niedziela, 21 sierpnia 2016

Od Virginie

Niepewnie otworzyłam prawe oko, które sklejone żółtawą mazią nie pozwalało mi, ani na spojrzenie w bok, ani tym bardziej, na zapoznanie się z własnym sanktuarium. Z początku dnia jedyne co zdążyłam zrobić, to zjeść mało wartościowe śniadanie.
Chłodny powiew wiatru łaskotał mnie mnie po pysku. Wysoka trawa ocierała się o moje łapy, szelest wyschniętej roślinności roznosił się echem po terenach sfory. Szłam. Gdzie? Sama nie miałam zamierzonego celu, przed siebie. Ominęłam się o Lodowy Wąwóz, na którym pozostałam na dłuższą chwilę. Przejrzałam wzrokiem to i owo, aż w pewnym momencie usłyszałam cichy szelest, na którego dźwięk od razu się najeżyłam.
- Co się tak boisz? - nieznana postać dosłownie syczała jak jadowity wąż, co wzbudziło moje podejrzenia.
Nie odpowiadając na zadane pytanie gwałtownie zaczęłam kręcić się w okół własnej oczy z czujnym wzrokiem i węchem. Nie byłam w stanie wychwycić żywej duszy, gdyż bodajże wilk biegał gdzie sie dało aby mnie sprowokować. Zaczęło kręcić mi się w głowie, co spowodowało upadkiem.

Jakiś samiec? Najlepiej w podobnym wieku Vir.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz