niedziela, 21 sierpnia 2016

Od Nymerii C.D. Makoto

Zamarłam, widząc jak ostrze wychodzi z piersi kudłacza i zatrzymuje się tuż przed moją twarzą. Ze sztychu, prosto na mnie, skapywała świeża, jeszcze nie zakrzepła, krew. Przerażona, wysunęłam się spod nieprzytomnego, albo martwego, mężczyzny i sięgnęłam po miecz, podrywając się z ziemi. Nie utrzymałam się za długo na nogach - zaraz osunęłam się na kolana, próbując złapać oddech. Upuściłam Igłę.
Nieznajomy, błagam... Nie odbieraj mi życia, nie teraz...
Podniosłam głowę, wpatrując się w alphę, odwracającego ciało kudłacza. Splunęłam krwią, ukazując niemą wzgardę do czarnego wilka. Popatrzył na mnie i odwrócił się, mruknąwszy coś o niewdzięczności. Powolnym krokiem odszedł, jakby liczył, że mu podziękuję.
Dopiero, gdy zniknął za drzewami, spróbowałam się podnieść, wolniej niż wcześniej. Wbiłam sztych Igły w ziemię i, trzymając rękojeść, wstałam. Ból znowu odezwał się w rannej nodze, jednak zdołałam się utrzymać. Szarpnęłam mieczem, wyrywając go z ziemi i podeszłam do leżącego kudłacza. Nie schyliłam się, by przyjrzeć się jego ranie. Z wysokości kilku stóp widoczne było miejsce, gdzie miecz przebił się przez ciało. Nie zdołałabym mu pomóc, nawet gdybym chciała. Przeciągnięcie mężczyzny choćby kilka łokci, było niewykonalne. Mimo to, schyliłam się i dotknęłam rany. Krew zakrzepła, tworząc tarczę, ochraniającą uraz.
Ojcze, osądź go sprawiedliwie.

<Makoto?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz