smutku. Służy dobrą radą i pomocą, choć sama nie oczkuje pociechy od innych. Nie zwierza się, wszystkie przykre sprawy chowa głęboko w sobie. Nie opowiada także o sobie, gdyż nie czuje takiej potrzeby. Nie odizolowuje się od społeczeństwa. Czynnie udziela się wśród watahy. Posiada obszerne pokłady wiedzy i doświadczenia, przez co uważa się ją za osobę nad wyraz inteligentną. Można ją pochwalić za wytrwałość. W całym swym przykrym żywocie nie narzekała, nigdy się nie załamała. Fizycznie także. Potrafi od świtu do zmierzchu maszerować nawet przez kilka dni. Umie też według własnego systemu 'wycenić' dla kogo warto się starać. Nie okazuje wszystkim swoich przymilnych stron, niektórych raczy szczerą ironią i otwartą niechęcią. Jak głoszą jej nienaruszalne zasady, mówi to, co ma na języku. Okazuje się wrażliwą, tylko w określonych przypadkach (czyli jeśli tego wymaga sytuacja). Nie wysila się, nie zamierza się nikomu podlizywać. Niektórzy uznają ją za szaloną, niezrównoważoną ale to stek kłamstw. Alice, jak już wspomniałam ma opinie publiczną za sobą, tak więc pozwala sobie na ryzykowne rzeczy, które innym mogą wydać się niebezpieczne, a ich wykonawce lubą oni nazywać psychopatą, godnym potępienia. Cóż... jest jaka jest. Cieszy się życiem, póki ma taką możliwość.
Żywioł: Wojna. Tak, kto by się spodziewał po niepozornej waderce. Do tego jeszcze Umysł.
Moce: 
♥ niezwykła siła, szybkość i zwinność; podczas walki jest praktycznie nie do pokonania, w dodatku adrenalina potrafi uderzyć jej do głowy... ♥
♥ telepatia - czyta i rozmawia z innymi w myślach; ♥
♥ telekineza - przesuwa przedmioty siłą umysłu; ♥
♥ niezwykła siła przekonywania wadery to również skutek jej mocy, lekko hipnotyzuje i już inni są bardziej skłonni do współpracy; ♥
To nie wszystko. Ale woli nie odkrywać wszystkich kart od razu i mieć asa w rękawie.
Umiejętności: Lacie to zwinny wilk, którego sposób reagowania jest natychmiastowy. Szybka i sprytna, jej kroki są ciche, niemal nie do usłyszenia. Może się pochwalić doskonałym słuchem, nie umknie jej żaden dźwięk. Żadne poruszenie się krzaka czy skrzypienie śniegu, dla niej wyłapanie takich rzeczy to bułka z masłem. Jej węch także jest niczego sobie, świetnie radzi sobie na palowaniach, co oczywiście nie oznacza, że nie ma lepszych od niej. Jej orientacja w terenie jest nadzwyczajnie dobra, umie odnaleźć się wszędzie ale to pewnie dzięki temu, iż często spaceruje po całych terenach watahy, a także poza nimi. To ją relaksuje. Silna i wyćwiczona, cały rok jest w formie i nie pozwala sobie na jakiekolwiek zaniedbania w tej sprawie. Codzienna przebieżka jest dla niej mantrą. Ma mocne łapy, doskonale przystosowane do ciężkich warunków.
Jako już wspomniałam długie łapy przyzwyczajone są do wysiłku. Dźwigając nie raz kilkanaście kilometrów umięśnione ciało Lawliet są zahartowane do dłuższych, niekomfortowych tras. Wadera przyzwyczajona jest do niesprzyjających klimatów. Dobrze wie, kiedy musi zaatakować oraz jaką dobrać taktykę. Posiada ten niezwykły 'dar wyczucia' zagrożenia. Przeciwnik ma z nią w walce marne szanse. Leslie należy do wilków silnych i zwinnych, a ponadto dominuje nad większą liczbą osobników swoim wzrostem. Prócz mięśni posiada również silne kości, podobnież jej ojciec odziedziczył je po swoim, a ten od swego poprzednika i tak dalej... To zostaje w rodzinie od pokoleń. Nadmiar energii czyniją niebywale szybką, nie skłamałby mówiąc, iż jest jedną z najszybszych w całej watasze.
Rodzina: Nie zna swojej rodziny. Jedyną osobą, która miała na nią wpływ i była jak rodzony brat, to Isaac, przyjaciel z dzieciństwa. Ich drogi rozeszły się lata temu, ale ona wciąż tęskni.
Zakochana w: -
Partner: -
Ex: -
Potomstwo: -
Aparycja: Lacie jest smukłą waderą górująca nad większością wilków swoim niezwykłym wzrostem, bowiem wynosi on niecałe dziewięćdziesiąt centymetrów w kłębie. Wielkość zawdzięcza głównie długim, umięśnionym łapom, które pozwalają jej na bardzo szybki bieg i doskonałe wybicie w skoku. Zawsze wysportowana, na bieżąco przygotowana do walki, nie pozwala sobie na zaniedbania. Jej futro jest kremowobiałe, z ciemnobrązowymi, podchodzącymi wręcz pod czarny odmianami i znaczeniami. Oczy wadery są wyjątkowe, w dwóch barwach. W jednym połyskuje ciepły brąz, w drugim zaś lodowaty błękit. Wydają się przewiercać duszę rozmówcy na wylot.
Historia: [doślę potem]
Ciekawostki: 
♥ ma heterochromię - różnobarwność tęczówki; ♥
♥ czasem wydaje się być lekko psychiczna; ♥
♥ uwielbia kwiaty, pleść z nich wianki etc.; ♥
♥ w głębi serca jest niezwykle wrażliwa i dziewczęca, pozory mylą; ♥
♥ boi się odrzucenia, samotności; ♥
♥ z lekka yandere; ♥
KW: 100 [zarzeka się że zdobędzie więcej hajsów]
Inne zdjęcia: -
Ludzkie zdjęcie: -
Sterujący: Seth

Od Spartakusa

Zaczął padać deszcz. Błyskało się i grzmiało. Brnąłem przed siebie chociaż nie było to takie łatwe. Zapadałem się w błocie i ciężko mi było wyciągać z niego łapy. Wtedy przed deszcze wypatrzyłem jaskinię. Wolno(bo szybko się przecież nie dało) wlazłem do środka. Cofnąłem się w głąb jaskini. Ciemność mnie otoczyła,a ja położyłem się na zimnej podłodze. Nagle światło oświetliło jaskinię,a po chwili gdzieś gruchnęło. Skrzywiłem się. Nagle moja łapa zahaczyła o róg jaskini. Usłyszałem dźwięk turlających się kamieni. Szybko się odwróciłem i zobaczyłem małą szczelinę. Spróbowałem się przecisnąć i po kilku próbach mi się udało. Zobaczyłem małą leśną drużkę i pognałem nią.
Ktoś?

Jay

Imię: Jay
Człowiek: Jayson Dagon Kinley
Wiek: 7 lat
Płeć: Samiec
Charakter: Jay jest stworzeniem spokojnym acz humorzastym. Lubi zawierać nowe znajomości jednak w stosunku do obcych bywa nieufny. 
Żywioł: No więc Jay posiada kilka żywiołów. Są to: Ogień, Woda, Ziemia, Powietrze, Śmierć, Cień
Moce: Głównie związane z żywiołami i zmiana w człowieka. 
Inne zdjęcia: 1 2 3 4 Jako człowiek 
Towarzysz: Kazan

Cheval

Imię: Jakie miano nosi ten osobnik? Miedziogrzywy, tak go nazwano przy narodzinach. Z racji jednak, iż na wilka to imię jest nieco... dziwne, zazwyczaj przedstawia się jako Cheval.
Pseudonim: Nie licząc Chevala? Czasem zwracają się do niego po ludzkim nazwisku - Copper.
Człowiek: Robin Copper
Wiek: W poprzednim świecie liczył siedem lat. Tutaj ma ich pięć.
Płeć: Basior.
Głos: Ed Sheeran
Stanowisko: Uzdrowiciel
Charakter: Na co dzień jest to miły i dość otwarty wilk, nieprzepadający za nudą. Należy do optymistów i do niemal każdego zadania podchodzi entuzjastycznie. Zazwyczaj podaje potrzebującym pomocną łapę. Uwielbia szybkość, wyzwania i rywalizację. Konflikty stara się rozwiązywać pokojowo, nienawidzi przemocy i nie lubi zabijać, czego unika jak Wilk Wody ognia. Bardzo rzadko zdarza mu się tracić opanowanie, jednak gdy już ono zniknie lepiej nie wchodzić mu w drogę. Jest inteligentny, pomysłowy i rozsądny. Nie przepada za wilkami ciekawskimi i choć to nie jakaś straszna tajemnica, ukrywa swoją historię i prawdziwą tożsamość.
Żywioł: Choć nie ma skrzydeł i stąpa po ziemi, najbardziej pasuje do niego powietrze.
Moce: Ów wilk posiada je tylko dwie - dość popularne w jego żywiole władanie wiatrem i przemiana w konia. Nie licząc oczywiście przemiany w człowieka.
Umiejętności: Jego siła i większość zmysłów są dość przeciętne. Potrafi pływać, ale nie jest w tym mistrzem. Co innego jeśli chodzi o wyścigi i skoki - jedne z jego ulubionych zajęć. Potrafi wyczuć łapami, stopami czy innymi kończynami, czy ktoś idzie, czy też biegnie. Ma nieco lepszy niż przeciętnie słuch. Nie potrafi polować, ale mu to nie przeszkadza. Zna się nieco na lecznictwie.
Rodzina: Jego kochająca matka nosiła imię Aredhel, ojciec zginął z winy wilczych kłów nim Copper przyszedł na świat. Bardzo możliwe, że posiada rodzeństwo, jednak albo ich nie poznał, albo nie wie, że są spokrewnieni.
Zakochany w: Aktualnie w nikim, jednak może poczuje coś do którejś...
Partnerka: Nie posiada.
Ex: Brak. Ma nadzieję, że do tego nie dojdzie.
Potomstwo: Ani nie miał partnerki, ani nikogo nie adoptował. Jednym słowem - brak.
Aparycja: Miedziogrzywy to przeciętnej wielkości basior o brązowym futrze, które w promieniach słońca ma kolor miedzi. Jedno jego oko jest turkusowe, drugie zaś ciemnobrązowe. Jako człowiek jest może nieco niższy niż zazwyczaj, ma włosy w kolorze futra, oczy tych samych kolorów. W postaci konia ma kasztanową sierść. Nic w jego wyglądzie nie jest zbyt szczególne.
Historia: Cheval urodził się kilka lat temu w stajni, a budynek ten był miejscem jego narodzin, gdyż opisywany basior tak naprawdę jest koniem. Tak, koniem. Za źrebaka mieszkał na stepach Rohanu. Gdy dorósł i zaczęli dosiadać go ludzie, stał się jednym z najszybszych ogierów w całym Śródziemiu. Został wierzchowcem elfickiego gońca i zwiedził kawał świata, nim jego pan postanowił udać się do Nieśmiertelnych Krain. Nie mógł jednak zabrać konia na statek i od tego czasu Miedziogrzywy stał się wolny. Błąkał się w samotności, aż pewnego dnia po prostu obudził się w innym świecie, w innej skórze. To był dla niego szok, lecz szybko przyzwyczaił się do nowego ciała. Przez kolejnych sześć miesięcy wędrował samotnie po łąkach, górach i lasach, aż w końcu trafił tutaj.
Ciekawostki: W poprzednim życiu był koniem, a z racji, iż służył elfom, zna nieco ich języka. Jest wegetarianinem. Uwielbia biegać i ścigać się z wiatrem. Nie przepada za przemianą w człowieka.
KW: 100
Inne zdjęcia: Jako koń
Ludzkie zdjęcie:1
Sterujący: Heroica - howrse

Spartakus

Imię: Spartakus
Pseudonim: Przyjaciele mówią mu Spart
Człowiek: Jack Danville
Wiek: 4 lata
Płeć: Basior
Głos:Faydee
Stanowisko: Wojownik,medyk
Charakter: Spartakus jak każdy wilk z żywiołem wody jest spokojny i przyjazny. Nie panikuje z byle powodu i twardo stąpa po ziemi. Jest naiwny to prawda ale nie daje się wykorzystać. Czasami lękliwy ale gdy przyjdzie co do czego potrafi być dzielnym wojownikiem.
Żywioł: Woda, Magia
Moce: Oprócz zmieniania się w człowieka potrafi:
- Kontrolować wodę
- Tworzyć wodną tarczę
- Oddychać pod wodą
- Tworzyć takiego ,,wodnego wojownika''
Lewitacja - Spart potrafi przenosić przedmioty w powietrzu oraz lewitować. Nie potrafi przenosić jednak jakichś niespotykanie ciężkich rzeczy lub zwierząt.
Tworzenie portali - Umie stworzyć małe portale przez które przechodzi i pojawia się w innym miejscu. Takie mocy mają też wilki czasu.
Leczenie - może leczyć urazy i rany jednak nie wszystkie. Moc ta nie działa na zatrucia oraz na cięższe urazy.
Transmutacja - potrafi zmieniać przedmioty w coś innego. Umie też zmieniać stworzenia ale to sprawia duży ból.
Iluzja - może tworzyć iluzje co bardzo się przydaje i często myli przeciwnika
Umiejętności: Spartakus jest bardzo szybki i zwinny oraz dobrze walczy i zna się na leczeniu.
Rodzina: Matka - Rosallie - to ona wychowywała małego Sparta. Ojca nie znał i gdyby nie mama nie poradziłby sobie w życiu.
Zakochany w: brak
Partnerka: brak
Ex: brak
Potomstwo: brak
Aparycja: Jako wilk jest dosyć wysoki i ma błękitną sierść oraz oczy i nos tego samego koloru. Posiada średniej długości futro oraz trzy tak jakby krople wody na czole. Ma też długi puszysty ogon oraz jest chudym wilkiem
Jako człowiek ma niebieskie długie włosy postawione na żel i nie posiada znamienia na czole. Jest wysoki i posiada niebieskie oczy. Chodzi ubrany w niebieskie buty,spodnie i koszulkę.
Historia: Nasz bohater urodził się w pewnej jaskini. Matka nazwała go Spartakus. Ojca nie znał. Odszedł od nich gdy tylko dowiedział się,że Rosallie - matka Sparta jest w ciąży. Młody wilczek wychowywał się pod czujnym okiem matki. Miał radosne dzieciństwo ale był jedynym wilczkiem w okolicy. Jego jedynymi przyjaciółmi zostały żaby z którymi codziennie pływał w stawie. Pewnego dnia jego matka zadecydowała,że nie może tu dłużej trzymać synka. Postanowiła,że nauczyła go wiele i by wyruszył w świat. Wilk już dwu letni obiecał,że nie zawiedzie matki i będzie kimś wielkim. Odszedł i podróżował przez rok by znaleźć miejsce godne by tam zamieszkał. Aż w końcu na takie trafił.
Ciekawostki: Uwielbia żaby.
KW: 100.
Ludzkie zdjęcie: 1
Sterujący: 4167asia

Nymeria

.
Imię: Nymeria
Pseudonim: W każdej części krainy znana jest pod innym imieniem. Na Północy znano ją jako Nymerię Snow, bękarcią córkę tamtejszego lorda. Na Wschodzie została Salho, pomocniczką kupca. Podczas krótkiego pobytu na Zachodzie, stała się Leyanną, towarzyszką młodego, aczkolwiek obiecującego minstrela. Będąc podczaszym jednego z Południowych lordów, przedstawiła się jako Arry i na pewien czas zrezygnowała z poprzednich imion. Później poznano ją jako Aryę znad Kanałów. Teraz powróciła do swego prawdziwego imienia, pomijając nazwisko Snow, wierząc, że na tych ziemiach nie przebywa nikt z jej rodzimych ziem. Pozwala zdrabniać swoje imię w postaci Nym lub Nan.
Człowiek: Nymeria Stark, zwana również Nymerią Wszędobylską i Kostropatym Łbem.
Wiek: Licząc lata wilcze – ledwie dwa dni imienia, zaś licząc lata ludzkie – czternaście dni imienia.
Płeć: Wadera
Stanowisko: Cichociemna
Charakter: 
Valar morghulis.
Niegodziwości, jakich doznała w życiu zmieniły ją diametralnie. Z dziecka, które żyło w zamku ojca, spędzając czas na zabawie z rodzeństwem i nauką fechtunku, stała się osobą, szukającą zemsty za śmierć rodziny, nie potrafiącą już żyć w społeczeństwie.
Przede wszystkim – jest socjopatką. Nie potrafi kierować się normami etycznymi i wzorcami zachowań w jakimkolwiek społeczeństwie. Nie może przystosować się do życia wśród innych. Mimo ogromnej inteligencji, nie jest zdolna do tego, by podporządkować się zasadom. Kłamie, manipuluje faktami, czasami zdarza jej się kraść, atakuje tych, którzy jej zaszkodzili. Ma gdzieś cudze opinie, kompletnie ich nie szanuje.
Bardzo łatwo popada w konflikty. Potrafi zaatakować kogokolwiek, kto tknie ją, gdy ta nie ma na to ochoty. Pozbawiona sumienia, na nic ma krew na swych rękach. Nie posiada poczucia winy, a skrucha jest obcym jej uczuciem. Nie potrafi troszczyć się nawet o najbliższych, chociaż niegdyś było zupełnie odwrotnie. Manipuluje innymi osobami, ich uczuciami, a przez to nie może zawrzeć zdrowej relacji. Osobę, której znienawidzi, zdolna jest zabić, zaś tę, która wyda jej się przydatną, wykorzystuje niemal do końca, wyniszczając ją przy tym. Nie ma przyjaciół, ma sojuszników. Nie przywiązuje się do nikogo – nie zaufa żadnej personie, nie odpowie na miłość ani czułość. Nie odbierze sygnałów z otoczenia, przez co nie odróżni, co jest dobre, a co złe.
Ogromna ignorantka, myśląca tylko o sobie. Brak w niej jakiejkolwiek empatii.
Czai się w niej buntowniczka. Odrzuca cele społeczności, wręcz nimi gardząc, zastępuje je swymi celami. Zdolna zniszczyć każdy system władzy, by móc tylko umocnić swe idee. Dla Nymerii każdy system władzy jest zły i trzeba go zmienić, bez względu jaki jest. Takie postępowanie prędzej doprowadzi do śmierci, niźli coś zmieni.
Niesamowicie nieufna. Na pytanie „Kim jesteś?” zawsze odpowiada „Nikim”, a po ponowieniu pytania „Musisz się dowiedzieć”. Dopiero po zaufaniu komuś, przedstawia swe imię, jednak nie zawsze jest ono prawdziwe. Nauczyła się tego już kilka lat temu i nie zamierza odstąpić od sprawdzonych już technik. Zawsze dba o to, by wrogowie byli zbici z tropu. Jeśli nie są pewni, kim jest i czego chce, nie będą wiedzieli, co zrobi za chwilę.
Jest małomówna, ale złośliwa, w większej grupie towarzyszy prawie się nie odzywa, a jeśli już jest to najpewniej obraźliwa uwaga na temat przemyśleń rozmówcy. Znając sekrety towarzysza, może zrobić z nich odpowiedni użytek – wykorzystać w walce, by właśnie ta osoba osłabła psychicznie, drwić z tego powodu w każdej rozmowie. Nie jest jednak typem samicy, która powierzone sekrety od razu rozpowie, po prostu dobrze je wykorzysta.
Mściwa . Doznając tylu krzywd, można pragnąć tylko jednego – zemsty. Temu pragnieniu podporządkowała całe życie. Już od lat szuka stworzeń odpowiedzialnych za śmierć bliskich. Każdy, kto choć trochę skrzywdzi Nymerię, staje się jej wrogiem, a ona sama szuka wszelkich sposobów by delikwenta uśmiercić.

Valar dohaeris.
Jednak pozostają w niej jakieś dobre cechy, które zdołały uchronić się przed tymi złymi.
Jak przystało na potomka Starków, jest bardzo honorowa. Nie dobije leżącego, oprócz tego, który błaga ją o akt łaski. Nie zaatakuje słabszego, chyba że ten ruszy do ataku. Nie wykorzysta nikogo do swych celów, chyba, że jest to kwestia zemsty za bliskich. Honor nosi jak zbroję, Nymeria ma wrażenie, że ją chroni. Jest zdania, iż ten, kto wydaje wyrok, powinien go także wykonać. Jeśli chce odebrać komuś życie, powinno się spojrzeć mu w oczy i wysłuchać jego ostatnich słów. Jeśli zaś nie ma się na to odwagi, nie może być się pewnym, czy ten człowiek zasługuje na śmierć. Lew nie przejmuje się zdaniem owiec.
Jest też odważna, aż do przesady. Nie cofnie się przed niczym – nie straszne jej niebezpieczeństwa, walka z grupą przeciwników. Wytrwałość idzie w parze z jej odwagę. Postawiony sobie cel wypełni, nawet pozostawiając za sobą setki ciał wrogów, czego świetnym przykładem jest ciągnąca się za nią nieprzerwanie od lat zemsta. Czy ktoś może być odważny, gdy odczuwa lęk? To jedyna chwila, gdy można być prawdziwie odważnym.
Bije od niej duma, która nie pozwala jej postępować niehonorowo. Nie pozwala też na stanie bezczynnie, gdy ktoś z niej drwi. Może wtedy odpowiedzieć tym, albo, gdy odezwie się jej gorsza strona, zaatakować, zapominając o honorze.
Nymeria to okropna realistka. Nie ma marzeń, nie wybiega myślami za daleko. Kieruje się wyznaczonym celem, nie szukając nowych. Choć nie widać tego po niej, po prostu boi się marzyć. Boi się tego, że te marzenia rozdrapią stare rany. Może niegdyś snuła plany o swej przyszłości, jednak w dniach dzisiejszych już nie potrafi tego zrobić.
Liczy się z tym, iż, by wypełnić życiowy cel będzie musiała poświęcić wiele istnień. Wie, że nie będzie się lękać, gdy przyjdzie jej zginąć, gdy przyjdzie zginąć jej przyjaciołom. Wie jednak, że nie może zginąć przed skreśleniem ostatniego nazwiska ze swej listy śmierci. Dawny nauczyciel uczył ją, iż jest tylko jeden bóg, a nazywa się Śmierć. A co mówi się bogu śmierci? Nie dzisiaj.
Przede wszystkim jest waleczna. Walcząc, przestaje odczuwać rany, czy pot wchodzący jej do oczu. Przestaje czuć, przestaje myśleć, przestaje być sobą. Jest tylko walka, wróg, kolejny przeciwnik, i następny, i następny, i następny… I wie, że oni są przerażeni i zmęczeni. Ale ona nie jest. Jest żywa, a dookoła jest śmierć… A ich miecze poruszają się tak wolno, że może między nimi tańczyć roześmiana.
Żywioł: Właściwie Nymeria nie posiada żadnego żywiołu. Nan nie jest wilkiem, jest bowiem wilkorem – kuzynem wilka. Jej rasa jest o wiele silniejsza i większa od zwykłego wilka, a co za tym idzie – groźniejsza. Jednak nie tyczy się w to jej przypadku – jest bardzo niziutka, a siłą ledwie przeważa wilka.
Moce: Poza podstawową zdolnością – zmianą w człowieka, w swoich snach kieruje poczynaniami swej drugiej formy. Zasypiając jako wilkor, w nocy widzi oczyma człowieka, zaś będąc człowiekiem, podczas snu kieruje poczynaniami wilkora.
Umiejętności: Przede wszystkim wyróżnia ją ogromna zwinność i szybkość. Dość biegle włada mieczem, zarówno w postaci człowieka, jak i wilka. Nie walczy jednak typowym dla rycerzy tańcem stali, a Wodnym Tańcem. Technice polegającej na szybkich, jednakże śmiertelnie precyzyjnych ruchach. Opiera się też na zwinności i różnych sztuczkach, które mogą zaskoczyć przeciwnika.
Dzięki swemu nauczycielowi, łapiąc koty, stała się bardzo szybka i zdecydowanie poprawiła swoją zręczność. Dzięki godzinnemu stawaniu na jednej nodze, nauczyła się równowagi i dzięki temu zdolna jest robić coraz bardziej skomplikowane akrobacje z mieczem. Przez kilka miesięcy będąc ślepą, wyostrzyła swoje zmysły. Zdecydowanie lepiej reaguje na dźwięk, potrafiąc rozpoznać, co może wydawać nawet najcichszy pisk.
Rodzina:
Edwyn Stark – ojciec. Zwany był Młodym Wilkiem. Już zawsze mu wdzięczna za to, że pozwolił jej zamieszkać w zamku i żyć na równi z rodzeństwem. Nie porzucił jej, jak większość lordów postępuje z bękartami. Zginął w pożarze swego domu, ratując swą rodzinę.
Trysta – matka. Miała okazję widzieć ją zaledwie kilka razy, a rozmawiała z nią jedynie raz. W myślach zawsze nazywała ją kurwą, jednak na głos twierdziła, iż jest karczmarką. Obecnie nie ma pojęcia, czy jeszcze żyje.
Aryana Stark & Saede Snow – przyrodnie siostry. Drugiej nigdy nie miała okazji poznać, jednak pierwszej przed swoją ucieczką nie lubiła. Gdy Aryana dowiedziała się, co oznacza słowo „Bękart”, zaczęła nazywać Nymerię swą siostrą przyrodnią. Poza tym, różniły się wszystkim – starsza wolała być damą, młodsza zaś rycerzem. Teraz nie wiadomo, czy prawowita córka żyje, jednak bękarcia uważa, że zginęła.
Joran Stark & Alix Stark & Hurdan Stark & Trevyr Snow – przyrodni bracia. Najstarszego z braci zawsze uważała za wzór, to on podarował jej pierwszy miecz. Od młodszych braci była zdecydowanie lepsza w fechtunku, strzelaniu z łuku, a w związku z tym potrafiła z nich drwić. Pierwsze z braci zginął na własnym weselu, wydarzeniu okrzykniętym później Krwawymi Godami. Mężczyznę zwano Wilkiem, który utracił Północ. Młodsi zaginęli, a ich bękarcia siostra sądzi, iż zginęli.
Zakochany/a w: „Im więcej ludzi pokochasz, tym będziesz słabsza.” W myśl tych słów, stara się nie pokochać nikogo.
Partner/ka: -
Ex: -
Potomstwo: -
Aparycja: Jako wilk nie wyróżnia się niczym szczególnym. Wychudłe ciało, pozbawione gramów zbędnego tłuszczu, połączone za pomocą cienkich włókien mięśni, pracujące niemal idealnie. Długie łapy nadają iluzji jej wzrostu, sprawiając, że wydaje się większa, niż w rzeczywistości. W rzeczywistości bowiem jest bardzo malutka, wręcz przypomina bardziej szczenię wilka, niż szczenię wilkora. Przejaw jej skrajnej chudości (z powodu niedożywienia, nie wrodzonych genów) można zauważyć w płytkiej piersi, delikatnej linii żeber, tudzież zapadniętych bokach. Wymienione miejsca nie świadczą jednak o jej słabości. Nymeria posiada w sobie niezliczone pokłady energii, dzięki którym mogłaby powalić dorosłego byka. Następną warstwą jest cieniutka skóra. Kaskadą spływa z niej zwichrzone włosie, okropnie zaniedbane. W lecie, na górnych partiach ciała jest mahoniowe, niemal czarne, stopniowo zmieniające się w jaśniejszy brąz, kończące się na niemal czystym beżu. Zimą zaś, od góry ciągnie się grafit, kończący czystą bielą. Co zaś tyczy się czerepu wilkorzycy. Pociągły pysk o łagodnych krawędziach lica, uwieńczony jest małymi nozdrzami, pod którymi malują się ciemne wargi, skrywające szereg białych zębów. Nieco wyżej znajdują się zwierciadła duszy, próbujące przebić na wskroś każdego śmiałka, który w nie spojrzy. Skrzy się w nich czysty mahoń.
Co zaś tyczy się jej ludzkiej postaci. Wychudłe, pozbawione kobiecych kształtów ciało, jest bardzo małe - mierzy bowiem pięć stóp. Okropną chudość można zobaczyć na jej klatce piersiowej, gdzie wyraźnie pojawiają się zarysy żeber. Mimo to, w swej kurcie z skóry, ukrywa wszystkie te niedoskonałości. Szczupłe nogi ukrywa w płóciennych, podartych spodniach, zaś stopy chronią skórzane, wiązane buty. Twarz typowa dla Starków - nieco okrągła. Jak promienie słoneczna tańczą na dachach domostw, tak promienie dziecinności tańczą na twarzy Nymerii. Wyróżniają ją przede wszystkim duże, jasnoszare oczy z zielonym odcieniem, w których zamknięto całą mądrość panujących przed wiekami Królów Północy. Nieco niżej zgrabny nos, a jeszcze niżej drobne usteczka. Włosy, nierówno przystrzyżone sztyletem, są mocno brązowe, jednak niesamowicie przetłuszczone przez częsty brak wody do umycia się. Sięgają ledwie do ramion, zaś przedziałek znajduje się po prawej stronie.
Historia: Pokój w jednej z najbiedniejszych karczm, znajdujących się w stolicy ogromnej Północy. Przebywała w nim, zaczynająca poród Trysta i córka karczmarza, która ten poród miała odebrać. Nie było przy nich ojca dziecka – lorda Edwyna Starka, który w tym samym czacie oczekiwał narodzin swego trzeciego potomka. Lord wziął Trystę siłą, następnie odjechał ze swoim nielicznymi żołnierzami, pozostawiając za sobą spalony schron i swe nasienie w młodej kobiecie. Brat, dowiedziawszy się o ciąży młodszej siostry, wygnał ją. Młynarka zawędrowała do stolicy Północy i tam otrzymała azyl w jednej z karczm – w tej, w której właśnie rodziła. Po kilkudziesięciu minutach krzyku, łez i bólu, na świat przyszła samiczka, która już na pierwszy rzut oka przypominała swego ojca. Trysta nazwała swą córkę imieniem pierwszej władczyni Północy – Nymerii. Być może oczekiwała, że jej nieprawo urodzona córeczka będzie kiedyś pociągać za sznurki władzy.
Kilkanaście dni po porodzie, Trysta zaniosła szczenię do zamku, by oddać je lordowi Edwynowi. Ten, widząc malutką kulkę, przypominającą właśnie jego, jak przystało na Starka, wziął szczenię na wychowanie. Z każdym dniem plotka, iż Nymeria jest jego dzieckiem, rosła. A pogłoski potwierdziło pierwsze otworzenie oczu. Oczy te należały do setek pokoleń Starków, zamknięta w nich mądrość wyróżniała ich spoza wszystkich rodów. W wilczej postaci duże, mahoniowe, zaś w ludzkiej równie duże, ale jasnoszare z zielonkawym odcieniem. Zaraz po zamieszkaniu Nymerii w zamku, przyszli na świat jej młodsi bracia – Alix i Hurdan. Podobnie jak reszta potomków Starka, byli do siebie bardzo podobni. Najstarszy syn lorda Starka nazywał się Joran, później narodził się bękart Trevyr, następnei na świat przyszła Aryana, a kilka lat później bękarcia Nymeria i Saede, która nigdy nie zawitała w zamku, bowiem zginęła zaraz po narodzinach; ostatnimi byli Alix i Hurdan.
Edwyn już od początku pozwalał swym prawym i nieprawym dzieciom na życie obok siebie. Wychowywano ich jako równym sobie – wszyscy mieli w sobie krew Starków, królów Północy. Nymeria zdecydowanie różniła się od starszej siostry – ta pierwsza w aktywnościach typowych dla młodych dziewcząt zdecydowanie sobie nie radziła, jej hafty były okropnie niestaranne, taniec i śpiew w ogóle jej nie wychodziły, a jej marzeniem nie było poślubienie jakiegoś paniątka – druga zaś uwielbiała te czynności i czekała na swój ślub z ówczesnym dziedzicem wszystkich królestw. Nymeria zdecydowanie lepiej radziła sobie z mieczem i łukiem, a nawet wychodziło jej to lepiej niż jej dwóm młodszym zaledwie o kilkanaście dni, braciom. Trzeba bowiem wiedzieć, że dzieci Starków, gdy tylko zdobyły umiejętność przemiany w człowieka, przebywały tylko w tej formie. Podobnie jak reszta królestw, do których należała Północ. Dominującą rasą tamtejszych terenów była rasa wilkorów - kuzynów wilków. Gdy przebywali w formie ludzi, starzeli się tylko w tej formie, będąc w formie zwierzęcej, podobnie. W związki z umiejętnościami walki bękarciej córki, lord Edwyn sprowadził zza morza mężczyznę o tytule Pierwszego Miecza u Morskiego Lorda z Krain Morskich, Lysero Forel. Mała dziewczynka uczyła się u niego sztuki władania mieczem, jednak nauczyciel zadbał także o inne atrybuty dziecka – kazał jej łapać koty by poprawić zwinność i szybkość, stać na jednej nodze, tudzież dwóch łapach, by poprawić zmysł równowagi. Uczył ją korzystać ze wszystkich zmysłów. Tę sztukę walki mieczem nazywano Wodnym Tańcem. Inna, znana w całych Siedmiuh Królestwach, nazywała się Tańcem Królestw, Rycerzy – określany jako młócenie, walenie i siekanie. Najstarszy brat – Joran, podarował jej miecz, którym później walczyła. Nazwała go Igła, drwiąc jednocześnie ze starszej siostry. Sam Lysero podarował jej monetę – grosik z dwóch stron ozdobiony głową mężczyzny. Powiedział jej, żeby dała go człowiekowi z Morskich Krain.
Jednak żadne szczęście nie trwa wiecznie. Zamek zaatakowano, podpalając większość drewnianych budynków. Tego dnia wielu ludzi zginęło, w tym także lord Edwyn Stark, jednak jego dzieciom i małżonce udało się przeżyć. Z płonącego miasta uciekła także Nymeria. Zabrała ostatniego żywego konia i na nim wyjechała z miasta. Następnie tułała się kilka miesięcy po świecie pod fałszywymi imionami. Rodzina uznała ją za zmarłą, a dziewczyna uznała swoją rodzinę za zmarłą. Przebywała na Wschodzie, żyjąc jako Salho, pomocniczka północnego kupca. Podróżując przez Zachód wraz z młodym minstrelem, kazała zwać się Leyanną. Od nich wszystkich uciekła. Po ostatniej ucieczce złapał ją patrol lwich żołnierzy. Zabrali ją do Harrendhal, gdzie tamtejszy lwi lord od razu zapałał do niej sympatią, mimo, że młoda wilczyca nie szanowała go. Okłamywała go w wielu sprawach, a zwłaszcza w imieniu, bowiem przedstawiła się jako Arry. Uczynił ją swym podczaszym. Poza nalewaniem mu wina do kielicha, stała się towarzyszką jego rozmów. Tam też dowiedziała się o śmierci najstarszego z przyrodnich braci – Jorana. Został zamordowany na własnym weselu, które później nazwano Krwawymi Godami. Wraz z nim zginęła także lady Stark. Z zamku lwów także uciekła. Pod osłoną nocy, z podrobionym rozkazem lorda, wzięła jednego konia, ale, by wyjechać poza mury zamku musiała zabić dwóch strażników. Planowała zemstę na tych, którzy dopuścili do rozpadu jej rodziny.
Jej wierzchowiec padł kilka dni po ucieczce. Korzystając z mocy przemiany, stała się zwierzęciem. Na nowo była szczeniakiem, jednak mogła jeść już mięso, więc pożywiła się martwym koniem i ruszyła w dalszą drogę. Zapachy i dźwięki stały się wyraźniejsze, mogła polować i żywić się swymi ofiarami. Musiała uważać na ludzi, bo któż normalny nie zdziwiłby się na widok wilka z mieczem u boku?
Jako wilk dotarła do murów obronnych jednego z portów. Niewiele myśląc, przybrała postać człowieka i zaczęła szukać statku. Znalazła tylko jeden, którego kapitanem był człowiek z Morskich Krain. Nie mając przy sobie żadnych monet, poza daną przez dawnego nauczyciela, pokazała grosik mężczyźnie. Ten, na wpół zmieszany, wpół wściekły, pozwolił Nymerii płynąć statkiem. „Morska Panna”, bo tak zwała się łódź, popłynęła do Morskich Krain, gdzie wówczas jedenastoletnia dziewczyna, znalazła się w świątyni Boga o Wielu Twarzach. Jego wyznawcy wierzyli w tego samego boga, znanego na całym świecie pod innym imieniem. Śmierć uważali za dar. Kapłan z tamtej świątyni jako jedyny znał prawdziwe imię Nymerii, jednak rozkazał jej przedstawiać kolejnym nowym imieniem. Tym razem stała się Aryą znad Kanałów. Pięć dni sprzedawała ryby i małże, zaś następne pięć dni służyła kapłanowi, przeszukując trupy. Aż pewnej nocy kapłan przysłał służkę z dziwnym napojem. Nymeria, znana wtedy jako Arya, musiała go wypić. Gdy obudziła się następnego ranka, była ślepa. Od samego staruszka dowiedziała się, że ślepotę wspomaga napój, a gdy przestanie go pić – ustanie. Miał być to trening, wyostrzenie zmysłów. Wkrótce ślepej Nymerii rozkazano żebranie na ulicach, by zaczęła rozróżniać każdy dźwięków.
Niedługo po tym, nauczyła się rozpoznawać dźwięk każdej monety. Miedziane gwiazdy były prawie niesłyszalne, gdy upadały; jelenie zaś głośno brzdękały o drewnianą miskę. Zaś morska korona upadała ciężko, a gdy upadła, oznaczała tylko jedno – walkę. Nymeria walczyła z tą samą służką, która dała jej oślepiający napój. Pierwsze walki szły jej okropnie – często kończyła ze smakiem krwi w ustach, zwijając się z bólu na ziemi, ale każdego dnia poprawiała się. W końcu trafiła do świątyni, gdzie zaprzestała picia specyfiku, jednak nie zaprzestawała walk ze służącą. Ostateczna walka rozegrała się na ulicach miasta, gdzie Nymeria została dźgnięta nożem, a służka zepchnięta do wody. Nym przeżyła jedynie dzięki zmianie w wilka. Pod tą postacią uciekła z miasta, ukrywając się w wśród skrzyń. Statek cumował w Czterech Królestwach. Z pokładu wydostała się w skrzyni, a zaraz po wyskoczeniu z niej, ruszyła w stronę Bliźniaków, gdzie śmierć poniósł jej brat i jego matka. Przez kilka dni podróżowała jako wilk, jednak ostatecznie zrezygnowała. Resztę drogi przebyła jako człowiek.
Będąc już w Bliźniakach, ponownie stała się służką Arry. Udało jej się zabić dziedziców starego lorda Bliźniaków, a następnie pociąć ich ciała na kawałki i zanieść do kuchni w zwykłym worku jako mięso świni. Z mężczyzn zrobiono pasztet, który później Nymeria podała staruszkowi. Zdenerwowany nieobecnością synów lord zapytał, gdzie oni są. Spokojna, jak nigdy Nymeria odpowiedziała, że są tutaj, wskazując na jedzenie. Lord zamarł, odsłaniając mięso potrawy. Dziewczyna wytłumaczyła wszystko mężczyźnie, a jej ostatnie słowa na zawsze wryły się w jej pamięć. „Moje imię to Nymeria Stark. Chcę żebyś to wiedział. Ostatnią rzeczą jaką zobaczysz, jest uśmiechający się Stark, widzący jak umierasz.” Potem złapała, próbującego uciec lorda i przejechała sztyletem po jego gardle. Przytrzymała jego głowę, czekając na śmierć lorda. Mężczyzna udusił się we własnej krwi, tak jak ciotka Nymerii. Po całym zdarzeniu po prostu wyszła z zamku.
Wiedząc, że większość osób, które pragnęła zabić, zginęły, wyruszyła w podróż jako wilk. Uzbrojona w swój miecz, mająca przy sobie monetę od dawnego nauczyciela. Dotarła do watahy, w której postanowiła się tymczasowo osiedlić. Zrezygnowała też ze wszystkich swych przybranych imion na rzecz prawdziwego.
Ciekawostki:
  • zawsze nosi przy sobie miecz dany jej przez najstarszego z przyrodnich braci; broń zwie się Igła
  • jako człowiek jest leworęczna
  • posiada monetę, przy której każdej nocy wyszeptuje imiona osób, których śmierci pragnie
KW: Setka
Inne zdjęcia: -
Ludzkie zdjęcie: 1
Sterujący: Ashirous (howrse)//Orphan (doggi)