Strach tnie głębiej niż miecze.
Odskoczyłam na lewo, ledwo zdążając. Chwyciłam trzon Igły lewą ręką, zaś głowicę prawą i sama zaatakowałam. Cięłam grzbiet zwierzęcia, nie mając odwagi wbić ostrza w ciało przeciwnika. Patrząc na jego wzrost i masę, zapewne utknęłoby tam. Wróg, odwrócił się i znowu zaszarżował. Tym razem nie uskoczyłam w porę, przez co jednym ze swych potężnych rogów, ranił mnie w nogę. Zawyłam, uderzając plecami o twardą ziemię. Kolejna fala bólu zalała moje ciało. Mimo to, podniosłam się ostatkami sił. Nie mogłam zginąć, zanim nie zginą moi wrogowie. Cofałam się bardzo powoli, kulejąc i unosząc ostrze na wysokość nosa. Miecz poprzecznie przecinał powietrze. Starałam się obserwować przeciwnika, jednak mimowolnie patrzyłam też na kudłacza. Leżał na ziemi, zwijając się z bólu. On też musi przeżyć, jest mi potrzebny.
Utykając, doskoczyłam do przeciwnika. Niezgrabnym ruchem przecięłam mu czoło, a zaraz po tym padłam na jedno kolano, gdy zraniona noga odmówiła współpracy. Zwierzę odskoczyło, gdy krew napłynęła mu do ślepi. Resztką sił, poniosłam się z klęczek i, tracąc wszelkie nadzieje, wbiłam sztych miecza w jedno z jego oczu. Zawył. Ostrym szarpnięciem wyrwałam ostrze i wbiłam je w drugie oko. Zawył jeszcze głośniej, zaczynając wierzgać.
Strach tnie głębiej niż miecze.
Wyrwałam Igłę i wbiłam ją w czaszkę stworzenia. Ostrze gładko przeszło przez skórę, mięśnie, aż przebiło kość.Wył, drżał, ranił mnie rogami, a potem padł martwy, tak jak jego towarzysz. Jakimś cudem, udało mi się wyjąć miecz. Po tym sama padłam na ziemię, częściowo z ran, częściowo ze zmęczenia. Wyplułam krew zmieszaną ze śliną, nie mając sił nawet na przemianę. Podpierając się Igłą, wstałam i, kulejąc, podeszłam do kudłacza. Osunęłam się na ziemię.
- Wstań... - wychrypiałam, wypluwając kolejną krew. - Wstań, wstań, wstań, wstań...
Dotknęłam jego sierści, przeczesałam ją dłonią. Była zlepiona krwią i potem. Nie potrafiłam określić, czy jest przytomny, czy nie. Ale przynajmniej żył.
<Makoto?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz