poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Od Midnight C.D. Cheval

Zapach był dość ciekawy i kojażył mi się z jedną z moich przygód, których trochę było przed wstąpieniem do watahy. Tylko co miało ten zapach?-pomyślałam, kiedy przechodziliśmy przez otwór.
-O, nie...-powiedziałam szeptem.
-Co się stało?-zapytał Cheval wychodząc za mną.
-Nic dobrego musimy się stąd wydostać jak najszybciej-odpowiedziałam i starałam się z powrotem przecisnąć przez otwór którym tu przybyliśmy.
-Ok, ale może coś konkretnego?-zapytał próbując powiększyć przejście.
-Eh... nie wrócimy tędy-powiedziałam zrezygnowana.
-No bo wiesz... widzisz te kilka wilków tam dalej?-zapytałam w skazując na 7 osobową grupę wilków.
-Tak? A co?
-No bo widzisz kiedyś byłam w ich watasze. Było całkiem ok, ale po pewnym incydencie...zabiłam alphę-krzywo się uśmiechnęłam.
-Co?!-zdziwił się nie mało Cheval.
-Chodź wyjaśnię ci po drodze-wskazałam na drogę, która omijała grupę wilków i prowadziła do jak mi się wydawało granic watahy.
-Więc, nie mógł się pogodzić z tym, że jego córka Kara, moja bliska przyjaciółka miała szczeniaki z bethą innej watahy. A te watahy nienawidziły się. Chciał zabić zarówno jego jak i młode. Ona nie chciała się zgodzić i przez to rzuciła się na niego, jednak on w szale rzucił nią prosto o ostre skały. Zginęła prosząc mnie abym ocaliła jej partnera i szczeniaki. Obiecałam sobię, że za wszelką cene spełnie jej ostatnie życzenie. Stanęłam przed rozwścieczonym samcem. Nie zrozumiał tego iż właśnie zabił swoją jedyną córkę. Postawiłam się mu krzycząc w twarz co zrobił, jednak on tylko zadrapał mnie w pysk. Nie byłam mu długo dłużna i rzuciłam się na niego, a w międzyczasie partner Kary zabrał młode i uciekł. Ja w tym czasie słabo panowałam nad furią i po długiej walce straciłam panowanie i zabiłam go. I tak to w skrócie wygląda.
-Czyli nie zrobiłaś tego celowo?
-Niby nie, ale w pewnym sęsie...-nie dokończyłam, ponieważ przede mną stanęła Nira-żona alphy.
-O kogo my tu mamy? Morderczynię!-krzyknęła, a obok pojawiła się pozostała 6 wilków.
-Mordercą może i jestem! Ale tak samo jak twój mężulek. Kobieto on zabił waszą córkę! Nie dociera to do ciebię?-mówiłam prostując się czym przewyższyłam waderę.
-On nie chciał to... A po co ja ci to mam tłumaczyć?-krzyczała wściekła-Może teraz ja zabije tego wilka za tobą co?
-Zostaw nas, albo wiesz co się stanie...-moje oczy przez chwilę zaświeciły całe w ostrym błękitnym odcieniu.
-Nie boję się twojej dziwnej mocy...-nie wcale dlatego się cofnęła pół metra-Brać ją!
-No i nie obejdzie się bez ofiar-powiedziałam poważnie w stronę Cheval'a.
-Poradzimy sobię-uśmiechnął się z lekka.
-Tego jestem pewna-odpowiedziałam rzucając się na waderę i jej dwóch synów w między czasie Chaval radził sobie bez najmniejszych problemów z pozostałą czwórką. Kilka razy mocno oberwałam jednak nie przejełam się zbytnio. Przykleszczyłam całą przerażoną już trójkę do skalnej ściany i moje oczy nabrały już w pełni tego błękitnego koloru.
W między czasie Cheval znokautował pozostałych.
-Nie, nie zrobię tego-powiedziałam w myślach i puściłam wykończoną walką trójcę na ziemię, stracili przytomność.
-Wracajmy do domu-uśmiechnęłam się do Cheval'a, a moje oczy odzyskiwały normalny wygląd.
-Jasne.

Cheval?
<trochę się rozpędziłam ;)>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz