poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Od Makoto C.D. Nymeria

- Wstań... - usłyszałem nagle. - Wstań, wstań, wstań, wstań... - Był to głos Arry. Poznałem go, mimo, że był nieco zniekształcony po ostatnim wydarzeniu. Otworzyłem delikatnie oczy. Ból był nie do zniesienia, jednak nie mogłem się tak łatwo poddać. Byłbym mięczakiem setnego stopnia... Kaszlnąłem, lecz od razu poczułem metaliczny smak szkarłatnej cieczy. Poczułem dotyk na swojej sierści.
- W... Wynośmy się stąd... - powiedziałem cichym i lekko zachrypniętym głosem. Z trudem było mi cokolwiek z siebie wydusić. Ale musiałem. Dziewczyna skinęła głową. Powoli zacząłem się podnosić z ziemi. Pulsujący ból nie ustawał. Zacisnąłem szczęki, jednak dałem radę. Pyskiem pomogłem wstać dziewczynie. Pozwoliłem jej się nawet podeprzeć na mnie. Przeszliśmy niedługą drogę, aż do rzeki. Mogliśmy w nim przemyć swoje rany i odpocząć. Moja rana nie była aż tak głęboka. Prócz samego cholernego bólu... Położyłem się na boku i zamknąłem oczy. Młoda siedziała niedaleko mnie i starała się odkazić rany.
- Rozerwij ten rękaw i owiń nim nogę... - powiedziałem. - Nie będę cię potem nosił jak stracisz za dużo krwi i zasłabniesz. - mruknąłem nadal leżąc.
- "Nie będę cię potem nosił jak stracisz dużo krwi i zasłabniesz." - naśladowała mój głos, po czym uśmiechnęła się, jakby chciała o tej krwawej masakrze teraz nie myśleć.
A żebyś się tym uśmiechem udławiła.
Wywróciłem teatralnie oczami. Ostatkiem sił przemieniłem się w człowieka. Podniosłem się z ziemi, urwałem rękawy koszulki, zamoczyłem w wodzie, wykręciłem i owinąłem nimi rany. Syknąłem z bólu. Wsłuchałem się w szum wody, po czym westchnąłem. Widziałem jak ta mała mi się przygląda, zawsze tak było jak się przemieniałem. Każdy się gapił. Nawet durne wiewiórki, wróble czy gołębie. Spojrzałem na miejsce rany. Krew jeszcze nie zdążyła przeciec. Odetchnąłem z ulgą i położyłem się na trawie, obserwując niebo.
- Skąd to się wzięło w środku lasu... - pomyślałem głośno. Kompletnie nie wiedziałem co to było. Dopiero teraz do mnie dotarło, że to mogą być kolejne popierdzielone mutacje zwierząt... Kiedyś spotkałem się z czymś podobnym. Ni był to kogut, ni kot. Ale wcześniej nie zwracałem na to uwagi, bo było to drobne, a zabić można to było jednym chłapnięciem szczęką. Lecz tutaj wychodziło to ponad normę... Miał z trzy metry jak nie więcej. Rany, jaki ten świat jest posrany.

<Nymeria?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz