Nieznajomy, błagam... Nie odbieraj mi życia, nie teraz...
Podniosłam głowę, wpatrując się w alphę, odwracającego ciało kudłacza. Splunęłam krwią, ukazując niemą wzgardę do czarnego wilka. Popatrzył na mnie i odwrócił się, mruknąwszy coś o niewdzięczności. Powolnym krokiem odszedł, jakby liczył, że mu podziękuję.
Dopiero, gdy zniknął za drzewami, spróbowałam się podnieść, wolniej niż wcześniej. Wbiłam sztych Igły w ziemię i, trzymając rękojeść, wstałam. Ból znowu odezwał się w rannej nodze, jednak zdołałam się utrzymać. Szarpnęłam mieczem, wyrywając go z ziemi i podeszłam do leżącego kudłacza. Nie schyliłam się, by przyjrzeć się jego ranie. Z wysokości kilku stóp widoczne było miejsce, gdzie miecz przebił się przez ciało. Nie zdołałabym mu pomóc, nawet gdybym chciała. Przeciągnięcie mężczyzny choćby kilka łokci, było niewykonalne. Mimo to, schyliłam się i dotknęłam rany. Krew zakrzepła, tworząc tarczę, ochraniającą uraz.
Ojcze, osądź go sprawiedliwie.
<Makoto?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz