poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Od Chevala - "Sen o dawnych czasach...", cz.1

To nie był zwykły sen. To było jakby wspomnienie. Wyraźne i realistyczne.
Zaczęło się od tego, że znalazłem się na łące, albo raczej na rozległym stepie. Za mną, nieco po mojej prawej, znajdowała się nierówna linia lasu. Pochyliłem się i zacząłe jeść soczystą, zieloną trawę. Chwilę później od strony drzew rozległo się wołanie w języku elfów. Uniosłem głowę i skierowałem wzrok w stronę lasu. Wyłoniło się z niego kilka elfów na siwych i gniadych koniach oraz jeden pieszy, mój przyjaciel i jeździec.
- Miedziogrzywy - zawołał cicho, a ja ochoczo podbiegłem do niego. Elf wskoczył na mój grzbiet. Nie potrzebował siodła. Wszyscy ruszyliśmy na południowy wschód zgodnym galopem. Przez kilka godzin pędziliśmy przez step, póki słońce nie zniżyło się na horyzoncie. Gdy jego pomarańczowa kula wisiała tuż nad ziemią, dotarliśmy do pierwszych wzgórz i tam właśnie zatrzymaliśmy się na posiłek i odpoczynek. Ja i moi końscy przyjaciele zostaliśmy napojeni, a potem oddaliśmy się skubaniu trawy. Nasi jeźdźcy w tym czasie zaspokoili swoje potrzeby. Jeden wartownik pilnował swoich kompanów w środku nocy, gdy coś zaczęło się dziać.
Do moich i pewnego siwego ogiera uszu dotarło dalekie wycie wilków. Zarżałem niespokojnie. Nie minęło wiele czasu, a cała nasza końska piątka zrobiła się niespokojna. Wilcze wycie dotarło z końcu i do uszu wartownika, bo wstał i począł budzić swoich kompanów. Wszyscy zaczęli zwijać obozowisko, a potem przymocowali bagaże do siodeł. Mój jeździec zapakował swoje rzeczy do dwóch specjalnych toreb związanych i przełożonych przez mój grzbiet. Ruszyliśmy przed siebie galopem. Przez cały czas towarzyszyło nam wilcze wycie. Aż wzeszło słońce...
CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz