niedziela, 4 września 2016

Od Nev'a Cd Viride

 Ehh... - westchnąłem ciężko. Z powodu nie znanego. Siedziałem na środku stepów. Prawdopodobnie na środku. Było nudno. Do czasu.
- Nevuś! - krzyknął głos, który świetnie znałem.
- Nie mów tak na mnie, zdechlaku! - warknąłem ostro w stronę tego idioty, Lucka.
- Opanuj się, masz zadanie.
- Luuuuuuceeeeek, no weź... - rzekłem proszącym tonem.
- O co chodzi? - spytał lekko zdziwiony.
- Muszę teraz?
- Jak bardzo nie chcesz, to możesz potem. Ale jak narazie, Ci wytłumaczę. Na Syberii jest wilk - normalnie jak z mojego Królestwa. Weź go do mnie sprowadź. Jest zły, ale zagraża mu nawrócenie. Załatwisz go?
Nagle jakby ożyłem. Myślałem, że chodzi mu o coś innego...
- Pewnie! Już lecę!
Lucyfer pstryknął palcami, zapalił koniec mojego ogona, a zaraz byłem obok wilka. Mego celu. Nie zdołał mnie zobaczyć. Prędko zamieniłem się w materialną duszę. Poleciałem do ofiary.
- Wiiiitaaaj.... - wyszeptałem.
- Skąd? - warknął ostro rozglądając się po okolicach. Byłem dla niego niewidzialny. I poczułem to.. smak jego duszy. Była soczysta. Napawałem się nią. Była moja... w całości... Tylko moja!
- Ciii... Nie mów nic, mój drogi. Zaraz cię zniszcę. I nic po tobie nie zostanie. Nawet okruszek. A ty się z tym pogodzisz... - po tych słowach popchnąłem wilkami na zimny śnieg. Zachichotałem. Z czasem przerodziło się to w przerażający śmiech diabła. „Ugryzłem” kawałek jego duszy. Była mroczną, zimną i oschłą wredotą. Oblizałem pysk. Wilk jak każdy, kogo duszy zaczerpnąłem, zwijał się z bólu. Ale był twardy. Wstał, otrzepał się i z podkulonym ogonem szedł dalej. Stąpał po niepewnym gruncie... Na pewien czas dałem mu spokój. Zdołał się opanować. Poszedł się napić. Potężną łapą usiłował rozbić lód i dostać się do wody. Niecierpliwy ja, pomogłem mu to zrobić. Kiedy nachylił się do napoju, westchnąłem go w dziurę. Zdołał się tam zmieścić. Podtapiałem go. Nie dał rady długo wytrzymać. Puściłem. Już nieżywy opadł na dół. Potem bawiłem się jego duszyczką, i podarowałem ją Lucyferowi. No i znów znalazłem się w watasze. Trochę spacerowałam, tu i tam... Aż ujrzałem Las. Dziwny Las. Raczej puszczę. Zieloną, pełną życia. Jest życie, jest dusza... Wszedłem w początek tej całej „laso-puszczy”. Idąc ujrzałem tarzającą się w trawie jakąś głupią istotę. Prychnąłem ze śmiechu. Słyszałem jakieś szepty między nią, i leżącym obok jeleniem. Po chwili wadera - bo tak mi się wydawało - wstała na równe łapy. Przyglądałem się jej jak jakiemuś niedorozwiniętemu ślimakowi.
- Witaj, podróżny! - wykrzyknęła w moją stronę. Milczałem. Wilczyca podbiegła bliżej.
- Czego tu szukasz? - zapytała stanowczo.
- Jaaa??? Achh... Niczegoooo.... - wyszeptałem.
- Nie kojarzę Cię... Wiedz, że jak zrobisz krzywdę mi, mojej Eriv, bądź jakiemukolwiek stworzeniu, rozszarpię Cię na strzępy. - warknęła groźnie.
- Ach... Drżę że strachu, doprawdy. - odparłem lekceważąco. Byłem głupi. Wadera natychmiastowo rzuciła mnie na ziemię. Uśmiechnąłem się delikatnie.
- Zabijesz mnie? Jestem ciekaw, co na to Alfa tej watahy... Do dzieła. - rzekłem. Wilczyca pomału ze mnie zeszła.
<Viride?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz