niedziela, 14 sierpnia 2016

Od Makoto

Chodziłem po leśnej polanie. Było nudno. Jakoś miałem przeczucie, że wtargnąłem na czyjeś terytorium, ponieważ czuć było tu różne zapachy, nieznajome mi nigdy dotąd. Przystanąłem i rozejrzałem się, orientując się gdzie jestem. Gdybym spotkał alphę, mogłoby być ciekawie. Nagle usłyszałem powarkiwania. Przybrałem pozycję bojową. Zza krzaków wyleciała jakaś mała, jasnowłosa wadera. Myślałem, że będzie gorzej.
- To terytorium jest zajęte! - warknęła. Jakbym się jej bał.
- Idź, dziecinko, bo sobie krzywdy zrobisz. - mruknąłem. - Gdzie masz matkę?
- Nie mam matki. Mam ojca i siostrę. - prychnęła. Nie odezwałem się. Nie było sensu rozmawiać z jakimś karłem. Nawet nie sięgała mi do połowy łap. Nagle coś powaliło mnie na ziemię. Czyżbym stracił czujność? Zrzuciłem szybko z siebie ciężar. Czarny wilk. Był ode mnie wyższy. Jednak nie bałem się go. Nie okazywałem żadnych emocji.
- Co tu robisz? - warknął, najwyraźniej poirytowany moją obecnością.
- Stoję... - burknąłem.
- Jak miało to być śmieszne to ci nie wyszło. - rzekł. Wywróciłem teatralnie oczami i westchnąłem.
- Nie szukam problemów. Podróżuję po prostu i się nudzę całym durnym życiem. - powiedziałem. Basior zmierzył mnie wzrokiem i uspokoił się.
- Jestem Kazan, alpha Watahy Księżycowych Wędrowców. - przedstawił się dumnie.
- Żałosna nazwa. - prychnąłem.
- Jak ci nie pasuje to możesz iść, tam jest ścieżka. - wskazał. Zignorowałem to co powiedział. Po chwili zwrócił się do tej małej obok, każąc jej iść pomóc jakiejś Kiiyuko.
- Macie jakąś robotę? - spytałem.
- W jakim sensie?
- Stanowisko, które by mnie nie nudziło. - wyjaśniłem i spojrzałem mu w oczy.
- Jest obrońca, strażnik, medyk, morderca, szpieg, wojownik, tropiciel...
- Strażnik? - przerwałem mu.
- Ano.
- Mogę je przyjąć, i tak nie mam nic lepszego do roboty... - usiadłem i przekręciłem szyją.
- Czyli mam rozumieć, że chcesz dołączyć?
- Ta, czemu nie...
- W porządku. Tylko polecam się nauczyć szacunku do alphy. - rzucił w odchodne. Zniknął za krzakami, z których wcześniej wyszedł. Pokazałem mu język. Wiedziałem, że tego nie widzi. Podniosłem się z ziemi i zacząłem iść przed siebie. Nawet nie wiedziałem, gdzie idę i gdzie kończą się te terytoria... Więc musiałem tak czy siak iść potem do tego pana wszechmocnego. Po niekrótkim czasie, poczułem jakiś specyficzny zapach. Ciekawość mną górowała. Ów woń zaprowadziła mnie do niewielkiej groty. Zapach nasilał się. Już miałem wejść do środka, kiedy nagle z niej wyskoczył człowiek. Popchnął mnie kilka metrów dalej. Przybrałem pozycję bojową. Nieduża osóbka. Krótkie, brązowe włosy, a na bogatą nie wyglądała. Bardziej obawiałem się jej uzbrojenia. Była gotowa do walki. Stała z mieczem w ręku. Wyraźnie myślała, że nie miałem dobrych zamiarów. Prawda była inna, jednak rozumiałem jej podejście. Zabawnie wyglądała. Podszedłem bliżej pokazując, że nie mam wrogiego nastawienia. Ta zaś opuściła miecz i westchnęła. Ziewnąłem przeciągle. Postanowiłem wracać. Spojrzałem jeszcze raz na dziewczynę, która wciąż mnie obserwowała i poszedłem przed siebie. Dosyć powolnym krokiem jak na mnie. Dziwna dziewucha. Jednakże, silna. Trza przyznać.

<Nymeria?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz