niedziela, 14 sierpnia 2016

od Lacie

Las tętnił życiem. Blade promienie słońca prześlizgiwały się leniwie po chropowatej korze drzew, malując je w rozdygotane, rdzawe cętki. Przywodziły one na myśl małe, żywe iskierki, gotowe zniknąć, gdy zbyt długo zawiesi się na nich wzrok. Gdzieś, hen wysoko, w koronie starego dębu, zakrakała wrona; echo jej głosu potoczyło się po lesie, zupełnie tak, jakby odezwał się nie jeden ptak, ale całe stado. Zastrzygłam uszami i podniosłam głowę, na moment skupiając całą swoją uwagę na otaczających mnie dźwiękach, jednak oprócz regularnego szumu wiatru i cichego śpiewu ptaków, nie usłyszałam nic nadzwyczajnego. Zdecydowanie nie tego oczekiwałam.
 W oddali strzeliła sucha gałązka. Podskoczyłam gwałtownie i odwróciłam się, jakby był to huk wystrzału, a nie odgłos łamanego drewna. Stanęłam nieruchomo, z postawionymi na baczność uszami. Moje dwukolorowe tęczówki poruszały się nerwowo, starając się objąć na raz jak największą ilość terenu. To nie moja wina, że byłam spięta. Zaledwie półtora godziny temu, kilkanaście kilometrów stąd zaatakowały mnie dwa srebrzystoszare wilki, nie byłam więc pewna, czy w najbliższym otoczeniu nie ma ich więcej, czekających tylko na dogodną chwilę, by rzucić się na samotną, wystraszoną waderkę...
Kilka chwil później, kiedy nic się nie stało ruszyłam dalej, chcąc jak najszybciej przejść na neutralne terytorium, gdzie oni nie mieli władzy. Nie miałam ochoty ponownie walczyć, nie chciałam robić nikomu krzywdy.

*OKOŁO PÓŁ GODZINY PÓŹNIEJ*

W moim otoczeniu nie zmieniło się prawie nic, ale ja czułam, że jestem już bezpieczna. Instynkt podpowiadał mi, że dotarłam do celu, gdzieś, gdzie nikt nie będzie miał chęci mnie zabić za samo postawienie tu łapy. Po chwili wybiegłam na znajomą łąkę, teraz mogłam przeznaczyć kilka minut na odpoczynek, zanim udam się dalej. Niewiele myśląc, rzuciłam się na miękką trawę. Mimo tego, że powiedziałam sobie twardo, że za chwilę wstanę i pójdę dalej, zapadłam w drzemkę.

< Spartakus? :3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz