wtorek, 16 sierpnia 2016

Od Kiiyuko C.D. Viride

Szłam sobie lasem. Dziś był wyjątkowo piękny dzień. Zapach sosen, świerków czy brzóz był były jednymi z moich ulubionych. Spojrzałam przed siebie i ujrzałam wiewiórkę, która później najzwyczajniej w świecie uciekła. Usłyszałam wołanie.
- Eriv! Eriv! Chodźże tu! No weź! Eeeeeeriiiiv! Kurczę! - wyraźnie był to głos wadery. Miły dla ucha. Pobiegłam w stronę, z którego go słyszałam, kiedy nagle przede mną ukazała się chyba właśnie ona. Przewróciła się przez własny ogon. Przyznać trzeba, urodą nie grzeszyła. Była zielona, od razu skojarzyłam ją ze Strażnikami. A oni byli różni, podobni do niej. I mieli oczywiście takie kolory, zwykle rzucające się w oczy, czyste, związane z żywiołami. Zamiast sierści miała na sobie... Rośliny. Koniczyna, zajęczy szczaw, babka lecznicza i kilka innych. Mogłam to rozpoznać, gdyż byłam szamanką. Jej ogona wydawało się nie widać końca. Lecz można było dojrzeć przebłyski morskiego koloru.
- Zgubiłaś kogoś? - spytałam.
- Uch... Tak. Moją towarzyszkę... - jęknęła. Pomogłam jej wstać.
- Jak wyglądała? - przekrzywiłam głowę w zapytaniu. Opowiedziała mi o jej wyglądzie.
- W sumie to widziałam niedawno jak przebiegała tędy jeleniopodobna. Może to ona?
- Nie wiem, byłabym wdzięczna, gdybyś pomogła mi jej poszukać. - otrzepała się.
- Nie ma problemu, chodźmy. - rzuciłam i uśmiechnęłam się.

<Viride?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz